Elo, mieszkam sobie z dwoma kumplami w mieszkaniu w nowszym bloku w krakowie, we 3 studiujemy tutaj na agh, mieszkamy na ostatnim (3) piętrze wiec mamy w miare cicho. Problem w tym ze czasami hałasujemy i sąsiedzi spod nas skarżyli sie pare razy że to słychać, my nie byliśmy tego świadomi że to sie tak nosi, bo od sąsiada zza ściany nigdy nic nie było słychać (oprócz kopania/napierdalania czymś w ściane przez jego dzieci).
Sąsiedzi spod nas i jeszcze piętro niżej (2 piętra pod nami) przyszli pare razy i mówili że mega słychać jak biegamy/coś przesuwamy/cokolwiek i że im to przeszkadza i że jeśli dalej tak będziemy hałasować, to zadzwonią po policje. Po tych 'groźbach' troche sie ogarnelismy i nic nie robiliśmy, gdzieś tydzień później przychodzili do nas znajomi na mini-domówkę i poszliśmy dzień wcześniej ich powiadomić, że przychodzą znajomi i że możemy być troche głośno, oni powiedzieli że spoko że mówimy wcześniej i że nie ma problemu dopóki nie będzie jakiegoś uber rozpierdolu. Po domówce nic sąsiedzi sie nie skarżyli i nic nie mówili i przez 3 tygodnie do wczoraj nie było żadnej ich 'interwencji' ani nic.
No właśnie, do wczoraj. Otóż jest poniedziałek, godzina koło 21-22, gramy z ziomkami w fife, oczywiście troche posmialismy sie i pokrzyczeliśmy, skonczyliśmy grać i każdy poszedł do pokoju robić swoje rzeczy na uczelnie, ja tam sie uczyłem, kumpel sobie coś tam rysował na kompie a drugi robił wykres, który potem przyszedł do mnie wydrukować co chwile nam zajęło bo coś tam się spierdoliło, mniejsza z tym. Kolo 00:00 polożyliśmy sie grzecznie lulu i nagle gdzies 00:30 słysze dzwonek do drzwi i pukanie. Otwieram drzwi a tam policja :) Przyszli bo dostali zawiadomienie o zakłócaniu spokoju i ciszy nocnej od sąsiadów i że mają dwóch świadków (tutaj ważne dwóch) na to że hałasujemy. My coś z nimi pogadaliśmy że o chuj chodzi, coś tam sie popytaliśmy i wyszło tak że dostaliśmy po 100zł na łeb mandatu. Na początku nie chcieliśmy przyjąć bo w sumie nic nie robiliśmy oprocz darcia mordy 3h temu ale oni powiedzieli że nawet jak coś to jest dwóch właśnie tych świadków i że to sprawia że pewnie oni by wygrali niby tą sprawe.
I teraz pytanie do Was Torgi, czy jest jakaś możliwość odwołania się, anulowania mandatu jakbyśmy sie dogadali z sąsiadami albo coś? Bo szczerze teraz żałuje przyjęcia mandatu troche, ale było późno to już sie nie chciałem pierdolić itp wiec wzielismy te mandaty i do spania. Problem w tym że raz mój ziomek gotował sobie coś w kuchni, a ja siedziałem w pokoju, była coś godzina 20-20:30 i gadaliśmy, a że on coś smażył no to troszke głosniejszym tonem ale wiadomo że przecież nie darliśmy ryja, i nagle wpada sąsiad spod nas że mu budzimy dziecko. Ja rozumiem że to sie może nosić ale no kurwa, gadaniem mu budzimy dziecko?
Zastanawiamy sie co z tym zrobić bo to było mega kurewskie zachowanie z ich strony, zwłaszcza że nic nie robiliśmy od dobrych 3 tygodni i nie mieliśmy zamiaru robić żadnych imprez ani nic. Myślimy nad tym żeby iść pogadać z tymi sąsiadami ale wątpie że to coś da. Jakieś pomysły co robić?
Też myśleliśmy żeby sie 'zemścić' troche na nich, niby to szczeniackie ale jak kuba bogu tak bóg kubańczykom. Najbardziej nas boli ze kurwa nic nie robilismy.
Ktoś coś miał może podobną przygodę?
Zakładki