Siemano! Jak część z Was wie, jestem maniakiem amerykańskich fur, jakiś czas temu kupiłem swoje pierwsze V8 - Forda Thunderbirda LX, 1995 rok z silnikiem 4.6. Auto było było w raczej średnim stanie, ale czego oczekiwać za 6 tysięcy zł? Do poprawy miało być kilka rzeczy, bo wygląd zewnętrzny w stylu Mad Maxa (czyli katastrofalnie położony czarny mat i parę klimatycznych dodatków) i kiepski stan środka w ogóle mi nie przeszkadzał. Niestety niedługo po kupnie okazało się, że tak kolorowo nie będzie...
Auto zapadło mi się na podnośniku, a raczej po prostu podnośnik wlazł w totalnie przegnite podłużnice:
Przednie zawieszenie zaczęło bardzo głośno wołać o pomoc (przy jeździe próbnej czułem, że coś tam będzie do zrobienia, ale były to lekkie objawy, miałem nadzieję jeszcze trochę na tym pojeździć, a po dwóch tygodniach auto trzeba było odstawić, bo każda dziura groziła urwaniem lewego koła), a próba 0-100km/h pokazała, że pod maksymalnym obciążeniem skrzynia odmawia wrzucenia dwójki xD
Sprawa z poprzednim właścicielem jest ciągle otwarta, nie wiem jak się skończy. Na razie umówiliśmy się na pewną formę rekompensaty, która nigdy może nie dojść do skutku, no ale to przyszłość pokaże. Do sądu nie poszedłem tylko dlatego, że istnieje cień szansy, że gość po prostu nie wiedział o tych rzeczach - auto służyło mu jedynie na dojazdy do pracy, on sam bawi się naprawdę grubym Pontiaciem Trans Amem. Forda nigdzie nie wystawiał, ja sam do niego podbiłem, bo dostałem namiar szukając Thunderbirda na grupie USA Cars na fb. W auto włożył trochę pieniędzy i pracy: niedługo przed sprzedażą zmienił hamulce i ogarnął parę pierdół, założył gaz (a co jak co, ale tego się raczej nie robi z myślą o sprzedaży trupa xD) no i generalnie jest dość znany i szanowany w środowisku, robi ludziom amcary na Podkarpaciu.
To podwozie było zakitowane pianką i ładnie zabezpieczone, ja pod auto nie wchodziłem, obejrzałem tylko "z kolan" i wyglądało to ok, także sam do końca nie wiem co o tym myśleć.
Może dałem się nabrać, może nieświadomie sprzedał mi padło, tak czy inaczej, na to lato postawiłem sobie za cel usmażenie kapora swoją pierwszą fał ósemką, także nie bawię się w szarpaninę po sądach, która trwałaby wieki, nie roztrząsam sprawy, tylko zasuwam w pracy, żeby hajs się zgadzał, bo decyzja zapadła: robimy to truchło!
Na zdjęciach widzicie, jak bardzo przerdzewiałe miałem podłużnice i progi, do tego tylna belka praktycznie nie istnieje. Przy strzale w dupę samochód złożyłby mi się w rulon...
O dziwo przód auta, gdzieś od krawędzi drzwi, jest praktycznie zdrowy, z drobnymi nalotami O.o
Tak czy inaczej, naprawa blacharska pochłonęłaby kupę kasy, a trafiła się okazja, żeby kupić drugą, zdrową budę na przekładkę (mili koledzy z fejsbukowej grupy podjechali i obejrzeli to dla mnie), a właściwie całe auto bez napędu (gościu zamierza 4.6 V8 do Capri załadować :D). Wziąłem lawetę i pogoniłem z Łodzi do Gorzowa Wielkopolskiego no i przywiozłem to cholerstwo :)
Trochę był strach, bo lawetą jechałem tylko raz i to na pusto, pod okiem ojca, a tu 370km w jedną stronę do zrobienia, samemu, bo nie było kogo zabrać, no ale jak się chce, to ponoć wszystko można.
Auto jest bez silnika, skrzyni, wału, wydechu i lamp - wszystko mam poza przednimi lampami, dałem za to 1600zł + lekko ponad 600zł droga, wliczając koszt wynajmu lawety.
