Złożyłem wczoraj w dziekanacie rezygnację ze studiów, dziś oddałem kartę obiegową oraz legitymację.
Pani w dziekanacie nie chciała wydać mi moich papierów - między innymi świadectwa dojrzałości.
Stwierdziła, że dziekan musi podpisać moje podanie. W ciągu dwóch tygodni przyjdzie list informujący o skreśleniu z listy studentów i dopiero wtedy mam przyjść odebrać moje papierki.
Jest to uczelnia prywatna, płatności mam uregulowane.
Chyba powinni wydać mi dokumenty na moje życzenie?
Druga sprawa jest taka, że naczytałem się trochę jak takie uczelnie naciągają na kasę i pogrzebałem w umowie, którą zawarłem z uczelnią. Znajduje się w niej następujący zapis:
Student, który w trakcie semestru traci prawa studenckie jest zobowiązany dokonać opłaty za zajęcia dydaktyczne na danym kierunku i semestrze, za okres odbywania studiów w pełnych miesiącach z góry tj. do dnia złożenia pisemnej rezygnacji ze studiów lub uprawomocnienia się decyzji o skreśleniu z listy studentów.
I tak w mojej głowie powstała teoria, że przyjdę do nich za dwa tygodnie i nie wydadzą mi moich dokumentów dopóki nie zapłacę im za miesiąc (...) i tu uwaga - październik, co po uregulowaniu opłaty administracyjnej (którą płaci się podczas rezygnacji se studiów) de facto w wysokości miesięcznego czesnego, która i tak jest niezgodna z polskim prawem wydaje mi się przesadą.
Podsumowując, czy powinienem czekać te 2 tygodnie na list i wtedy zgłosić się do dziekanatu, czy odmeldować się tam jutro i jak nie będą chcieli wydać dokumentów wezwać policję? XD
Zakładki