Nie wiem czy to mozna nazwac bitka, ale w ostatnie wakacje bylem na imprezie w lesie. Przyszedlem po 8 piwach do ziomka I siedzial z nim taki plastus, pizda taka z filmiku z rafonem. Rano blackout, budze sie z jakims telefonem kurwa na biurku, mowie o chuj tu chodzi. Wszedlem na fejsa I ziomek pisze do mnie, ze policje mial na chacie bo zginal telefon tego typa. Ja mowie, kurwa dawaj go tu ja mam jego telefon. Typ przychodzi ze starym, taki z wonsem cwel. Mowi dawaj telefon. Dalem elegancko I mowia, ze karty sim nie ma, ja mowie kurwa ludzie oddaje telefon nie moja wina, ze sie zajebalismy. Z reszta telefonu sie pilnuje. Mowi, ze mam podpisac, ze przywlaszczylem sobie telefon jak nie to telefon na policje. Mowie zeby spierdalal, on mnie przypiera do drewnianego plotu. Ja mu jeb w morde prawie sie wyjebal, podchodzi mlodszy tez jeb w morde I poszedlem na chate.
Obeszli sie smakiem, moglem telefon na smietnik wyjebac. My bad
A pierwsza napierdalanka to chyba w wieku 20 lat w jakims klubie. Pozniej mialem zakaz wchodzenia tam. Ogolnie chyba jestem undefeated bo napierdalalem raczej szybkie bomby na ryj, ze moj przeciwnik zazwyczaj nie byl w stanie mi oddac lub byl tak samo pijany jak ja. Nie twierdze, ze jestem kozakiem po prostu jestem pierwszy, a to sie liczy wlasnie na ulicy. To nie jest tak jak w filmie z Dzejsonem Stejtamem, ze dostanie 20 bomb na morde I brzuch I dalej sie bije.
Zakładki