Reklama

Pokaż wyniki sondy: Jak ocenisz ten temat?

Głosujący
85. Nie możesz głosować w tej ankiecie
  • Świetny temat.

    58 68.24%
  • Temat jak wszystkie. Nic szczególnego.

    18 21.18%
  • Kompletne dno.

    9 10.59%
Strona 23 z 28 PierwszaPierwsza ... 132122232425 ... OstatniaOstatnia
Pokazuje wyniki od 331 do 345 z 411

Temat: Pływanie

  1. #331
    Avatar yeeq
    Data rejestracji
    2010
    Posty
    1,634
    Siła reputacji
    16

    Domyślny

    dwie sprawy
    1. czy chlor moze zniszczyc mi spodenki ?
    2. czemu okulary mi paruja od srodka ? kiedys tego nie bylo

  2. #332
    Avatar brana94
    Data rejestracji
    2010
    Położenie
    Rybnik
    Wiek
    30
    Posty
    453
    Siła reputacji
    16

    Domyślny

    Pływać się nauczyłem niedawno bo w zeszłym roku, całe życie miałem opory ale się spiąłem i nie żałuję. ;))

    Pływanie zawsze spoko, staram się chociaż raz w tygodniu 2 godzinki na basenie popływać. ;))

    Teraz pytanko, jakieś dobre okularki tak do 60 zł +/- Z góry dziękuję ;))
    Niektórzy są mili, ja mówię prawdę.

  3. #333
    Avatar Remios
    Data rejestracji
    2007
    Wiek
    31
    Posty
    470
    Siła reputacji
    19

    Domyślny

    Cytuj Słoń napisał Pokaż post
    Cytat został ukryty, ponieważ ignorujesz tego użytkownika. Pokaż cytat.
    dwie sprawy
    1. czy chlor moze zniszczyc mi spodenki ?
    2. czemu okulary mi paruja od srodka ? kiedys tego nie bylo
    1. Zwykłe kąpielówki są niszczone przez chlor w przeciągu miesiąca (jeśli chodzisz systematycznie na basen). Ten okres można przedłużyć m.in. poprzez opłukiwanie ich zimną wodą po każdej wizycie na basenie. Ogólnie jeżeli chodzisz często to lepiej jest zaopatrzyć się w kąpielówki ENDURANCE+, co oznacza odporność na chlor, a te kąpielówki starczą nam na kilka lat (jest to według mnie duża oszczędność pieniędzy, m.in. dlatego że zwykłe kąpielówki kosztują 25zł~, a te odporne na chlor około 100zł~. Wydając na miesiąc te 25zł tracimy więcej pieniędzy niż za te które możemy kupić jednorazowo i cieszyć się z nich bardzo długo)

    2. Praktycznie każde okulary mają powłokę ANTI-FOG od środka szkiełek. Ta warstwa niestety nie jest wieczna. Poprzez nadmierne dotykanie i rysowanie palcami wewnętrznej warstwy szkiełek ta warstwa szybko ci zejdzie. Jeżeli chcesz mieć nieparujące okularki to polecam ci spray anti-fog, który po naniesieniu daje pożądany efekt czystych szkiełek podczas pływania, np. ten http://www.swimshop.pl/sklep/okulary...rid,13807.html




    Cytuj brana94 napisał Pokaż post
    Cytat został ukryty, ponieważ ignorujesz tego użytkownika. Pokaż cytat.
    Teraz pytanko, jakieś dobre okularki tak do 60 zł +/- Z góry dziękuję ;))
    Wytrzymałe, solidne, bardzo dobra widoczność i ochrona UV. Polecam.

    http://www.swimshop.pl/produkt/prd,S...rid,15472.html

  4. Reklama
  5. #334
    Avatar yeeq
    Data rejestracji
    2010
    Posty
    1,634
    Siła reputacji
    16

    Domyślny

    jak mam spodenki do plywania 100% poliester to one tez sie zniszcza ?
    bo wczesniej wydalem 130zl na spodenki do plywania na basenie,takie jak mi kolesiowa polecila i sie dziury zrobily po jakims czasi ._.

  6. #335
    Avatar Remios
    Data rejestracji
    2007
    Wiek
    31
    Posty
    470
    Siła reputacji
    19

    Domyślny

    Cytuj Słoń napisał Pokaż post
    Cytat został ukryty, ponieważ ignorujesz tego użytkownika. Pokaż cytat.
    jak mam spodenki do plywania 100% poliester to one tez sie zniszcza ?
    bo wczesniej wydalem 130zl na spodenki do plywania na basenie,takie jak mi kolesiowa polecila i sie dziury zrobily po jakims czasi ._.
    Tu chodzi o powłokę ENDURANCE. Jeżeli jej nie ma to jakie by kąpielówki nie były, to się zniszczą. Zobacz czy jest jakiś napis tego typu na nich. A dziury mogą powstać nie tylko od chloru, ale także od złej konserwacji kąpielówek. Po każdej wizycie przemywaj je wodą i trzymaj z dala od nasłonecznienia i ostrych krawędzi plecaka czy miejsca gdzie je przechowujesz.

