Sophie, Gwałt cz.1 [OPOWIADANIE] [18+]
Pierwsze opko od dłuższego czasu. Sorki dla tych co się zawiodą. Cierpię na niemoc twórczą. Mile widziane pociski, byle konstruktywne. Przeczytałoś, a nie wiesz jak skomentować i już spadasz? Patrz do przyklejonych, leniu.
*******
Dźwięk sms’a nagle wyrywa Sophie ze snu. Podnosi się na kanapie lekko unosząc powieki. Uderza ją przebłysk światła wydostający się spod drzwi do kuchni. Jęczy boleśnie, po czym pada na plecy. Chowa się pod koc i zatyka uszy, bowiem tykanie ściennego zegara przypomina podkład do marsza żałobnego. Ze wszystkich sił zatyka powieki, choć wie, że już nie zaśnie. Wzdycha ciężko i z trudem wstaje. Zataczając się zmierza w półmroku w stronę barku. Upada na szklaną ławę zawaloną pustymi butelkami po whisky i tequili i niemal mdleje na dźwięk tłuczonego szkła. W końcu dociera do celu. Otwiera wieko.
- Kurwa mać! – klnie, gdy napotyka dłonią same drewniane ścianki. Nie mogąc uwierzyć w pusty barek, zapala znienawidzone światło. Gdy odzyskuje ostrość widzenia, klnie znów i wyżywa się, rzucając jedną z butelek w zegar. Wskazówki zatrzymują się na drugiej trzydzieści sześć. Sophie rusza na korytarz, by wyjąć z torebki portfel. Okazuje się, że poszedł w ślady barku i też jest pusty.
- Pierdolę. Zapłacę kulką… – mruczy pod nosem, po czym wyciąga z szuflady gnata i chowa za pazuchą.
*******
*******
Schował się za drzewem i wyczekuje, co chwilę ocierając dłonią tłustą, spoconą twarz. Ubrany tylko w prochowiec drży z zimna i emocji. Słabe światła latarni mu sprzyjają. Mijany przez przechodniów, niezauważany przez nikogo, czeka na moment, w którym będzie mógł zaspokoić swoje żądze. W końcu w oddali dostrzega zgrabną kobiecą sylwetkę. Serce niemal wyskakuje mu znad wielkiego, piwnego brzuszyska. Wychodzi zza drzewa i idzie w jej stronę. Zauważa go i przystaje. Dzieli ich kilkanaście metrów, a ona stoi dokładnie pośrodku długiego parku. Tknięta złym przeczuciem zawraca.
- Przepraszam panią! Nie widziała pani mojego psa? – zagaduje przyjaznym barytonem.
- Nie, przykro mi. – odpowiada nie zatrzymując się.
- Proszę się zatrzymać! – woła mniej przyjaznym tonem, więc ona zaczyna uciekać, wzywając pomocy. Zdenerwowany bez trudu ją dogania. Łapie ją za włosy i przydusza.
- Ratunku!!! – krzyczy rozpaczliwie, na co on zatyka jej usta i ciągnie w krzaki. Gryzie go w rękę, w odwecie dostaje pięścią w twarz. Upada na ziemię. Rozpina jej kurtkę, rozrywa bluzkę i szarpie za stanik. Ramiączka pękają i oczom napastnika ukazują się nagie, jędrne piersi. Jedną mocno ściska i miętosi, drugą ssie i przygryza. - Puść mnie, proszę! – szlocha błagalnie ich właścicielka, lecz napastnik śmieje się cynicznie i jednym ruchem zrywa z niej majtki. Uderza go pięściami na oślep, drapie po twarzy i próbuje wepchnąć mu palec w oko. Drugi raz uderza ją w twarz i rozpina swój prochowiec. Obolała znów podejmuje walkę, więc jedną ręką przytrzymuje jej nadgarstki nad głową, drugą zatyka usta i zwala się na nią swoim ciężkim cielskiem. Jego nogi wdzierają się między jej i bezceremonialnie je rozszerzają.