Żeby jak najbardziej zaoszczędzić i, przede wszystkim, jak najwięcej się nauczyć, postanowiłem samemu ogarnąć tyle, ile się da. Nazwa projektu wzięła się od miejsca, gdzie zamierzam z tym walczyć: jak typowe motoryzacyjne Mietki, wraz z kolegą poskładamy auto w stodole na działce, niegdysiejszym gospodarstwie moich dziadków :D
Z mojego czarnego Forda, wraz ze znajomym mechanikiem , wygrzebałem już skrzynię biegów, wał i wydech. Kosztowało mnie to 200zł i kilka godzin pracy, bo łatwo nie było, kilka niedających się odkręcić śrub prawie nas pokonało. Skrzynka czeka teraz na palecie, aż zorganizuję sobie miejsce, żeby ją otworzyć i rozebrać. Nigdy tego nie robiłem, nie znam się na tym, wiem tylko mniej więcej, jak to działa. Podobno z dobrym poradnikiem każdy, kto umie trzymać klucz, powinien sobie poradzić z operacją naprawy automatu i zamierzam sprawdzić czy to prawda.
https://www.youtube.com/watch?v=X6WZ...5QEwC3lH0oJCet - step by step guide, którym będę się podpierał. Facet mówi w strasznie irytujący sposób, no ale przynajmniej wszystko rozumiem.
Co do samej usterki, to mechanik podejrzewa uszkodzone uszczelnienie drugiego biegu. Przy normalnej jeździe skrzynia pracuje bez zarzutu, jedynie przy ciśnięciu gazu ma problem z tą zmianą. Zdjęliśmy miskę olejową, w środku nadzwyczajnie czysto, żadnych opiłków, więc raczej nic nie pękło/nie rozpadło się. Możliwe, że po prostu pod większym obciążeniem uszczelnienie puszcza - mam nadzieję, że mechanik ma rację. Komplet uszczelek do skrzyni 4R70W to około 400zł, przeboleję.
Jutro z kolegą zamierzamy zabrać się za wyciąganie silnika. Mieliśmy to zrobić już dzisiaj, ale za długo się zeszło z przetaczaniem czarnego Forda od mechanika do mnie na działkę. Nie obyło się bez przygód, bo w bramie urwałem obrysówkę i trzeba było lecieć kupić i założyć drugą, do tego pojawił się problem ze skrzynią lawety i oddaliśmy ją dużo później, niż zamierzaliśmy. Na dzisiaj mamy dość nerwów, więc zabawę odkładamy do jutra.
Matowoczarny trup - dawca:
Moja motorownia:
4.6 SOHC, 205km, 360Nm. Jest kilka sposobów na całkiem konkretne zwiększenie mocy, inwestycja w układ dolotowy i wydechowy przynosi bardzo przyjemne rezultaty. Jeśli nic mi się nie pozmienia, to w przyszłości się tym zajmę :)
I w końcu biały biorca, z którym wiążę wielkie nadzieje:
Prawdę mówiąc to nie wiem jeszcze jak sam silnik wyciągniemy z budy; miałem pożyczyć żurawia od mechanika, z którym wyciągałem skrzynię, ale pocięliśmy się trochę, nie chcę nic od niego brać, więc trzeba kombinować. Albo zwykłą wyciągarkę wkręcimy w belkę nośną stodoły, albo po prostu pasy/łańcuch zarzucimy na jakiegoś mocnego drąga, zorganizuję kilka osób i weźmiemy to na bary. Internety mówią, że to 231kg, nie ma tragedii.
Najbardziej obawiam się problemów z wiązką, bo o ile z mechaniki coś tam rozumiem i ogarniam, to elektryka jest dla mnie czarną magią i na myśl o tej plątaninie kabli robi mi się niedobrze. Niebawem się przekonam, jak z tym będzie.
Na ten moment chcę tylko przerzucić napęd i pousuwać wszystkie usterki, żebym mógł się w końcu nacieszyć jazdą. W najbliższej przyszłości przewiduję wrzucenie na tylną klapę lotki w takim stylu:
Dość dyskretna, chyba niewieśniacka, a dodaje autu charakteru.
Chciałbym też zrobić sobie takie tylne kierunki:
Tu więcej zdjęć - http://www.brightlight-customs.co.uk/thunderbird.html
W UK za 100 funtów - za dużo dla mnie. Może uda mi się wymyślić, jak to taniej zorganizować.
Marzy mi się również taki bodykit:
ale to już sprawa na później, bo 1000$ to za gruba kasa, żeby teraz w ogóle o tym myśleć
Mam zamiar dokumentować przebieg prac i dzielić się tym z Wami, może są tu fani takiej zabawy. Fajnie byłoby też móc w przyszłości pokazać to dzieciom i powiedzieć: "Patrzcie co tatuś za młodu odwalał!" :)
Podsumowując: Mam mało pieniędzy, mało narzędzi i sprzętu, ale za to kawałek podwórka ze stodołą, kolegę, który też lubi się babrać w olejach i śrubach, oraz wielkie marzenia, które zamierzam zrealizować. Z Pontiaciem za szybko się poddałem, Forda zamierzam skończyć i dumnie cieszyć się jazdą swoim własnym amcarem.
Zakładki