  7. #336
    Avatar yeeq
    Data rejestracji
    2010
    Posty
    1,634
    Siła reputacji
    16

    Domyślny

    no tej powloki nie maja,bede pamietal o tym przy zakupie nastepnych spodenek w takim razie ; d

    i to sa takie jakby wypalone dziury,nie wiedzialem,ze chlor ma taka moc ; d

  8. Reklama
  9. #337

    Data rejestracji
    2010
    Położenie
    Myszków
    Wiek
    32
    Posty
    2,793
    Siła reputacji
    17

    Domyślny

    a ja mam jeszcze takie pytanie co do spalania kalorii :D czym spalę ich więcej żabka/kraul ? Domyślam się, że kraulem ale czy to jakaś kolosalna różnica czy jak?

  10. #338
    Avatar Remios
    Data rejestracji
    2007
    Wiek
    31
    Posty
    470
    Siła reputacji
    19

    Domyślny

    Cytuj Xeanix napisał Pokaż post
    Cytat został ukryty, ponieważ ignorujesz tego użytkownika. Pokaż cytat.
    a ja mam jeszcze takie pytanie co do spalania kalorii :D czym spalę ich więcej żabka/kraul ? Domyślam się, że kraulem ale czy to jakaś kolosalna różnica czy jak?
    Wszystko zależy od intensywności twoich ćwiczeń i techniki danego stylu. Kalorii spala się więcej wtedy gdy zaangażowanych jest więcej mięśni. Wiadome jest np. że techniczne pływanie motylem jest cięższe od pływania żabą. Staraj się dobrać taki styl, który wychodzi ci najlepiej, którym wiesz że pływasz poprawnie.

    A konkretnie odpowiadając na twoje pytanie, to kraul na pewno pozwala ci zrzucić więcej kalorii, ale dla laika nie ma zasadniczej różnicy w spalaniu w obu stylach. Najważniejsze aby pływać czysto i technicznie, aby nasze ciało prawidłowo się rozwijało.

  11. #339
    Avatar Remios
    Data rejestracji
    2007
    Wiek
    31
    Posty
    470
    Siła reputacji
    19

    Domyślny

    Prawidłowy oddech



    Oddychanie wydaje się rzeczą prostą, czasami wręcz oczywistą, lecz gdy pływamy pobieranie niezbędnego tlenu może stwarzać nam wiele kłopotów. Mówi się, że osoby, które oddychają w wodzie tak spokojnie jak na lądzie potrafią zwiększyć dystans pływania z mniejszym wysiłkiem. Warto jest się zastanowić nad tym w jaki sposób my kontrolujemy prace płuc w wodzie. Być może myślicie, że są to porady dla kompletnych nowicjuszy. Nic z tych rzeczy. Prawdziwi zawodowi pływacy przed ważnymi zawodami godzinami trenują strategię oddychania. Po wielu godzinach ćwiczeń, pływak podczas zawodów, zachowuje się w wodzie w sposób naturalny. Wszystkie jego ruchy i oddechy są wykonywane automatycznie, ponieważ wynikają z wyćwiczenia.



    Dochodząc do sedna, jest kilka punktów do których powinniście się odnosić podczas doskonalenia oddechu w wodzie:



    Spokój



    Nie zdajemy sobie sprawy jak ważne jest dla nas rozluźnienie mięśni twarzy podczas pływania. Decydują one o umiejętnym oddychaniu. Zapewne wiecie w jaki sposób wasza twarz, usta, nos pracują podczas biegu na lądzie. W identyczny sposób osoba powinna zachowywać się w wodzie, lecz jest to trochę trudniejsze niż na suchym lądzie. Pływak, który napina swoje mięśnie pod wodą zazwyczaj wstrzymuje oddech, co doprowadza do braku wydechu pod wodą. Przez to musimy wydychać powietrze nad wodą i wdychać je ponownie w tym samym czasie. Dezorientujemy nasze ruchy poprzez chaotyczne oddychanie. Można powiedzieć, że ciągniemy je w ciągłym zdenerwowaniu. Starajcie się kontrolować swój stan umysłu i nie dać się ponieść niepotrzebnym nerwom.




    Pamiętaj o wydechu



    Tak jak wydychamy powietrze na lądzie, tak i wydychamy powietrze pod wodą. Jest kilka sposobów wydychania zbędnego powietrza z płuc. Jedni wolą robić to samymi ustami, drudzy wybierają sam nos, jeszcze inni łączą w wydechu usta i nos. Są też tacy, którzy zakładają zatyczkę na nos, dzięki której czują się swobodniej i mogą spokojnie wydychać powietrze przez usta. Nie ważne jak to robimy, ważne aby te powietrze wydychać. W czasie wynurzenia, mamy moment na zaczerpnięcie powietrza, którego wcześniej powinniśmy się jak najszybciej pozbyć.



    Pamiętaj o wdechu



    Niby sprawa oczywista, lecz nie zawsze udaje się nam to wykonać. Szczególnie wtedy gdy w grę wchodzi stres, panika, impet rytmicznie posuwających się ramion. Zapominamy o tym jak ważne jest zaczerpnięcie odpowiedniej ilości powietrza. Wdech opiera się bezwzględnie na wydechu. Jeżeli wcześniej prawidłowo wykonamy wydech pod wodą, wdech nie powinien sprawiać nam problemów. Powietrze samo powinno napełnić nasze płuca w szybki i nie męczący sposób.



    Wydłuż wydech



    Pamiętaj, że wydech powinien trwać mniej więcej 2 razy dłużej niż wdech. Dzięki temu powietrze może spokojnie przepływać.



