Elite Box napisał
[center]
41. Rookgaard nocą
- Dawaj! - krzyczał Morgan. - Nie pozwolę ci z nim uciec!
- Nikt cię o pozwolenie nie pytał – powiedziałem. - Nie szukaj mnie, bo i tak nie znajdziesz!
- Zatrzymaj się! - krzyczał wielki minotaur jeszcze parę razy, jednak nie słuchałem go już. Cieszyłem się, że trzymam w ręku rzecz, o której śniłem od roku. Legendarny Miecz Furii.
- Feniks! Feniks! - słyszałem stłumiony głos Gell. - Wstawaj szybko, coś się dzieje w bibliotece!
- Co... o co chodzi? - zapytałem z lekka zdziwiony(j.). Był środek nocy, a za oknem widać było(powt.) czerwoną łunę(int.) pochodzącą od dziesiątek pochodni. Byłem(powt.) pewien, że działo się coś niesamowitego. W końcu zebrali się tam wszyscy ludzie z wyspy włącznie z rekrutami. Po chwili zauważyłem Cipfreda(int.) chodzącego od jednego drzewa do drugiego. Ubrałem się w codzienne ciuchy, lekka materiałowa koszulka i skórzane spodnie używane przez wielu rekrutów do polowania.(bud. zd.) Zbiegłem po schodach z malutkiego domku nad rzeźnią i zapytałem pierwszego przechodnia:
- Co jest?
- Podobno znaleźli kogoś martwego w bibliotece. Nic jednak nie wiem – żalił się młody człowiek. - Nic nie wiem, bo nie dadzą mi przejść...
- Znaleźli... kogoś martwego?! - zapytałem z niedowierzaniem. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy to pytanie: kto to zrobił?(bud.zd.) Nie obchodziło mnie(int.) kto nie żyje.
- Prawdopodobnie to nikt z wioski.
Chciałem się za wszelką cenę dowiedzieć, co się tam stało. Najpierw musiałem przedrzeć się przez tłum, co nie było trudne, gdyż ludzie przepuszczali mnie i szeptali między sobą:
- O, Feniks jest, to i zagadka się rozwiąże.
Czułem się jak jakiś superdetektyw, co sprawiało mi przyjemność. Było to także trudne, gdyż ciążyło na mnie(powt.) poczucie odpowiedzialności. Ludzie postrzegają mnie(powt.) jako bohatera i nie mogę ich zawieść... Czułem, że to zagadka do rozwiązania dla mnie(powt.). Po chwili byłem już w bibliotece, a na ziemi leżało ciało... Ciało człowieka. Od razu rzucił mi się w oczy charakterystyczny znak na plecach, bo zwłoki ułożone były(powt.) na brzuchu, a głowa wykręcona w odwrotną stronę. Umarł z pewnością przez skręcenie karku, bo krwi nie było(powt.) widać. Znak na plecach przedstawiał trójkąt równoboczny o podstawie narysowanej w poprzek, a przebijała go gruba kreska biegnąca przez górny wierzchołek i przeciwległy mu bok. Nie miałem pojęcia(int.) co to oznacza.
Na ulicach panowały ciemności. Wszystkie latarnie były pogaszone, w domach nie paliły się lampy, bo wszyscy zbiegli do biblioteki. Na próżno były(powt.) teraz poszukiwania(j.) zabójcy, bo gdybym zapalił pochodnię, spłoszyłby się. Postanowiłem więc wykąpać się w rzece. Woda była cieplejsza niż zwykle, a dno nie było(powt.) zamulone. Pomyślałem, że odrobina przyjemności nigdy przecież człowiekowi nie zaszkodzi. Prawda była jednak taka, że podczas kąpieli lepiej mi się myślało. Oczywiście musiałem mieć spokój(styl.), czego mógłbym doświadczyć jedynie w nocy. Przypomniałem sobie okropne chwile spędzone pod ziemią, w komnacie Morgana. Do dziś miewam przeróżne sny z królem minotaurów w roli głównej. Raz jestem nim i zabijam najbliższe mi osoby, innym razem zdobywam Legendarne Ostrze, aby później zginąć, czasem też toczę walkę z potworem, który używa Miecza Furii do pokonania mnie.(styl.; zbyt potocznie ad. reszta) Te sny mają jednak jedną zaletę. Dzięki nim nigdy nie zapomnę, co się tam wydarzyło i co opowiedział mi Morgan. Pozwolił mi przecież zdobyć ten miecz. Ba, on nawet chciał, abym go nim zabił, co jednak nie wydawało mi się zbyt realne. W głowie jednak wciąż krążyły mi słowa, które nie dawały mi spokoju. Szykuj się jednak na wielką wojnę. Olśniło mnie. (niespójne)Najprawdopodobniej sprawcą zabójstwa w bibliotece był Morgan,(int.) albo któryś z jego żołnierzy. Wyszedłem z wody, założyłem jedynie spodnie i pobiegłem do świątyni zobaczyć się z mnichem.
