Alex Hope napisał
Po wojnie była jeszcze komuna i jej rzekomy upadek nastąpił w 1989. Rozumiem, że masz pretensję, że w te 25 lat nie dogoniliśmy Wielkiej Brytanii, która nigdy nie miała takich problemów?
Ale tu nie chodzi przecież o to, że ktoś ma pretensje czy żal. Chodzi o to, że jeśli nie uda Ci się w naszym kraju porządnie ustawić, czyli: nie jesteś w czymś zajebisty/nie zapierdalasz jak wół po kilkanaście godzin dziennie/nie masz żadnego znajomego, który pomógłby Ci się ustawić/nie pofarciłeś, to w perspektywach masz co najwyżej 30 lat kredytu na niewielkie mieszkanie w bloku i wakacje w domku nad jeziorem 100km od Twojego miasta, jeżdżenie starym gruzem i tłumaczenie dzieciom czemu ich kolega dostał na komunię nowy komputer, a oni tylko zestaw klocków lego...
I pewnie, można zacząć tu ostro zapierdalać, żeby stać się w czymś dobrym i zarabiać sensowne pieniądze, poszerzyć perspektywy, tylko, o ile nic poważniejszego tutaj nas w kraju nie trzyma, to po co? Jeśli gdzie indziej zarobię tyle samo w pierwszej lepszej robocie, a jeśli jestem człowiekiem ambitnym i zależy mi na prezentowaniu czegoś swoją osobą, to zapierdalając tam tak samo jak tutaj, zarobię o wiele, wiele więcej?
Po prostu na zachodzie mają łatwiej. Czemu mieć za złe komuś fakt, że nie chce się głupio trudzić, żeby napychać kieszenie tym fajom z Rządu? Nie wiem czy w takiej np Anglii rząd tak samo kroi obywateli, ale nawet jeśli tak, to wolałbym po pracy rozpalać sobie ogień w kominku i zapraszać znajomych na grilla w ogrodzie, jeździć sobie 3 razy w roku na narty i fajnie spędzać wakacje, zamiast tutaj liczyć każdy grosz, bo jak mi się trafi jakaś poważniejsza awaria w dwudziestoletnim aucie, to bez pożyczki nie przeżyję do kolejnej wypłaty xD A co tu mówić o odkładaniu jakichś większych pieniędzy, które kiedyś mogą być po prostu potrzebne.
Sam nie chcę stąd wyjeżdżać, bo czuję po prostu, że tu jest mój dom i tutaj chciałbym spędzić życie, ale jeśli w ciągu paru lat nie uda mi się osiągnąć tego, co bym chciał, to tak samo się stąd zawinę w siną dal. Dopóki nie mam rodziny na utrzymaniu, to mogę sobie tu kombinować, szukać sobie miejsca, na przeżycie, paliwo do auta i jakiś trening zawsze wystarczy, ale gdyby teraz pojawiło się na przykład dziecko, to jestem w czarnej dupie, bo trzeba rzucać wszystko inne, na czym mi zależy, inaczej nie wystarczy pieniędzy. I w tym właśnie rzecz, dla wielu ludzi życie w tym kraju to sztuka wyborów, których gdzie indziej nie musieliby podejmować.
No tak, niech dzieci i wnuki się martwią, bo przecież nam życie ucieka, więc trzeba wszystko pierdolić.
Ale jakie dzieci i wnuki? Moje przecież będą ze mną w Nowej Zelandii czy Australii ;p To co, cudzymi mam się przejmować? Stawianie gospodarki na nogi to proces na długie, długie lata, możemy nie dożyć momentu, w którym sytuacja poprawi się u nas na tyle, żeby nie zawracać sobie głowy szukaniem szczęścia gdzie indziej, a ja życie mam tylko jedno i wolę poświęcić je sobie i bliskim mi osobom, niż odbudowie polskiej gospodarki.
Zakładki