- Nikt ci nie pomoże dziwko – charczy, słysząc jęki kobiety. Wbija się w nią gwałtownie swoim penisem i miarowo ją posuwa, sapiąc przy tym głośno.
- Och, tak… - dyszy. - Ale cię wypierdolę… Lubisz to. Och… Nie myśl, że szybko skończę – cedzi i zaczyna brutalniej penetrować jej pochwę. Zapłakana i bezsilna zamyka oczy, stękając boleśnie przy każdym uderzeniu w łechtaczkę.
*******
*******
Sophie schodzi z mostu do parku, wściekła, że monopolowy koło jej domu jest nieczynny i musi zapieprzać do drugiego, dwieście metrów dalej. Idzie z zaciśniętymi ustami, zniechęcona, powtarzając sobie w duchu, że jej ciało nie składa się z waty i da radę dojść na miejsce. W pewnym momencie przystaje, słysząc stłumione jęki.
- Jebane zakochańce – mruczy pod nosem, ale coś jej nie daje przejść obojętnie. Idzie w stronę źródła stęków i to co znajduje, wcale nie przypomina jej romantycznego numerku na łonie natury.
- Złaź z niej skurwielu – każe spokojnym tonem.
- Spierdalaj, bo będziesz następna – odpowiada jej niewzruszony, nie przerywając ruszania biodrami. Sophie wyciąga broń i mierzy mu w tył głowy. Strzela bez mrugnięcia okiem. Jego łepetyna okazuje się nie być w środku taka pusta, jakby się mogło wydawać. Zgwałcona kobieta wyczołguje się spod ciała gwałciciela i wpada w spazmy. Sophie bez emocji ją przytula i podnosi.
- Zapnij kurtkę. Mieszkam niedaleko, chodź – mówi łagodnie, choć jest wściekła, że tych dwoje pokrzyżowało jej plany. Kobieta upada z powrotem na kolana i wymiotuje. – Weź się w garść, chodź. - Znów ją podnosi i ruszają w drogę, przy akompaniamencie płaczu i pociągania nosem.
*******
*******
Emily, bo tak się przedstawiła zgwałcona, siedzi w wannie i szoruje swoje ciało gąbką, zawodząc przy tym głośno, podczas gdy Sophie próbuje się czegoś o niej dowiedzieć.
- Musisz mi podać adres, słyszysz? Przestań płakać, musisz być silna. – Emily jednak zdaje się jej nie słuchać, bo raz po raz kołysze się jakby dostała choroby sierocej, by po chwili z jeszcze większą agresją myć swoje ciało. Sophie kładzie jej dłoń na ramieniu, lecz ona ją strąca.
- Nie dotykaj mnie! Niech nikt mnie nie dotyka! Jestem brudna! Zawsze będę brudna! Mam męża, dzieci! Jak ja mam teraz żyć?! Jak ja im spojrzę w oczy?! Ja nie powinnam żyć! – ukrywa twarz w dłoniach.
- To nie twoja wina, wszystko będzie dobrze – odpowiada bez przekonania i wychodzi z łazienki. Nie jest psychologiem ani psychiatrą. Nie wie jak rozmawiać z ofiarami gwałtu. Właściwie powinna ją opierdzielić za to, że w środku nocy szła sama przez park, ubrana w krótką spódnicę i szpileczki. Przecież okazja czyni gwałciciela. Potrząsa głową, by wyrwać się z tych niesprawiedliwych myśli i wyciąga z kieszeni kurtki komórkę. Dzwoni do jedynej osoby, która wydaje jej się być pomocna w tej sytuacji. Wsłuchuje się w sygnały. Pierwszy, drugi, siódmy. Bez odbioru. Nie poddaje się. Dzwoni drugi raz.
- Phie, na miłość boską, wiesz która jest godzina? – słyszy głos Cristophera i dźwięk zamykanych drzwi w oddali.
- Owszem. Trzecia.
- Masz szczęście, że nie obudziłaś Sary. Znowu zarzuciłaby mi, że ją z tobą zdradzam.
- Zabawne zważywszy na to, że to twój romans z nią zakończył nasze małżeństwo – odpiera beznamiętnie.