- Nie mogę uwierzyć w to, co mówisz(int.) Feniksie! - Cipfred wydał okrzyk zdziwienia.
- Ja sam w to nie wierzę, ale wydaje mi się to jedynym możliwym wytłumaczeniem. Nikt w wiosce nie jest zdolny do zrobienia czegoś takiego. Ustaliłem, że zamordowany był zwykłym rekrutem, który prawdopodobnie w chwili śmierci nie miał przy sobie nic wartościowego.
- Może się komuś naraził? - dopytywał mnich.
- Nie, na pewno nie. Z jego niekompletnej garderoby wynikało, że przybył tu dziś, najwyżej wczoraj. Posiadał tylko skórzane spodnie, buty i nabijaną kolcami maczugę, którą zapewne ukradł trollom. Nie jestem pewny, czy zabiłby jaskiniowego szczura, co dopiero takie bydlę.
- To bardzo ciekawe, co mówisz... Wciąż jednak nie rozumiem – (int.)jak Morgan,(int.) albo cokolwiek innego mogło wtargnąć do wioski niezauważonym?
- Tego niestety jeszcze nie wiem – powiedziałem(int.) rozkładając bezradnie ręce. - Było coś jeszcze...
- Tak? - zapytał zaciekawiony zakonnik.
- Na plecach martwego zauważyłem dziwny znak, którego nie mogę skojarzyć. Był to trójkąt z przecinającą go kreską.
Mnich nie zdziwił się. Pomyślałem, że on też to widział, ale nie chciał mi o tym powiedzieć. Czekałem z niecierpliwością, aż odezwie się, prychnie lub nawet zrobi głośny wydech, ale nic. Cisza. Jakby odebrało mu głos,(int.) lub, co gorsza, zaklejono mu(powt.) usta żywicą. W końcu jednak przemówił:
- Widziałem to.
- Co o tym pomyślałeś? - zapytałem zaciekawiony.
- Czy nie wspominałeś mi kiedyś o organizacji, jaką założył Morgan?
- Ach, oczywiście. Postawili sobie za cel zabicie wszystkich, którzy poszukują Miecza Furii. Pragną też zabicia innych ludzi, gdyż uważają, że przeszkadzamy im w panowaniu nad podziemiami.
- Ten znak jest najprawdopodobniej symbolem tego ugrupowania. Nie wiem tylko, co przedstawia...
- Hmm – zacząłem. - Trójkąt może być czymś w rodzaju hełmu, tarczy... Cokolwiek. Kreska... jakieś drzewo... - tu przerwał mi mnich.
- Drzewo, właśnie – przypomniałem sobie w tym momencie, jak Cipfred chodził i oglądał każde drzewo w okolicy. - O tym samym pomyślałem. Chcesz znać moje przypuszczenia?
Spojrzałem na zakapturzonego człowieka, którego twarz była nie mniej tajemnicza niż to zabójstwo. Przytaknąłem, a mnich opowiadał:
- Ten znak nie jest symbolem, a wiadomością. Morgan chciał przekazać coś innym minotaurom, dlatego zabił przypadkowego przechodnia i narysował to coś na jego plecach. Ten człowiek znalazł się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. To mógłby być każdy z mieszkańców, który zapuścił się głęboko w podziemia. Ale, kontynuując, próbowałem rozgryźć tą wiadomość i podejrzewam, że gdzieś w jednym z drzew ukryty jest kolejny przekaz. Sądzę, że to coś w rodzaju gry w podchody.
Coś mi jednak nie pasowało w tej układance. Jak niby inne minotaury miałyby zobaczyć wiadomość na ciele człowieka, który znajdował się w wiosce? Po chwili jednak dotarło do mnie to, o czym mnich poinformował mnie później:
- On nie został zabity tutaj. Przyniósł go ktoś z wioski i położył na podłodze biblioteki, po czym zwołał wszystkich, aby każdy mógł podziwiać tajemniczy znak.
- Czemu jednak był tak ułożony?
- Skręcony był tak mocno, że nie sposób było go zapewne ułożyć inaczej – mnich przez chwile(fleksja) milczał, co mnie bardzo denerwowało. Nie lubiłem bowiem, kiedy wygląda bardziej tajemniczo niż normalnie(styl.). W końcu powiedział swoje ostatnie słowo w tej sprawie:(akapit) - Rozwiąż to, liczę na ciebie.
Przez chwilę myślałem nad odpowiedzią:(inaczej)
- Oczywiście, nie zawiodę cię.
Szedłem ulicą na kładkę, której w nocy nikt, ku mojemu zdziwieniu, nie strzegł. Moim zdaniem powinna być tam całodobowa straż, aby wyeliminować takie podejrzenia jak dziś, że ktoś nieproszony wtargnął do wioski. Postanowiłem zająć się tym później, bo teraz moim głównym celem, poza zdobyciem Legendarnego Miecza Furii oczywiście, było rozwikłanie zagadki śmierci nieznanego rekruta z Rookgaardu. Czułem, że to kawałek większej całości(j.).