    Nie panikuj podczas zachłyśnięcia



    Niby błahostka, lecz zdarza się nawet profesjonalistom. Jeżeli już do tego dojdzie, starajcie się ułożyć swój język tak jakbyście chcieli wymówić głoskę "K". Dzięki takiej pozycji języka woda nie przedostanie się do gardła.




    To wszystko w tym temacie. Nie bójcie się pytać, jestem tu po to żeby pokierować waszymi postępami i pomóc w potrzebie.

    Już wkrótce, więcej porad dla początkujących i tych bardziej zaawansowanych.

    Życzę powodzenia w ćwiczeniach i treningu.

    Remios_Swat
    Ostatnio zmieniony przez Remios : 06-11-2012, 00:08

  12. Reklama
  13. #340
    Avatar Remios
    Data rejestracji
    2007
    Wiek
    31
    Posty
    470
    Siła reputacji
    19

    Domyślny

    Autobiografia Michaela Phelpsa



    Dziś ma miejsce premiera Autobiografii Michaela Phelpsa. Z tego też względu wyłapałem jej fragment w sieci. Na mnie zrobiło to ogromne wrażenie. Wiele ciekawych rzeczy z codziennych treningów profesjonalisty. Świetnie się czyta tekst z wieloma dialogami. Samej postaci nie muszę chyba przestawiać. Sam myślę nad kupnem książki po przeczytaniu tego krótkiego wycinka. Zresztą zobaczcie i oceńcie sami. Gorąco polecam!!




    Rozdział 1


    Mój własny cud


    Wieczorem przed moim pierwszym wyścigiem na olimpiadzie w Atenach wystąpiłem w filmie. Wcale nie żartuję: siedziałem sobie we własnym pokoju w wiosce olimpijskiej i oglądałem film Cud w Lake Placid, który ukazuje historię amerykańskiej drużyny hokejowej biorącej udział w olimpiadzie zimowej w 1980 roku. Wcześniej widziałem ten film już dwa razy. Jest w nim jedna scena, która naprawdę chwyta za serce. Jakieś cztery miesiące przed zdobyciem złotego medalu w Lake Placid, co uskrzydliło cały naród, drużyna ta rozgrywała mecz towarzyski w Norwegii. Ten mecz głęboko wrył się zawodnikom w pamięć. Amerykanie zremisowali, ale ich powolna gra rozjuszyła trenera Herba Brooksa. Po meczu zawodnicy myśleli, że będą mogli wreszcie odpocząć, tymczasem Brooks, za nic sobie mając ich zmęczenie, kazał im jeździć po lodowisku od jednej bramki do drugiej. Kiedy kończyli jeden przejazd, trener gwizdał i wrzeszczał: „Jeszcze raz!”. Więc jechali znowu tam i z powrotem. „Jeszcze raz!” Zawodnicy z trudem łapali powietrze. „Jeszcze raz!” Padali z wyczerpania. „Jeszcze raz!” Wkrótce pojawił się pracownik obsługi lodowiska i wyłączył światła, ale Brooksowi jeszcze było mało. „Jeszcze raz!” Po kilkudziesięciu takich „jeszcze raz!” trener w końcu pozwolił zawodnikom zjechać do szatni. Po tym doświadczeniu wiedzieli, że bez względu na wynik Brooks nie odpuści, póki nie zmusi ich, żeby dali z siebie wszystko. Bez względu na to, na kogo mieli trafić na olimpiadzie – nawet na Sowietów, którzy byli na pozór nie do pokonania – wiedzieli, że tamtego wieczora przezwyciężyli już coś trudniejszego: te niekończące się „jeszcze raz!”. Owej nocy mogli szczerze nienawidzić za to trenera, ale czy bez niego byliby tak dobrzy?

    Teraz przenieśmy się w czasie o 24 lata do przodu. Basen North Baltimore Aquatic Club, luty 2004 roku. To miał być łatwy piątkowy trening, w sumie może 4500 metrów. W porównaniu z tym, ile zwykle pływamy, niecałe 5 kilometrów to spacerek. Tymczasem właśnie tego dnia mój trener Bob Bowman wcielił się w rolę Herba Brooksa. Zaczęliśmy od ćwiczeń nożyc: 75 jardów (niecałe 70 metrów) samymi nożycami na pełnej prędkości, potem 50 jardów (około 45 metrów) bez wysiłku. Po paru takich cyklach zaczyna się odczuwać pieczenie w mięśniach nóg, więc po wyjściu z basenu człowiek robi się lekko chwiejny. Ale jeśli ćwiczy się wystarczająco długo, mięśnie robią się mocniejsze i na zawodach można pracować nimi silniej i efektywniej. Tym razem mieliśmy powtórzyć to ćwiczenie osiem razy, ale najwyraźniej nie poszło nam za dobrze. Pamiętam, że Bob powiedział:

    – No, dalej, zróbcie to jak należy.

    Więc zamiast ośmiu zrobiło się dziesięć.

    – Nie obijać się! – krzyczał Bob.

    I doszliśmy do dwunastu.

    – Skoro się nie przykładacie, to po co w ogóle startować?

    Piętnaście. I nie koniec na tym.

    – Powiedziałem: pełna prędkość.

    Osiemnaście. A trzeba wiedzieć, że kiedy Bob naprawdę się wkurza, po prawej stronie pojawia mu się na szyi żyła, która robi się coraz większa i wyraźniejsza. Przy dwudziestym czwartym cyklu na liczniku nabrzmiała żyła Boba wyglądała już jak druga szyja.

