Czy opłaca się w ogóle studiować łatwe kierunki? Rozkmina życiowa.
Moja sytuacja wygląda tak, że nie umiem się uczyć. W gimnazjum i liceum oraz do matury nie uczyłem się w ogóle, ale zawsze miałem dobre oceny, bo mam wrodzoną inteligencję (średnia 4.0+ na koniec liceum) i maturę też zdałem nienajgorzej.
Problem polega też na tym, że nie jestem w stanie utrzymać się na żadnym technicznym kierunku, bo jest to dla mnie za trudne. Na przeszkodzie stoi też uzależnienie od komputera i lekka fobia społeczna, z czym cały czas walczę. Czy jest w ogóle sens studiować kierunek typu zarządzanie? Po takim kierunku raczej maksymalnie skończyłbym jako jakiś księgowy za 2000zł netto, bo żadnej wysokiej pozycji, chodzenia cały dzień w garniturze i codziennego stresu jak jakiś dyrektor nie chciałbym mieć.
Ogólnie patrząc po rankingu uczelni na całym świecie, Polska jest daleko, za 300 miejscem z najlepszą uczelnią - Uniwestytetem Warszawskim, na który ja bym się nawet nie dostał. A więc siłą rzeczy studiowanie na słabszej uczelni robi ze mnie jeszcze większe gówno (nie użalam się tylko stwierdzam fakty w tym momencie).
Pewnie ktoś powie, żebym studiował to, co mnie interesuje. Otóż kierunki z moimi zainteresowaniami także są dla mnie za trudne, bo jest tam masa niepotrzebnych rzeczy, które natomiast kompletnie mnie nie interesują i nie chciałbym się ich uczyć. Wolę czerpać o nich wiedzę z internetu i sprawdzać na sobie.
Z drugiej strony nie chciałbym do końca życia pracować przy przewracaniu cegieł ze względu na towarzystwo zachlanych Mirków z papierosem w ustach gadających o ruchaniu żonek. Między innymi dlatego nie poszedłem do zawodówki czy technikum ze względu na towarzystwo, ale jak patrzę teraz po innych krajach to specjaliści po zawodówkach potrafią tam zarabiać więcej niż ludzie po studiach.
A więc jak myślicie, opłaca się studiować takie łatwe kierunki? Jak nie, to co w takim razie robić?