Zakapturzony jeździec kopniakiem otworzył drzwi tawerny. W środku zaległa cisza.
SŁUCHAJCIE - ryknął, zrzucając kaptur.
- To Felek - Rozległy się szepty.
Blada poświata świec oświetliła jego twarz. Liczne blizny oraz szwy uwydatniały jego ostre rysy.
- Szukam kilku śmiałych rycerzy. To co się dzieje w tym chorym kraju przeszło
najśmielsze oczekiwania. Wszechobecna przemoc, brutalność i arogancja. Z każdym dniem jest coraz ciężej. Wszędzie niebezpieczeństwo. Wszędzie cierpienie. Z każdą godziną napływają do miasta wieści o nowych atakach, napadach, grabieżach. Ludzie tracą nadzieje na lepsze jutro.
Nadszedł ten dzień! - rzekł uderzając w stół - Dzień, w którym musimy się zjednoczyć.
Musimy połączyć nasze siły! Musimy stworzyć dobry fundament dla
państwa naszych potomków!
Kto idzie? - zapytał, spoglądając na wszystkich wilkiem.
- Kto jest gotowy walczyć?!
Wstało kilku rycerzy, kilku łuczników. Za jego plecami podniosło się również dwóch magów. Z kąta druid wyciągnął różdżkę.
Za mną - powiedział i wyszedł z gospody, a za nim ochotnicy.
Po wyjściu z gospody nieznajomy założył kaptur. Rozglądnął się i ruszył ku obrzeżom grodu. Wiatr rozwiał jego włosy.
[...]
Dzień w dzień, nie mając za nic wiatry, deszcze, burze i upały Lord Felek wraz swoją drużyną udawał się do lasów leżących na Polach Chwały, by patrolować pobliskie tereny i wyszukiwać bezkarnych zabójców, przemytników i bandytów. Codziennie przemierzali
miasta w których szerzyło się najwięcej zła. Zazwyczaj patrole nie odróżniały się od siebie. Parę złoczyńców zabitych, teren sprawdzony. Czasem zdarzało się, że któryś z członków patrolu zabłądził i został schwytany i zamordowany. Jednak pewnego wieczoru, gdy drużyna wracała do elfickiego miasta - Ab'dendriel, wyznaczonego jako ich główna siedziba, okazało się, że przy głównej bramie Massacre zaczaiła się, by zniszczyć Antilios. Była to grupa rzezimieszków, o której dopiero od niedawna zaczęło być głośno między ludźmi. Jak donosiły zaprzyjaźnione wiewiórki, była ona bardzo silna. Rozgorzała się bardzo zacięta i chaotyczna bitwa, w której przelało się wiele krwi. Lord Felek przekrzykiwał tłum bitewny wydając rozkazy. Czarodzieje raz za razem wykrzykiwali inkantację swych czarów i miotali swoimi magicznymi runami. Łucznicy zasypywali wrogie szeregi strzałami, siejąc strach i zniszczenia. Do dziś nie stwierdzono, kto wygrał walkę.
Strony sprzeczają się do dziś, że wygrana była po ich stronie. Massacre straciło większą ilość ludzi niż Antilios, lecz to właśnie drużyna Lorda Felka musiała się wycofać. Większych walk w późniejszych czasach nie było. Wielu ludzi odeszło. Znużeni ciągłymi patrolami, członkowie zapomnieli, o co mieli walczyć. Gdy Felek jeszcze był, drużyna się trzymała, lecz Felka pewnego wieczoru zabrano do szpitala. Nie wracał
dłuższy czas. Antilios formalnie rozpadło się mimo wybrania nowego nadzorcy grupy. Jednak grupa cały czas żyła w sercach i świadomości gwardii. Pojedyncze osoby nadal utrzymywały ze sobą kontakt, jednak nie było to to samo.
Ciąg dalszy: http://forum.tibia.org.pl/showthread...99#post4388999
Historia opowiada o Antilios. Grupie powstałej na Antice :) Ma też ukryty wątek :) Jako autor, chciałbym prosić o wyrozumiałe komentarze :)