    Kiedy tego dnia wychodziłem z basenu, mogłem owinąć sobie nogi wokół widelca i polać sosem pomidorowym, bo czułem, jakbym zamiast nich miał spaghetti. Wtedy dopiero poczułem pieczenie w mięśniach! Czy to możliwe, żeby na olimpiadzie było aż tak ciężko? Przypomniał mi się tamten film, bo gdyby nie ten ogromny wysiłek, gdyby nie tych parę dni, kiedy amerykańscy hokeiści musieli się czuć, jakby zamiast nóg mieli spaghetti, nie byliby w stanie dokonać swojego cudu. Pracowali na niego. Ktoś musiał ich wziąć do galopu. Sami musieli zmusić się do tego wysiłku. Zżyli się jak rodzina. Dojrzeli. Zrozumieli, że zanim przyjdzie zwycięstwo, musi narodzić się zaangażowanie – prawdziwe zaangażowanie, o którym nigdy wcześniej im się nie śniło, że będą do niego zdolni. I nie dokonaliby tego sami. Tamtej nocy w wiosce olimpijskiej przed najważniejszym wyścigiem w moim życiu zasnąłem i śniłem Cud w Lake Placid.
    Następnego ranka obudziłem się o siódmej, podekscytowany jak nigdy w życiu. Zazwyczaj zaczynam się niepokoić w samym środku najbardziej intensywnej części treningu. Kiedy zbliża się ważny wyścig, rozluźniam się, bo wiem, że ciężka praca już za mną, a teraz to, co najlepsze: dreszcz związany z rywalizacją. Podczas pierwszej soboty tych igrzysk nie mogłem się doczekać, kiedy znowu wskoczę do wody. Tego dnia miałem konkurencję 400 metrów stylem zmiennym: ośmiu najlepszych pływaków z kwalifikacji rozgrywanych przed południem awansowało do wieczornego finału. Przed porannym pływaniem stosowałem się do ustalonego porządku, który drobiazgowo zaplanował Bob: zjadłem lekkie śniadanie z owsianki, dokładnie dwie godziny przed wyścigiem porozciągałem się przez pół godziny, przez 35 minut wykonywałem ćwiczenia i nieforsownie pływałem, aż do pół godziny przed startem się relaksowałem, następnie włożyłem kostium, w którym miałem wystąpić, na dziesięć minut przed rozpoczęciem krótko się przepłynąłem i stanąłem przy słupku startowym, gotów do wyścigu. Bob ma wewnętrzny stoper szalonego naukowca. Jeśli w planie dnia zdarza się choćby parominutowy poślizg albo jeśli w międzyczasach poślizg wynosi choćby setne części sekundy, nabrzmiewa mu żyła i Bob zaczyna się wydzierać. On nie pozwala, by o czymkolwiek decydował przypadek.


    Nie rozmawialiśmy z Bobem za wiele o porannych eliminacjach, co było dobrym znakiem. Podczas kwalifikacji miałem najlepszy czas i przed wieczornym finałem byłem traktowany jako faworyt. Rok wcześniej wygrałem wyścig na 400 metrów stylem zmiennym podczas mistrzostw świata w Barcelonie, ustanawiając rekord świata. Miałem w perspektywie być może osiem czekających mnie występów, dlatego i moim, i Boba zdaniem dobrze się złożyło, że tego pierwszego wieczora wypadł finał 400 metrów stylem zmiennym – „spokojna” konkurencja.

    Pomiędzy występami rozmawiałem krótko z Erikiem Vendtem, innym amerykańskim pływakiem biorącym udział w tym wyścigu. Mówiliśmy o tym, że dobrze by było finiszować na dwóch pierwszych pozycjach – tak jak to zrobiliśmy miesiąc wcześniej podczas kwalifikacji olimpijskich w Long Beach. Niestety rano Erik nie popłynął zbyt dobrze i ledwo zakwalifikował się do finału, zajmując ósme miejsce.

    – Daj spokój – powiedziałem. – Nie byłeś sobą i dobrze o tym wiesz. Wieczorem im pokażemy.

    Godzinę później byłem z powrotem w wiosce. Miałem nadzieję odpocząć, ale jakoś w żaden sposób nie mogłem zasnąć. Zwykle po pływaniu jestem tak wyczerpany, że śpię jak kamień, a w krótkiej drzemce nie mam sobie równych. Ale tego dnia nie miałem szczęścia. Przez całe dwie godziny gapiłem się w sufit nad głową. To tak, jakby kazać dziecku zasnąć w wieczór wigilijny. Nie ma szans. Oczekiwanie jest zbyt silne – tyle że u mnie nie było to coś, na co czekałem od poprzednich świąt Bożego Narodzenia; czekałem na to, odkąd pamiętam, że miałem w życiu jakieś cele. Jeden złoty medal. O tym myślałem od 1992 roku, kiedy zdałem sobie sprawę, że umiem pływać. Ilekroć reporterzy pytali mnie, czy wyrównam albo pobiję rekord Marka Spitza, czyli siedem złotych medali podczas jednych igrzysk olimpijskich, przypominałem im, że moim marzeniem jest zdobyć jeden. Może dlatego nie mogłem tego popołudnia zmrużyć oka – moje marzenie było w zasięgu ręki, mogło się spełnić za kilka godzin. Kiedy zasypiam, zdarza mi się, że wyścig wręcz mi się śni: od startu do samej mety. Bywa też, że kiedy zasypiam, wyobrażam sobie to bardzo dokładnie – wiem, jak ma wyglądać mój występ: mam skoczyć, wpaść do wody, przepłynąć basen, wykonać przewrót, odbić się od ściany, uzyskać międzyczas z dokładnością do jednej setnej, po czym przepłynąć basen jeszcze tyle razy, ile trzeba do ukończenia wyścigu. Za pierwszym razem takie wyobrażenie jest bardzo żywe, ale kiedy je powtarzam, w końcu zasypiam – jakbym liczył barany. No ale wyobrażać sobie to przez dwie godziny? Zgadniecie, co się dzieje, kiedy człowiek przez dwie godziny gapi się w sufit? Nic: sufit nie zmienia się od gapienia się w niego. Zabierzcie mnie stąd! Chcę znowu do wody!