- Czego chcesz?
- Przywieź mi GHB. I whisky. Wiem, że trzymasz w domu.
- Co ty pieprzysz? Całkiem ci odpierdoliło? – syczy przyciszonym głosem.
- Cris, weź dupę w troki i przyjeżdżaj. Wiesz, że nie żartuję. – rozłącza się i zrezygnowana opiera się o ścianę. Po chwili wyciąga z szafy jakieś ubrania i zanosi do łazienki. Emily nadal tkwi skulona w wannie, wpatrując się w martwy punkt na ścianie. Sophie siada na poręczy i przyłącza się do tej pasjonującej czynności.
*******
*******
- Fatalnie wyglądasz – mówi na powitanie Cristopher, gdy Sophie otwiera mu drzwi.
- Masz? – puszcza jego uwagę pomimo uszu. Wręcza jej reklamówkę.
- Po co ci to? – pyta właściwie nie licząc na odpowiedź. Od roku normalnie ze sobą nie rozmawiali.
- Mam w łazience zgwałconą. Dam jej tabsę, to zapomni. Flacha dla mnie – odpowiada sucho, dobrze wiedząc, że nie spodziewał się odzewu.
- Boże. Mówisz poważnie? Obejrzę ją… - zaoferował z racji, że jest ginekologiem.
- Myślisz, że da się dotknąć facetowi? – rzuca mu kpiące spojrzenie. Cris wzrusza ramionami.
- Złapią tego gnoja? – odpowiada wymijająco, pytaniem na pytanie.
- Nie. Nie złapią – uśmiecha się z zimną satysfakcją. Cristopher patrzy na nią potępiająco, domyślając się dlaczego. Sophie bez słowa pożegnania wypycha go za drzwi i wraca do łazienki z tabletką gwałtu w dłoni.
*******
*******
Dźwięk przychodzącego połączenia wyrywa Sophie ze snu. Podnosi się na łóżku, lekko unosząc powieki. Uderza ją przebłysk światła wydostający się spod drzwi do salonu. Jęczy boleśnie, po czym pada na plecy. Chowa się pod kołdrę i zatyka uszy, bowiem dźwięk telefonu przyprawia ją o palpitacje serca. W końcu zmusza się, by go odebrać. Nie otwierając oczu, po omacku szuka ręką telefonu. Mija dłuższa chwila, nim wymacuje go na szafce nocnej.
- Co? – burczy do słuchawki.
- Masz natychmiast przyjechać!
- Ale o co kaman? – jęczy zdziwiona, że Hamilton śmiał do niej zadzwonić, podczas gdy ona ma długoterminowy urlop. Gdzie poszanowanie praw pracownika?
- Ty mi powiedz! Znaleźli trupa w parku!
- No i?
- Kurwa mać, ty dobrze wiesz! Twoja kulka, z twojej jebanej spluwy! Masz nas za tępych chujów?
- W sumie… Doszliście, że to moja dopiero po dwóch dniach. Słabo, szefie.
- Masz piętnaście minut albo wylatujesz z roboty!
- Wal się, to gwałciciel.
- Ale powinnaś go przyprowadzić na komisariat! Miał prawo do pierdolonego procesu!
- Jakby ci córkę zgwałcili to też byś tak gadał?
- Nie będę z tobą dyskutował! Kwadrans i ani sekundy dłużej. Podasz dane tej kobiety.
- Nie podam.
- Podasz.
- Nie podam.
- Masz kwadrans, kurwa.
*******
Ciąg dalszy nastąpi w przyszłości \o/
Sophie, Okaleczone głowy cz.2 [OPOWIADANIE] [18+]
Sophie, "To za trudne" cz.3 [OPOWIADANIE] [18+]
Sophie, "Załatw to" cz.4 [opowiadanie][18+]
Sophie, Okaleczone głowy cz.2 [OPOWIADANIE] [18+]
*******
Uderza pięściami w szklaną ścianę tak mocno, że pęka skóra. Z ran lecą stróżki krwi, ale nie czuje bólu. Krzyczy i grozi. Kładzie rękę na sercu i prosi. Pada na kolana i błaga...
