Dawno temu slyszalem pewna przypowiesc pewnego ksiedza z podupadlem wioski ktora w latach 60 dobrze prosperowala w kolektywie. PGRow juz dawno nie bylo a jednak te czasy w ludziach nadal zyly i nie potrafili sobie poradzic po transforamcji ustrojowej. Szerzyla sie bieda przez powszechne bezrobocie, perspektyw nie poprawial tez brak inwestycji w rejonie. No i byl ten ksiadz i mijal tych zmeczonych biednych ludzi codziennie. Zawsze ktos prosil o jalmuzne, bo dzieci glodne itp
Klecha mial swoj system radzenia sobie w tej sytuacji, w jednej kieszeni mial garsc
dolarow zlociszy, w drugiej nic. Gdy widzial ze ktos faktycznie potrzebuje pomocy to jako sluga bozy siegal po monety aby blizni mogl przezyc kolejny dzien. Spotkal tez Realowskiego ktory sie prosil o piataka na fajki
Spojrzal na niego, siegnal do pustej kieszeni i rzekl
-Nic dla ciebie nie mam, leniu, w tym czasie juz bys bh uhow zrobil na tibiantisie
Zakładki