    O wpół do piątej zgromadził się spory tłumek sportowców i trenerów z zamiarem wejścia do autobusu mającego zawieźć nas na pływalnię.

    – Michael, rusz się trochę. Przesuwaj się do drzwi – ponaglał mnie Bob. – Musimy wejść do tego autobusu, bo będziemy mieli opóźnienie.

    Odwróciłem się i odburknąłem:

    – Co mam zrobić? Nic nie poradzę! Wszyscy akurat teraz wyjeżdżają – nie rozumiesz?

    Obu nam udało się wejść do tego autobusu, ale w czasie jazdy nie rozmawialiśmy ze sobą. Bob wiedział, że jestem podenerwowany: tak spiętego przed wyścigiem jeszcze mnie nie widział.

    Na basenie zrobiłem taką samą rozgrzewkę jak rano i chwile poprzedzające wyścig mijały całkiem powoli. W końcu wszedłem na płytę, a w moich słuchawkach rozlegała się piosenka Eminema ‘Til I Collapse. Jestem zagorzałym fanem hip-hopu i przez miniony rok przed każdym wyścigiem słuchałem tej piosenki. Nie będę powtarzał tu całego tekstu, ale jego początek brzmi tak:

    Czasem jesteś zmęczony, słabniesz.

    Kiedy słabniesz, chcesz się już poddać,

    ale wtedy poszukaj w sobie wewnętrznej siły.

    Wytarłem ręcznikiem słupek na swoim torze o numerze cztery, zdjąłem słuchawki i rozciągnąłem mięśnie nóg: najpierw oparłem się na prawej, a potem na lewej. Stojąc na słupku, zawsze wykonuję ten sam rytuał: skłon, wyciągnięcie ramion nad głowę, trzykrotne bardzo szybkie zamachnięcie się ramionami wokół klatki piersiowej. Potem przyjmuję pozycję startową (z jedną nogą wysuniętą do przodu), czekam na głośny sygnał i skaczę.

    Kiedy wskoczyłem do basenu, Rowdy Gaines, mistrz olimpijski z roku 1984, a w Atenach komentator stacji NBC, mówił widzom: „Tego wieczora Ameryka usłyszy o Michaelu Phelpsie”.

    Wyścig na 400 metrów stylem zmiennym polega na przepłynięciu 100 metrów, czyli dwóch długości basenu, każdym stylem: motylkowym, grzbietowym, klasycznym i dowolnym. Mój plan na ten wyścig był całkiem prosty: nabrać jak największej przewagi – jeśli mi się uda, na dwie długości ciała – przed stylem klasycznym, w którym jestem najsłabszy. Bob chciał, żebym uzyskał czas tylko trochę lepszy od mojego rekordowego tempa i żebym nie pobił go za szybko.

    Czas, jaki miałem po stylu motylkowym, 55,57 sekundy, był lepszy od 55,66, które uzyskałem miesiąc wcześniej podczas kwalifikacji olimpijskich w Long Beach, kiedy pobiłem rekord świata. W trakcie wyścigu w Atenach nie znałem aktualnego międzyczasu, ale czułem, że płynę bardzo dobrze.

    Kiedy płynę stylem grzbietowym, widzę tablicę wyników, więc zwykle patrzę wtedy na zegar. Wiedziałem, że jestem na dobrej drodze do celu i czułem, że zaczynam wyprzedzać pływaków na sąsiednich torach o dwie długości – tak, jak chciałem.

    Etap stylu klasycznego zawsze wydaje się trwać wieczność. Ponieważ ręce nie mogą wynurzać się spod powierzchni wody, przepłynięcie 100 metrów stylem klasycznym trwa jakieś 10 sekund dłużej niż na przykład stylem dowolnym. Udało mi się nie stracić zbyt wiele ze swojej przewagi. Przed sobą miałem ostatnie 100 metrów.

    Kiedy odbiłem się po raz ostatni od ściany i brakowało mi już tylko 50 metrów, popatrzyłem w lewo i zobaczyłem, że na trzecim torze Włoch Alessio Boggiatto dociera do ściany. Potem popatrzyłem w prawo i zobaczyłem Węgra László Cseha, który właśnie dotyka ściany na piątym torze. Zawodnicy, którzy podczas kwalifikacji uzyskują najlepszy czas, dostają środkowe tory w czasie finału, dzięki czemu zwykle mogą śledzić najgroźniejszych rywali. W tym momencie już wiedziałem, że za chwilę zdobędę złoty medal, o którym myślałem, mówiłem, a nawet śniłem przez większość życia. Przez ostatnie 25 metrów uśmiechałem się przez wodę. Rzadko to robię podczas treningów – chyba że ktoś mnie rozśmieszy w czasie jakiegoś mało forsownego pływania – a podczas wyścigów nie robię tego nigdy. Pamiętam, że tego wieczora uśmiechałem się, dopływając do ściany.