Wzdryga się i otwiera oczy. Wykrzywia twarz w rozpaczliwym grymasie i kuląc się bezgłośnie płacze.
*******
*******
Richard patrzy wyczekująco na swoją podwładną stukając palcem w biurko. Mętny wzrok, włosy w nieładzie i niewyprasowany dres wywołują w nim politowanie, które stara się za wszelką cenę ukryć.
- Na miłość boską, Sophie. Nawet nie wiesz jak chętnie bym cię zwolnił.
- Dajesz... - burczy przewracając obojętnie oczami.
- Może najpierw w swej nieskończonej łasce wyjaśnisz mi, od kiedy kwadrans to piętnaście godzin?
- Od dziś – odpiera śpiewnym tonem posyłając Hamiltonowi szeroki uśmiech.
- Ja pierdolę! - huknął pięścią w blat. - Ogarnij się w końcu! Łazisz nawalona! Strzelasz do niewinnych! Nie wykonujesz rozkazów! Staczasz się na samo dno! Masz wyjebane to strzel sobie w łeb!
- Z całym szacunkiem, szefie... - zaczyna.
- Z szacunkiem? - przerywa jej i opada ciężko na fotel. - Ty już nie wiesz co to szacunek, dziewczyno. Dałem ci czas na nabranie sił. Byłem naprawdę cierpliwy. To trwa za długo, Sophie. - Milknie i czeka na jakiś rozsądny odzew. Z korytarza dobiegają szepty podsłuchiwaczy, które są zagłuszane przez tykanie zegara.
- Dobrze... - wzdycha w końcu lekko poruszona. - To prawda, piję. Ale w tej chwili nie jestem nawalona. Mam tylko małego kaca. A on nie był niewinny. Zgwałcił kobietę...
- Dlatego powinnaś go tu przyprowadzić – znów wchodzi jej w słowo, sylabizując każdy wyraz.
- Gówno. Prawda – odpowiada w podobnym tonie i wstaje.
- Sophie, podaj jej dane.
- Przykro mi. Nie znam ich.
- Adres albo cię aresztuję. Tylko ona może cię oczyścić z zarzutów.
Zrozum szefie, że ona nic nie pamięta. Myśli, że ktoś wjechał jej rowerem w kuper i upadła na głowę – wyjaśniła, po czym rzuciła broń i odznakę na biurko.
*******
*******
Krętym, oświetlonym pochodniami, korytarzem idzie dwóch ubranych na czarno mężczyzn, ciągnąc po ziemi nieprzytomnego chłopaka. Na końcu wchodzą do przestronnego holu, gdzie znajdują zakneblowaną i przywiązaną do krzesła zapłakaną dziewczynę. Naprzeciwko niej stoi drugie, puste siedzenie. Po prawej stronie hali, w eleganckiej loży, która zupełnie nie pasuje do wnętrza skalnego pomieszczenia, widać przez chwilę czyjś cień. Mężczyźni patrzą na siebie znacząco i sięgają po stojące nieopodal wiadro z wodą. Oblewają chłopaka, by się wybudził. Ten od razu rzuca się w stronę dziewczyny. Odciągają go i przywiązują do wolnego krzesła. Po chwili kamienne ściany w kilku miejscach się rozsuwają, wchodzą kolejni mężczyźni i w holu pojawiają się kolejne siedziska z przywiązanymi ludźmi. Ustawiają wszystko jak trzeba i posłusznie stają w rzędzie, czekając na uwagi osoby siedzącej w loży.
*******
*******
Hamilton schyla się pod taśmą policyjną i podchodzi do koronera. Witają się skinieniem głowy.
- Nie wierzę w to co widzę. - Łapie się za głowę i kuca przy jednych z leżących zwłok. Z trudem powstrzymuje torsje na widok wybałuszonych oczu i wyłamanej szczęki.
