Hm, moja pierwsza praca, świeżo po technikum informatycznym to był serwis/czesacz lodów/ziomek który otwiera punkty w galerii (były ich 3 swego czasu), dokłada wszędzie lody, przyozdabia to elegancko falami i sprząta po wszystkim. Praca mocno średnia, za te okrągłe 7,7 netto nie wiedziałem co nawet zrobić mając te 1100zł miesięcznie. Dostałem po znajomości, nie miałem rozmowy o pracę. Ogólnie zawsze wszystko robiliśmy za wolno, źle, za dużo strat itp. W weekendy siedziałem z kolei na zmywaku na największym punkcie. Mimo wszystko wspominam mega, w większości spoko ludzie, trochę za dużo plotek (w ciągu miesiąca wg historii byłem maminsynkiem, który mieszka w piwnicy -> gejem -> samcem alfa, który na każdej zmianie ma koleżankę i rucha wszystko po pracy jak leci xD)
Raz pamiętam, że jadąc z wózkiem pełnym brudnych naczyń na zmywak zawsze lubiłem nim "driftować" ot, z nudów przekręcałem go bokiem i ładnie przy witrynie sobie lecę ale przesadziłem trochę z prędkością, a że nie chciałem zabić klientów galerii to ostatkiem sił (ciężki ten wózek był w chuj) przekierowałem go w ścianę. Wbiłem się kantem w ścianę galerii, posypał się tynk, naczynia w środku w 60% do śmietnika, nikt nie zauważył xD
Potem zacząłem już studia i miałem mało czasu na pracę w tygodniu, weekendy były już obstawione to zrezygnowałem i zrobiłem sobie chwilkę przerwy. Nadeszło lato, widmo wakacji ciążyło coraz bardziej więc zacząłem znowu szukać pracy. Padło na znaną sieć fast foodów - Burger Kinga. Oh boi...
Tyle ile tam odpierdoli w tej pracy było to ja nawet nie. Ogólnie bardzo potrzebowali pracowników, wiadomo, okres wakacyjny, centrum miasta, restauracja prawie całodobowa więc trochę młyn. W połowie rozmowy o pracę zacząłem podrywać kobietę z którą miałem rozmowę, było dość zabawnie kiedy z opisu pracy zeszliśmy na to jakie kobiety mi się najbardziej podobają. Ogólnie praca ciężka i fizycznie i psychicznie. Fizycznie jak jesteś na kuchni i zapierdalasz za trzech - rób to, przynieś tamto z mroźni, wstawiaj bułki, wstaw do smażenia tamto, ogarnij mięso, wyjmij sosy... Kurwa. Jeśli jesteś na zmianie nocnej w piątek/sobotę to idzie się zabić. Kasa to z kolei udręka psychiczna - sami pijani ludzie, niektórzy mega spoko, pogadają, napiwek dadzą ale większość to takie jebane kurwy po alkoholu, że nic tylko ich opluć. Ja głównie siedziałem na kasie bo za 11 netto nie będę się przemęczał wybitnie na kuchni, a na idiotów przez pewien okres na kasie byłem odporny, poza tym nawet nieźle mi szło wciskanie powiększeń, znałem dobrze angielski jako jeden z niewielu (to też epic, że na menadżera idzie ktoś, kto po angielsku w ogóle nie mówi...)
No jak już mówiłem - ludzie po alkoholu to kurwy. Przyjdzie Ci taki i będzie: się licytował, pierdolił trzy po trzy, zastanawiał się przez 20 minut czy płacić, we dwóch będą się zastanawiać kto płaci, przyjdzie zajebany i chce Bsmarta na dowód osobisty xD
Z początku byłem zawsze cierpliwy, wyrozumiały i miły ale potem już hamulce najzwyczajniej puszczają i przy jakichś klientach, którzy nie potrafią się zachować i w normalnej atmosferze zamówić jedzenia zaczynała się pyskówka i wyzwiska. Raz podchodzi do mnie ziomek, zajebany jak sam skurwysyn, ledwo mówił i z ryjem do mnie gdzie jego zamówienie. Ja się go pytam czy już zamawiał to zaczął coś pierdolić o Marioli z klubu, pytam się go jeszcze raz, a ten znowu jakieś historie niestworzone. Taki dialog trwał mniej więcej przez 10 minut, aż nagle kolega z kuchni przychodzi zrobić sobie herbatę, a ten się drze, że u niego zamawiał i wskazuje na niego palcem. Ja się odwracam, patrzę, że chłop w pocie czoła kanapki kleił całą noc i kasy nawet nie dotykał, odwracam się i mówię prosto menelowi - "popierdoliło się coś Panu już konkretnie, albo Pan zamawia i płaci albo proszę spierdalać i mnie nie wkurwiać." Ostro? Oczywiście, jeśli ktoś ma jakieś obiekcje to niech stanie przy kasie w jakiejś knajpie/fast foodzie otwartym przez noc, najlepiej blisko klubów i poobserwuje ludzi to sam machnie luja jakiemuś klientowi bo nie wytrzyma.
Historie typu pół nagie laski wtaczające się do budynku na czworaka po aplikacji gazu przez kolegów z klubów nocnych, rzyganie na klientów z półpiętra, seks w toaletach czy bójki były na porządku dziennym. Parę numerów od lasek wziąłem, paru facetów też chciało ode mnie... Ogólnie każda zmiana miała coś w sobie zabawnego ale większość czasu to męczarnia. Najlepsze jeszcze te małe cygany, kurwa jego mać. No z tym to też był balet. Przychodzi Ci taki mały gnojek i pierwsze co to rzuca kurwami, każe spierdalać i chce kubek żeby sobie dolewkę wziąć. Mówię, mu, że albo wyjdzie sam albo nakopię mu do dupy. Zwyzywa Cię i pójdzie dalej żebrać. Klątwy cygańskie rzucane na mnie były cały czas więc pewnie został mi jakiś tydzień życia sądząc po tych zawiłych inkantacjach ale złodziejstwa nie lubię toteż się z tą zarazą nie patyczkowałem. Raz obsługując klientów po prostu wyskoczyłem zza lady (tak, zajebałem takiego parkoura, że przez chwilę i ja i cygan patrzyliśmy się na siebie ze zdziwienia, że w ogóle mi się to udało xD) i złapałem tego śmiecia jak chwilę wcześniej normalnym dzieciakom coś chciał zabrać, za kaptur, do drzwi i na beton. Podarłem mu kaptur ale no co zrobisz...
I tak sobie wiodłem to życie przez około rok (o rok za długo) aż w końcu postanowiłem zmienić to na coś co jest trochę lepiej płatne, jest mniej pracy i nikt nie stoi Ci nad głową. Aktualnie siedzę na recepcji, wydaję ludziom bilety, drukuję fakturki i cieszę się, że nie wciskam już ludziom powiększonych frytek. Praca dorywcza, rzuciłem w międzyczasie studia, uczę się na własną rekę web developerki i na razie sobie grzecznie siedzę w aktualnej pracy bo nie mam powodów do narzekań - pieniądz się zgadza, dużo czasu wolnego i nikt nie wymaga ode mnie rzeczy niemożliwych.
Historii z tych miejsc pracy jest w opór ale palce by mi odpadły ;d
Zakładki