    Natychmiast po finiszu każdego wyścigu patrzę w górę i szukam na trybunach swojej mamy Debbie. I robię tak nie tylko dlatego, że ona jest przy mnie na każdym wyścigu: ona jest przy mnie we wszystkim. Wychowywała mnie samotnie od siódmego roku życia i zawsze bezwarunkowo mnie wspierała – nie tylko wtedy, kiedy na końcu wyścigu się uśmiechałem. Dlatego zanim spojrzałem na tablicę wyników, popatrzyłem w górę i odszukałem wzrokiem mamę. Stała razem z moimi siostrami Whitney i Hilary i wszystkie trzy wiwatowały. Kiedy je zobaczyłem, zerknąłem na zegar i ujrzałem obok swojego nazwiska litery WR, world record, czyli rekord świata. Podniosłem rękę do góry, ale czułem się, jakbym był w transie. Byłem pierwszy w tym wyścigu, ale to, że go wygrałem, dotarło do mnie dopiero wtedy, kiedy spojrzałem na tablicę i zobaczyłem numer 1 przy swoim nazwisku. Czekałem, aż na wyświetlaczu pojawi się następne nazwisko, i dopiero wtedy dopuściłem do głosu tłumione emocje. Następny był zawodnik z pierwszego toru.

    – Mike! Mike!

    To krzyczał Erik, który w tym momencie przepływał do mnie pod liniami oddzielającymi tory. Nawet nie zauważyłem, że to on był drugi. Zajęliśmy pierwsze dwa miejsca.

    – Udało się, Vendt, udało się! – wrzeszczałem. – Udało nam się!

    W tym momencie cieszyłem się ze zwycięstwa Erika tak samo jak z własnego. Już cztery lata wcześniej Erik zdobył srebro, finiszując za naszym kolegą z drużyny Tomem Dolanem na olimpiadzie w Sydney. Nikt nie pracował ciężej, nikt nie zasłużył bardziej na medal niż Erik. Wśród naszych zawodników klasyfikuje się go na miejscach od piątego do dziesiątego, ale to dość łaskawa ocena. Erik jest pozbawiony tych wszystkich fizycznych atutów, którymi cieszą się inni pływacy, ale nadrabia ciężką pracą. Nigdy nie myślałem, że będę świętował to wydarzenie z kibicem Red Sox, ale kiedy takie zwycięstwo dzieli się z kolegą z drużyny, ma jeszcze słodszy smak.

    – Udało nam się, Vendt!

    Uściskaliśmy się z Erikiem i wyszliśmy z basenu. Kiedy przechodziliśmy przez znajdującą się pod trybunami strefę dla mediów, gdzie stojący za barierkami reporterzy zadają krótkie pytania, wciąż miałem zamęt w głowie. Byłem do tego stopnia skołowany, że nie pamiętam, co mówiłem. Wtedy dopadł do mnie Bob i dał mi do ręki gorący kubek. Proporcjonalnie do zużywanej energii muszę odpowiednio starać się utrzymywać wagę i po wyścigach czy długich sesjach treningowych nie dopuszczać do utraty substancji odżywczych z organizmu.

    – Strasznie jestem z ciebie dumny – powiedział trener.

    – To było niesamowite – odpowiedziałem.

    W tym momencie Bob chciał jak najszybciej zabrać mnie na basem treningowy, żebym mógł ostudzić się, pływając, i pozbyć się części zakwasów z mięśni nóg. Zwłaszcza w perspektywie trzech kolejnych wyścigów zaplanowanych na następny dzień wystudzenie się po zakończeniu wyścigu było równie ważne jak rozgrzewka przed nim.

    Po każdym występie musimy poddawać się kontroli antydopingowej. Wprawdzie nie trzeba jej przechodzić bezpośrednio po wyścigu, jednak zawsze zaraz po występie musimy zgłosić się do członka zespołu kontrolnego i podpisać formularz potwierdzający, że poinformowano nas o badaniu. Tego wieczora również pojawił się taki pracownik i zaczął mówić w zwolnionym tempie:

    – Pa-nie Phelps, został, został pan, chciałem powiedzieć, że został pan wy-bra-ny do kontroli anty-do-pingowej. Może pan, ma pan, pa-nie Phelps, możliwość, jeśli mogę wy-jaśnić...

    W tym momencie wkroczył Bob.

    – Dawaj pan ten papier do podpisu i już!

    Teraz to Bob był spięty. Jego zadaniem było chronić mnie przed euforią i depresją, ale nie było to teraz łatwe: większej euforii nie doświadczyłem nigdy w życiu. Dotarłem na basen treningowy za trybunami i zacząłem pływać, wciąż uśmiechając się przez wodę. Pojawił się inny pracownik i kazał Bobowi przygotować mnie do ceremonii wręczenia medali.

    – Za pięć minut pański zawodnik ma być na miejscu – powiedział.

    – Według planu ceremonia jest dopiero za dwadzieścia minut – odpowiedział Bob.

