Elo

byliśmy z kumplem organizatorami Sylwestra na sali i upadł głośnik 2x - raz na kaloryfer, gdzie obudowa się lekko wgięła i porysowała + zafarbowała od kaloryfera na zielono, a drugi raz upadł na mikser, gdzie rozwaliło się kilka faderów i wejście na kabel. Muzyka działała jedynie, gdy kabel się trzymało pod pewnym kątem, więc generalnie jakoś chyba wielkich szkód nie było. Przyjechaliśmy 2 dni później obgadać co i jak i właśnie nam właściciel powiedział, że jeżeli chodzi o straty, no to tylko to wgniecie na głośniku, które wycenia na 300 zł, a jeżeli chodzi o sprawe z mikserem to mamy gadać tam z innym typkiem (Kamilem), który był też obecny wtedy. Powiedział nam jeszcze właściciel, że nie doszukał się żadnych innych szkód więc generalnie jest okej. Nie mogli znaleźć tych faderów na allegro i w ogóle więc wysłali do serwisu i dzisiaj nas informuje Kamil, że głośnik naprawiają jeszcze (na razie na własną rękę), bo przestał grać i to przez nas, chociaż gdy przyszliśmy po 2 dniach to wszystko było okej. Szczerze nawet boję się spytać ile kosztuje taki głośnik, ale wyraźnie mi tu śmierdzi jakimś kombinowaniem i tutaj pytanie do was - jak z tego wybrnąć, żeby nas na hajs nie wychujali? Nie podpisywaliśmy generalnie żadnych papierów, które by potwierdziły, że 2 dni po imprezie głośnik działał...