Cześć, mam pewien problem, postaram się to opisać w miarę krótko ale pewnie wyjdzie tego trochę.
Od zawsze źle znosiłem stresowe sytuację, ale ostatnio nazbierało się sporo różnych rzeczy i po prostu nie wyrabiam.
Po pierwsze, jestem na wylocie z uczelni, jeden niezdany przedmiot w tym semestrze i out, żadnych warunków, ani nic. Do tego padło na to, ze 1 zajęcia mam z najgorszym typem z uczelni. 15-20% zdawalności i jeszcze potrafi człowieka zmieszać z błotem, jeżeli czegoś się nie potrafi zrobić na ćwiczenia. Nie mówię tutaj o zwykłym opieprzeniu studenta, że się nie przygotował, typ po prostu przegina... normalnie miałbym na to wyjebane, ale teraz po prostu nie potrafię spać jeżeli wiem, że na drugi dzień rano mam te zajęcia. W ogóle, od jakiegoś czasu przeraża mnie samo pójście na uczelnie, mam już rok w plecy, znajomi pracują, robią magistra, a ja zostałem z poprzednim rocznikiem gdzie mało kogo znam. Nie potrafię nawiązać z tymi ludźmi nowej znajomości, czuje się jak jakiś wyrzutek.
Po drugie, doszły problemy w sferze seksualnej. Przed pierwszym stosunkiem miałem problemy z erekcją, obecnie wkręciłem sobie że przy nowej dziewczynie będzie tak samo. Efekt? Rzeczywiście było tak samo. Błędne koło po prostu. Od dłuższego czasu byłem sam, moja samoocena spadła tak nisko, że przez pierwszy tydzień znajomości wmawiałem sobie, że dziewczyna robi sobie że mnie żarty że ze mną w ogóle pisze. Za każdym razem jak dłużej nie odpisuje na sms'a to mam w głowię tysiąc scenariuszy, w których zostaję na lodzie, podczas gdy wiem że jest 10 razy tyle innych wyjaśnień, nie mam przecież 15 lat żeby się tak zachowywać... a jednak nie potrafię sobie z takimi myślami poradzić.
Doliczmy do tego to, że nie potrafię się skupić. Czytam coś na zajęcia i po 5 minutach nie wiem co ja w ogóle czytam, a w głowie mam 1000 myśli, wtedy myślę sobię pieprzyć to, odpalam LOLa albo jakiś film i tak mógłbym spędzić cały dzień. Nie wiem co innego ze sobą zrobić, wspomniałem wcześniej o lęku przed uczelnią - zdarza się, że muszę przed wejściem do sali iść do kibla i unormować oddech bo dostaję jakiegoś mini ataku paniki. Wyjścia do znajomych nie są problemem, naprawdę jest to coś co sprawia mi radość. Tym bardziej, że w 4 na 5 przypadków kończy się to alkoholem, który na pewien czas rozwiązuje problem.
W pewien piątek zostałem zaproszony na impreze do znajomej gdzie nie znałem praktycznie nikogo, wypiłem trochę, wypiłem trochę więcej i z pośród 20 osób każdy potem wspominał kiedy znow wpadnę, że fajnie było poznać itp. W poniedziałek na zajęciach, gdzie nikogo nie znałem siedziałem sam, nie wiedząc do kogo się odezwać i jak.
W skrócie wygląda to tak, na trzeźwo obmyślam co powiedzieć, jak to powiedzieć, czy aby na pewno, itp, itd i kończy się na tym, że nie zdążę się odezwać.
Po alkoholu po prostu mówię, nie myślę kto coś pomyśli. Na dyskotece po prostu podchodzę do dziewczyny i z nią tańczę, jak się nie uda to trudno, ide dalej, na trzeźwo w mojej głowie kłebi się tyle myśli, że mnie to po prostu paraliżuje. Tak samo wygląda to w codziennych relacjach, tak samo kończy się gdy zaczynam się uczyć - zamiast skupić się na 1 myślę o 1000 innych rzeczy. To samo dzieje się gdy próbuje zasnąć, nagle mam w głowie natłok informacji, nerów i stresów, przez co czasami, a ostatnio coraz częściej przez całą noc nie zapaśc w głęboki sen, tylko w serię kilkuminutowych drzemek.
Doliczmy jeszcze zgrzyty w rodzinie, zgrzyty z niektórymi przyjaciółmi oraz to, że mimo iż mam sporo przyjaciół, w tym 2 naprawdę dobrych, a;e wstydzę się zbyt otworzyć przed kimkolwiek (przynajmniej na trzezwo...). Wszelkie emocje zamykam w sobie. Na pogrzebie ojca nie wylałem kropli łzy, by po 2 tygodniach samemu w nocy pęknąć i ryczeć jak dziecko przez prawię godzinę...
To wszystko zamyka się w pieprzony cykl, nie potrafię oczyścić umysłu, stresuje się wieloma rzeczami, zamykam się w sobie, nie potrafię przez to spać i ów rzeczy przez to wszystko zawalam i tak w kółko. Wychodzi na to, że jedynym ratunkiem jest alkohol, który wyłącza blokadę w mojej głowię, na chwile staje się, przynajmniej w swoim mniemaniu, lepszą wersją siebie. Niestety dochodzi do tego fakt, że mam dośc mocną głowę i ta blokada schodzi nie po 2-3 piwkach a po 0,5 wódki.
Do czego zmierzam... nie wiem, jak wspomniałem, nie potrafię się otworzyć przed kogos kogo znam. Anonimowe forum wydało mi się najlepszym rozwiązaniem, czemu TORG? Bo zwyczajnie nie wiem gdzie indziej to napisać.
Zakładki