    – Tak, ale zawodnicy muszą czekać...

    – Pan wybaczy, będziemy za kwadrans.

    Ceremonia wręczenia medali była fantastyczna. Już wcześniej zdarzało mi się stawać na podium, ale nigdy dotąd nie wywalczyłem medalu na olimpiadzie – i wszystko działo się tak szybko... Najpierw wyczytano nasze nazwiska i udekorowano nas medalami. Potem dla uczczenia starożytnych igrzysk rozgrywanych w Grecji włożono nam na głowy wieńce, które nosiliśmy do końca ceremonii. Nie wiedzieliśmy, że tak ma być, więc byliśmy lekko zdezorientowani, kiedy rozległ się amerykański hymn. Zdjąłem wieniec z głowy i przycisnąłem go do piersi.

    Mama zawsze uczyła mnie, żebym mimo napięcia i emocji starał się zachować spokój. Śpiewałem hymn przez zaciśnięte zęby, próbując równocześnie nie stracić panowania nad sobą. Kiedy patrzyłem na flagi, przed oczami przesuwały mi się migawki pokazujące dzieciaka z Baltimore, który boi się wody, i nauczycielkę, która mówi, że ten dzieciak nic nie osiągnie, bo nie umie się skupić. Widziałem trenera, który każe temu dzieciakowi przepłynąć dwadzieścia cztery razy basen tam i z powrotem, widziałem rodzinę, która we wszystkim go wspiera. Czy to naprawdę ja byłem tym dzieciakiem, który teraz tu stoi? Na słowa „home of the brave” („ojczyzną dzielnych ludzi”) przymknąłem powieki, prawie jakbym chciał zrobić jeszcze jedno zdjęcie, na które mógłbym potem patrzeć oczyma wyobraźni.

    Razem z Erikiem poszliśmy w stronę sektora dla fotografów, gdzie przystanęliśmy i pozowaliśmy do zdjęć. Patrzyłem w górę, tam, skąd z trybun nagrywała mnie kamerą Hilary. Spojrzałem wyżej i dostrzegłem Dolana, który zwykle powtarza słowa dwa razy, kiedy się czymś choćby odrobinę przejmuje.

    – Tak, tak, tak, tak! Świetnie, świetnie, świetnie! – wrzeszczał, najwyraźniej przejęty dużo bardziej niż odrobinę.

    W tym momencie pojawiła się mama. Rzuciłem na trybuny w jej stronę kwiaty i dopiero potem wróciłem na basen treningowy.

    Pływałem jeszcze przez trzy kwadranse, poszedłem na masaż i zadzwoniłem do Hilary.

    – Gdzie jesteście? – spytałem.

    – Jesteśmy za ogrodzeniem, za tobą, ale chcą nas wyrzucić.

    – Poczekajcie – powiedziałem. – Chcę się z wami zobaczyć.

    Po minucie już widziałem mamę i siostry machające do mnie zza ogrodzenia. Podciągnąłem się, żeby ucałować Whitney i Hilary. Potem one podstawiły mamie betonowe bloczki, żeby też mogła się ze mną wycałować. Na szczęście ochrona nam nie przeszkadzała. Byliśmy z dala od chmary reporterów i nie musiałem powstrzymywać emocji, bo nikt poza Hilary nie robił zdjęć. Wyszliśmy na moment z centrum uwagi i mieliśmy te chwile dla siebie. Przecisnąłem dłonie przez otwory w ogrodzeniu, żeby mama mogła mnie chwycić. Potem pokazałem medal i powiedziałem:

    – Patrz, mamo: jest.

    Włożyłem jej go do ręki, żeby mogła potrzymać. Łzy znowu zakręciły mi się w oczach, tak samo jak zakręciły się mamie. To była taka chwila, kiedy chce się powiedzieć milion rzeczy naraz, bo tyle myśli przepływa człowiekowi przez głowę. A mimo to nie mówi się prawie nic. Na pewno powiedziałem coś więcej niż tylko:

    – Udało się, mamo, udało się – ale byłem tak nieprzytomny, że wiele więcej nie pamiętam.

    W pewnym momencie usłyszałem jakiś głos:

    – No, co tam u was?

    No i oprzytomniałem. To był Bob. Dotychczas stał z boku i pozwalał nam rozkoszować się tym spotkaniem, ale czekała nas dalsza praca.

    – Michael, masz konferencję prasową, test antydopingowy, a jutro mnóstwo roboty.

    Nawet w takich chwilach Bob zawsze myślał o kolejnym dniu i kolejnym wyzwaniu. Przez całe igrzyska ani razu nie pozwolił mi się zatrzymać i spojrzeć wstecz.

    Więc zrobię to teraz.