- Kobieta, około trzydziestu lat – słyszy. Wstaje i ogląda kolejne ciała. Pięćdziesięcioletni mężczyzna ze zdartą skórą twarzy i rozerwanymi od ucha do ucha ustami, dwudziestoletnia dziewczyna z obciętym nosem i spalonymi uszami, trzydziestoparoletni mężczyzna ze zmiażdżoną głową i piętnastoletni chłopak z kulką w czole.
- Robbie... Czy prócz wieku ofiar znasz przyczyny śmierci? Z tego co widzę wszyscy zostali postrzeleni.
- Musimy poczekać na próbki badań, panie Hamilton. Jedynie ten chłopak – wskazał na ciało – na pewno zmarł natychmiast od strzału w głowę. Reszta teoretycznie została trafiona w miejsca, które śmiercią nie grożą. Przykładowo kobieta bez nosa ma kulkę w udzie z dala od tętnicy. Jedyne co wiemy to to, że kuli nie zadano po śmierci. Albo się wykrwawiła i ją okaleczono, albo ją torturowano żywcem.
- Mój Boże...
- Fakt... Swoją drogą, gratuluję.
- Dziękuję – odpiera z grzeczności bez cienia dumy Richard i bezwiednym wzrokiem podąża za krzątającymi się funkcjonariuszami.
*******
*******
Sophie staje przed swoim pełnym barkiem i wylicza rymowanką, który trunek wybrać do wieczornego seansu filmowego. Przez cały dzień ściągała z internetu głupie komedyjki. Nim zdołała wybrać butelkę, słyszy jednocześnie dźwięk telefonu i przychodzącego sms'a. Przeszła kilka kroków, odebrała telefon i sięgnęła po komórkę.
- Tu Sophie, zostaw wiadomość – powiedziała do słuchawki.
- To ja, Richard.
- Aha... Suka...
- Sophie, do kur...
- Spokojnie, Hami – przerywa mu. - Czytam właśnie wiadomość od tej taniej szmaty, żonki mojego byłego męża. To było do niej.
- Ulżyło mi.
- Mnie niespecjalnie. Zastrzelę tą pierd...
- Sophie! - tym razem on przywołuje ją do porządku zmęczonym głosem.
- No co?! W ogóle nie utrzymuję kontaktu z tym pantoflarzem, a ona codziennie wypisuje oszczerstwa! Aresztuj ją za stalking!
- Sophie, błagam...
- W dupie mam twoje błagania. Po ch...olerę do mnie dzwonisz? Nie zawracaj mi głowy, nie jesteś już moim szefem.
- Wiem... Nie kazałem ci się zwalniać.
- Słucham?! - krzyczy oburzona. - Chciałeś tego.
- Chciałem, żebyś się otrząsnęła. Mniejsza z tym. I tak pewnie właśnie stoisz nad flachami zastanawiając się, którą wyżłopać. - Sophie zmrużyła oczy i puściła to mimo uszu.
- Czego chcesz?
- Awansowałem. Zostałem porucznikiem w CSI.
- Ty? Przecież ty żadnych osiągnięć nie masz. Do tej pory nie złapałeś Fortman'a!
- Złapałem kilkunastu innych, równie paskudnych bandytów. Gdybyś pracowała, to byś wiedziała.
- Gdybyś go złapał, to...
- Sophie! Proszę cię – wzdycha. - Miesiąc temu znaleźli sześć postrzelonych ciał, z których cztery miały porozpruwane brzuchy i otwarte kończyny. Pół miesiąca później znaleźli kolejne sześć ciał. Okazało się, że to partnerzy poprzednich ofiar. Wszyscy uduszeni. Dziś widziałem pięć ciał, także postrzelonych, z okaleczonymi twarzami. Wiem, że znalazłabyś morderców.
- Przeceniasz mnie.
- Wcale nie. Przypomnij sobie co było kiedyś.
- To było dawno.
- Sophie. Teraz też zaginęli partnerzy tych ludzi. Możliwe, że jeszcze żyją. Zawsze chciałaś pracować w CSI. Wybierzesz sobie partnera, dostaniesz własnych ludzi. Pomożesz? - pyta błagalnym tonem. Sophie przecząco kiwa głową i przykłada usta do słuchawki, by głośno i stanowczo rzec "nie".
*******