Ja mogę dorzucić swoje doświadczenie związane ze sklepikiem sieci Małpka. Praca jest teoretycznie prosta. Przychodzisz rano, spisujesz ile bułek przyjechało, liczysz czy masz 200 złotych w kasie, układasz rzeczy na półkach zgodnie z obrazkami, zamiatasz podłogę i stoisz jak głupi uśmiechając się do pustki w sklepie. Ewentualnie przychodzisz o 15, odbierasz klucz od poprzedniego pracownika, spisujesz ile bułek zostało i podliczasz pieniążki w kasie. Obsługa kasy to istna łopatologia - wszystko jest dotykowe i o dziwo się nie zawiesza (przynajmniej mi!), samo podlicza resztę, więc nie trzeba za bardzo myśleć. 5000 panoramicznych pod ladą to norma. Sklep miałam sterylnie czysty, bo sama o to dbałam. Jedyna małpkowa rzecz, która mnie faktycznie obrzydzała to robienie hot-dogów, bo kiedy widzi się ile te buły i parówy leżą w, ekhm, w zlewie to sprzedajesz je z bólem serca powtarzając sobie w duchu, że musisz skądś mieć pieniądze na szkołę, a nic lepszego do tej pory nie znalazłeś. Teoretycznie Małpka powinna wypłacić ci pieniądze do 7 albo 14 (nie pamiętam) dnia następnego miesiąca. Pracowałam dwa, ani razu nie dostałam jej na czas. Pieniążki na twoją pensję wypłaca Góra, a ona terminów się nie trzyma. Ajent może co najwyżej bezradnie rozłożyć ręce, bo on też nie dostał. Mimo tego, że nie płacą - kontrolują. Przyjeżdża ci taki facet, po którym widać, że nie jest normalnym klientem, ale dzielnie udaje i czeka aż zaproponujesz mu chrupki z półki z przecenami mrużąc oczy. No i najgorsze - klienci. Bycie kasjerem to istna katorga. Jeszcze kiedy jesteś w miarę wysokim facetem to spoko, ale jako panienka ledwo ponad 150 centymetrów wzrostu przyznaję, że siedzenie w pracy do 24 wyjątkowo mnie stresowało. Teoretycznie masz napadówkę i ochrona podobno jakaś jest, ale kiedy ci taki menel wejdzie do sklepu i próbuje coś ukraść to wcale nie dodaje otuchy. Możesz mu tym guziczkiem pogrozić i wywalić za drzwi. Następnego dnia i tak wróci. Oczywiście nie tylko menele. Na początku się uczysz - nie od razu Rzym zbudowano, przyzwyczajenie się do obsługi kasy zajęło mi 1-2 dni, później robiłam wszystko automatycznie. (To nie tylko wstukiwanie produktów i wydawanie reszty, ale słynne kody na banany i hotdogi, rachunki za prąd, waga i tak dalej.) Rzecz jasna pomimo plakietki, że jesteś nowy - wszyscy się spieszą, co stresuje dodatkowo i mylisz się na głupim kasowaniu fajki i sugerowaniu dokupienia zapalniczki. Jesteś w sklepie sam. Sam pilnujesz czy nikt z podejrzanych typków nic nie kradnie, a zdaję sobie sprawę z tego jak krępujące musi być to, kiedy dziwna pani zza kasy spogląda na ciebie podejrzliwie kiedy chcesz po prostu kupić majonez i papier toaletowy i pójść do domu. Teraz się im nie dziwię. Wielokrotnie nazywano mnie dzi*wką, ku*wą i szmatą nie tylko za np. powolne kasowanie produktów, ale i rzeczy ode mnie niezależne, np. hotdog za długo się robi, za wysokie ceny, nie ma mojego ulubionego piwa, to nie te papierosy (zmieniły opakowanie czego klient nie chciał przyjąć do wiadomości) "chu*owy" układ produktów na półkach, "powiadomię kierowniczkę o tym, że robisz sobie przerwy w pracy" (jesteś w sklepie sam, więc jeżeli chcesz iść do toalety, to musisz zamknąć wejście). Jedna ze starszych pań, której spokojnie wytłumaczyłam, że nie mogę przyjmować butelek po piwach, które nie są sprzedawane w sklepie, a nawet gdyby były - musi mieć paragon potwierdzający zakup podeszła do półki z pieczywem i wy*jebała wszystko na podłogę w szale. Wyobraźcie sobie moją minę. W ogóle się tego nie spodziewałam po jakiejś losowej babuni. Tydzień później ta sama kobieta po tej samej sytuacji rzuciła we mnie bułką. Generalnie klienci traktowali mnie jak ścierwo i obwiniali o całe zło świata, chociaż chyba wszyscy ludzie na świecie są świadomi tego, że jeżeli widzą za kasą sieciówki przerażoną blondyneczkę, to, ku*wa mać, pracuje tutaj tymczasowo bo potrzebuje zarobić na coś pieniążki, najpewniej na szkołę i na pewno nie ona ustala ceny w sklepie, co gdzie stoi i czy jest dzisiaj promocja na twój ulubiony soczek. Odeszłam z pracy, bo mam po prostu za słabą psychikę na takie zabawy. Jeżeli się tego nie obawiasz, to w sumie poza hotdogami, niewyłączalną klimatyzacją, koszulami małpeczki pod które i na które nie możesz nic zakładać, brakiem krzesła przy kasie, pensją od której chce ci się płakać, że w ogóle chciało ci się pisać maturę i wku*wiającym Radiem Małpka, które w kółko przez kilka godzin puszcza te same zapętlone reklamy i piosenki z top8 hiciorów PoloTV - praca marzeń. Polecam. Trochę taki trochę chat głosowy CS:GO na żywo, tylko zamiast Rosjan masz gimnazjalistów i poproszę LD różowe.
Zakładki