    Tekst pochodzi z portalu: http://eurosport.onet.pl/plywanie/mi...wiadomosc.html
    Ostatnio zmieniony przez Remios : 07-11-2012, 21:00

  14. #341
    Avatar Vortif
    Data rejestracji
    2007
    Posty
    309
    Siła reputacji
    18

    Domyślny

    Bardzo ciekawy tekst. Musze się poważnie zastanowić nad kupnem książki.
    Michael Phelps zawsze był moim idolem i motywacją, a przez ostatnie lata, gdy już nie pływałem pozostawało mi już tylko rozkoszowanie się Jego wyścigami. Wielka szkoda, że zakończył karierę, ale cieszę się, że zrobił to w TAKIM stylu ;)

  15. #342
    Avatar udarr
    Data rejestracji
    2008
    Położenie
    Wrocław
    Wiek
    32
    Posty
    9,350
    Siła reputacji
    24

    Domyślny

    Pływanie z zaciskani nosa to coś czego nie powinno się robić czy kwestia wyboru i wygody? Irytująca jest wlewająca się woda do nosa. To normalne, że tak się dzieje czy coś źle robię ? Pływam rekreacyjnie od pierwszej podstawówki i tego chyba nie da się uniknąć. Nigdy do tej pory też nie miałem zacisków więc nie wiem jak się w tym pływa, i tak mam złamany nos i ograniczone oddychanie nosem więc różnicy mi to nie robi zresztą oddycha się raczej ustami.
    Teoria o nieskończonym rogu obfitości stanowi, iż nigdy nie zabraknie ci argumentów na poparcie tezy w którą z jakichkolwiek powodów chcesz wierzyć. /L.K.

  16. Reklama
  17. #343
    Avatar Remios
    Data rejestracji
    2007
    Wiek
    31
    Posty
    470
    Siła reputacji
    19

    Domyślny

    Cytuj udarr napisał Pokaż post
    Cytat został ukryty, ponieważ ignorujesz tego użytkownika. Pokaż cytat.
    Pływanie z zaciskani nosa to coś czego nie powinno się robić czy kwestia wyboru i wygody? Irytująca jest wlewająca się woda do nosa. To normalne, że tak się dzieje czy coś źle robię ? Pływam rekreacyjnie od pierwszej podstawówki i tego chyba nie da się uniknąć. Nigdy do tej pory też nie miałem zacisków więc nie wiem jak się w tym pływa, i tak mam złamany nos i ograniczone oddychanie nosem więc różnicy mi to nie robi zresztą oddycha się raczej ustami.
    Nosek możesz spokojnie używać. Ogólnie według mnie najbardziej jest on przydatny do pływania na grzbiecie, wtedy to właśnie jama nosowa jest narażona na zalanie wodą. Szczerze mówiąc dla mnie ten nosek więcej przeszkadza niż pomaga. Najlepszym sposobem na wlewanie się wody do nosa jest wydychanie powietrza pod wodą nosem. Ja tak to robię od wielu lat i rzadko kiedy zdarza mi się złapać przysłowiowego "syfona".

  18. #344
    Avatar udarr
    Data rejestracji
    2008
    Położenie
    Wrocław
    Wiek
    32
    Posty
    9,350
    Siła reputacji
    24

    Domyślny

    Dzięki za odpowiedź. Właśnie uświadomiłeś mi, że problem tyczy się tylko grzbietu, sam nigdy go nie pływam i jakoś problem wody w nosie nie był tak wyraźny, teraz mam zajęcia na uczelni z mgr i muszę robić to co każe więc grzbiet przewija się dosyć często.

    To może przy okazji jeszcze powiesz czy ćwiczenia typu : pływanie z ósemką z przodu jak do kraula i dostawianie do niej rąk na zmianę, pływanie na grzbiecie z ósemką chwytaną na wyprostowanych rękach i przenoszenie jej od bioder za głowę, pływanie samymi nogami do żabki/samymi rękoma, pływanie na grzbiecie nogami do przodu i wykonywanie rękoma ruchów odwrotnej żabki i inne takie dziwnie historie to normalne elementy podczas treningu ? Średnio mi się to podoba, katują nas tym na basenie i coraz mniej mi się podoba samo pływanie przez te dziwaczne ćwiczenia.
    Teoria o nieskończonym rogu obfitości stanowi, iż nigdy nie zabraknie ci argumentów na poparcie tezy w którą z jakichkolwiek powodów chcesz wierzyć. /L.K.

  19. #345

    Data rejestracji
    2009
    Posty
    351
    Siła reputacji
    17

    Domyślny

    Cześć Ramios.
    Chciałbym poprosić o radę, w kwestii wytrzymałości. Gdy pływam żabką wszystko spoko, 20x25m zrobiłem bez większych problemów. Jednak gdy płynę kraulem na piersiach jestem w stanie przepłynąć max 2x25m i mam zadyszkę jak po przebiegnięciu testu coopera. Nie wiem co jest nie tak, nie pływam na siłę tylko powoli, a i tak nie jestem w stanie przepłynąć więcej długości.
    Jakieś ćwiczenia żeby poprawić tą wytrzymałość?
    A i jeszcze jedno, wiesz może czemu gdy pływam z noskiem nic się nie dzieje a gdy bez noska to po basenie mam zatkany nos w takim stopniu że muszę oddychać przez usta przez pół następnego dnia? :/

  20. Reklama
Reklama

Informacje o temacie

Użytkownicy przeglądający temat

Aktualnie 1 użytkowników przegląda ten temat. (0 użytkowników i 1 gości)

Podobne tematy

  1. Pływanie rozciąganie
    Przez Sinis w dziale Sport i zdrowie
    Odpowiedzi: 2
    Ostatni post: 24-02-2017, 01:07
  2. [7,92][movements]pływanie
    Przez GM Esio w dziale Strefa developerska
    Odpowiedzi: 1
    Ostatni post: 09-03-2010, 03:17

Zakładki

Zakładki

Zasady postowania

  • Nie możesz pisać nowych tematów
  • Nie możesz pisać postów
  • Nie możesz używać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •