Dominik popełnił samobójstwo w maju. Informacja o jego śmierci stała się głośna pod koniec czerwca, gdy sprawę opisali reporterzy programu "Uwaga!" w TVN. Miał 14 lat, był jedynakiem wychowywanym przez matkę. Mieszkał w mazowieckim Bieżuniu, niewielkim mieście na północ od Płocka. Uczęszczał do tamtejszego gimnazjum. Według bliskich to problemy w szkole sprawiły, że zdecydował się odebrać sobie życie.
Feralnego dnia Dominik nie poszedł do szkoły. Powiedział matce, że bał się jednej z lekcji. Znalazła ciało nastolatka w jego pokoju. Powiesił się na sznurówkach.
- Odcięłam go i położyłam na wersalkę. Przytuliłam się do niego - mówiła w telewizji zapłakana Anna Aleksandrowicz.
W pokoju kobieta znalazła list napisany przez Dominika przed śmiercią. Pisał, że ją kocha, i przepraszał za to, co zrobił. - Jestem zerem - napisał o sobie. Do listu dołączona była lista z nazwiskami "kolegów, przyjaciół i wrogów". Listę ma dziś prokuratura, która bada, co było przyczyną samobójstwa.
Nazywali go "pedziem", bo dbał o siebie
Dominik cierpiał na rozszczep wargi i podniebienia. Przeszedł siedem operacji. Według matki inni uczniowie gimnazjum dokuczali mu, odkąd poszedł do szkoły.
- Nie podobało im się, że nosił spodnie rurki. Albo fryzura, którą lubił sobie robić. Nie jakoś przesadnie. Po prostu dbał o siebie, ale uczniowie nazywali go "pedziem". Były takie dzieci, które go szarpały - opowiada TVN Aleksandrowicz.
We wrześniu ubiegłego roku matka nastolatka poprosiła o przeniesienie syna do innej klasy. Powód? Problemy, jakie Dominik miał z innym uczniem. - W nowej klasie fajnie się czuł, nie narzekał. Stał się ulubieńcem dziewczyn. Miał więcej przyjaciółek niż przyjaciół - opowiada. Ale ze stopniami nadal miał problemy, choć w podstawówce uczył się bardzo dobrze.
- Już na początku roku jedna z nauczycielek postawiła mu wysoko poprzeczkę. Po półroczu zaczęło być tylko gorzej. Zaczęła go poniżać przy rówieśnikach, traktować jak głąba. Dla niego to było gorsze niż dostać jednocześnie dwie jedynki - mówi w reportażu Anna Aleksandrowicz.
Nauczyciele wiedzieli, że Dominik jest prześladowany
- Moja wnuczka opowiadała, że Dominik był bardzo dręczony przez jedną z nauczycielek - potwierdza w rozmowie z TVN dziadek jednej z uczennic. - Gdy chłopak wrócił po operacji ze szpitala, pani wzięła go od razu do odpowiedzi. Mówił, że był w szpitalu i jest nieprzygotowany, a ona z hardością: siadaj, jedynka. Nazwisko Dominika też jej nie pasowało. Mówiła, że na takie nazwisko trzeba sobie zasłużyć. Do tego był dręczony i poniżany przez innych uczniów - relacjonował słowa wnuczki dziadek.
- Nie miałem żadnych sygnałów od uczniów, że na lekcji dzieje się coś złego. Nie docierały do mnie żadne informacje, że Dominik miał jakiekolwiek kłopoty - mówi Marek Cimochowski, dyrektor Zespołu Placówek Oświatowych w Bieżuniu.
Ale po samobójstwie nastolatka mazowieckie kuratorium oświaty na wniosek Rzecznika Praw Dziecka przeprowadziło w szkole kontrolę. W anonimowych ankietach uczniowie opisywali, że nauczyciele krzyczą, są agresywni i stosują groźby.
- Szkoła powinna zapewnić bezpieczne i przyjazne warunki nauki. Tworzą je nauczyciele. Ta wizja i misja szkoły tutaj nie funkcjonowały - mówi Andrzej Kulmatycki z mazowieckiego kuratorium.
Nauczyciele wiedzieli, że Dominik jest prześladowany przez innych uczniów. Takimi zeznaniami dysponuje prokuratura.
- Wynika z nich, że chłopiec mówił nauczycielom o swoich problemach. Że jest zaczepiany, popychany, wyzywany. Kwestie związane z prawidłową reakcją szkoły i nauczycieli także są wyjaśniane w śledztwie - mówi Iwona Śmigielska-Kowalska z Prokuratury Okręgowej w Płocku. - Uważam, że tutaj, najogólniej rzecz biorąc, zawinili dorośli - dodaje.
Dlaczego nadal go gnębicie? "Bo wyglądał jak pedał"
Gdy sprawa śmierci Dominika stała się głośna, na Facebooku zaroiło się od fałszywych fanpage'y nastolatka. Jest ich kilkadziesiąt z dopiskami "pamiętamy", "tęsknimy", "wracaj do nas", "spoczywaj w pokoju" i lubią je tysiące ludzi. Wśród stron jest prawdziwy profil Dominika. Można na nim znaleźć fotografie drobnego uśmiechniętego chłopca z wymodelowaną fryzurą.
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku" - pisał na początku kwietnia.
Pod zdjęciami jest mnóstwo wpisów koleżanek nastolatka, które pisały, że ładnie wygląda i jest bardzo przystojny. Dziś zostały przykryte przez wpisy tysięcy ludzi, którzy znaleźli profil już po śmierci chłopaka. Wielu składa kondolencje. "Taki fajny chłopak nie wytrzymał i z dnia na dzień go nie ma. Szkoda" - pisze Szymon. "Chce mi się płakać, chociaż go nie znałam. Biedny" - dodaje Nikola.
Na profilu Dominika jest też wiele zupełnie innych wpisów: "ale pedał", "co za pizda", "był słabym psychicznie podczłowiekiem" itp.
Kuba z Lublina, na oko 15-latek, wkleja tam fotomontaże, które przedstawiają Dominika w łóżku z mężczyzną albo w stroju sado-maso. "Dobrze, że zdechł" - komentuje młody chłopak w okularach.
"Dlaczego nadal go gnębicie? Bo dbał o siebie, wyglądał lepiej niż wy?" - pyta Partycja. "Boże przestańcie. Nie macie serca. Pomyślcie, że wam kolega umiera i jak się czuje jego matka" - dodaje Julia.
"Bo wyglądał jak pedał. Mógł kur... ściąć włosy, nie ubierać leginsów. Może wtedy nikt by go tak nie nazywał" - odpowiada im Michał.
W polskich szkołach dyskryminują nauczyciele i uczniowie
"Pedał mówi się na chłopaka, który dba o siebie, bo np. układa sobie grzywkę rano, chodzi w rurkach albo w bluzce takiej opiętej", "Jak chłopak ubierze te rurki, to ludzie zazwyczaj mówią... pedał, pedał". To tylko dwie z wielu wypowiedzi uczniów i uczennic polskich gimnazjów, które znalazły się w kwietniowym raporcie Towarzystwa Edukacji Antydyskryminacyjnej (TEA) "Dyskryminacja w szkole - obecność nieusprawiedliwiona".
Raport powstał na podstawie pogłębionych wywiadów z młodzieżą i nauczycielami. Wynika z niego, że w polskich szkołach jest mnóstwo "Dominików", którzy na co dzień spotykają się z nękaniem i agresją m.in. z powodu swojego wyglądu. Z kolei według raportu Instytutu Badań Edukacyjnych co dziesiąty uczeń w Polsce jest ofiarą długotrwałego prześladowania.
W szkołach najgorzej są traktowane ubogie dzieci wyśmiewane z powodu ubioru, wykluczane z wydarzeń, na które je nie stać, oraz chłopcy w jakikolwiek sposób odstający od społecznej normy męskości, w której dominuje kultura macho. Gorzej traktowani są też niepełnosprawni, o innym kolorze skóry, pochodzeniu, otyli czy uczniowie o innej orientacji niż heteroseksualna.
Dyskryminują uczniowie, ale też nauczyciele, choć zapewniają: "U nas tego nie ma". Wielu nauczycieli przymyka na dyskryminację oko, a nawet potęguje negatywne zachowania swoich podopiecznych.
MEN o dyskryminacji wie od dawna. Nic nie zrobiło
Członkowie TEA w czwartek zapalili znicze przy portrecie Dominika postawionym przy Ministerstwie Edukacji Narodowej. Towarzyszyli im aktywiści Kampanii Przeciw Homofobii, a także ludzie, którzy spontanicznie skrzyknęli się w sieci. Organizacje zarzucają MEN, że nie zapobiegło tragedii i nie stara się systemowo walczyć z dyskryminacją w szkołach.
Z inicjatywy Kampania Przeciw Homofobii oraz Towarzystwo Edukacji Antydyskryminacyjnej 2 lipca pod Ministerstwem...
Posted by Kampania Przeciw Homofobii on 2 lipca 2015
- MEN wie o tym zjawisku od lat. A od dwóch miesięcy ma na biurku nasz raport w sprawie podobnych zdarzeń. Pozostaje obojętne i bezczynne. Nie zapobiega szkolnej dyskryminacji, nie reaguje na nią. Pomimo naszych apeli nie są prowadzone żadne systemowe działania, które mogłyby zapobiec podobnym tragediom - mówi Małgorzata Borowska z TEA.
Organizacje od dawna żądają od władz oświatowych przygotowania i rozpowszechnienia wśród nauczycieli, uczniów i ich rodziców informacji, jak reagować w przypadku dyskryminacji i agresji w szkołach. Postulują m.in. wprowadzenie szkoleń antydyskryminacyjnych dla osób kształcących się na kierunkach nauczycielskich.
"Domagamy się reakcji władz oświatowych, która nie będzie jedynie dochodzeniem i kontrolą w sprawie Dominika. Domagamy się realnych działań o charakterze edukacyjnym, wspierających społeczności szkolne w całej Polsce w radzeniu sobie z dyskryminacją i przemocą" - napisały TEA i KPH w oświadczeniu wydanym po śmierci Dominika.
Kluzik-Rostkowska: Potępiam homofobię
Do ludzi palących znicze wyszła minister Joanna Kluzik-Rostkowska. Aktywiści wezwali ją, by potępiła homofobię.
- Potępiam, bo to jeden z elementów dyskryminacji, a ja potępiam wszelkie przejawy dyskryminacji - odpowiedziała im szefowa resortu.
Kluzik-Rostkowska przekonywała, że resort proponuje stosowane działania systemowe. Jak mówiła, w kierunkach polityki edukacyjnej MEN wskazuje na znaczenie przeciwdziałania dyskryminacji i przemocy. - Dzięki współpracy z fundacją Dzieci Niczyje od listopada 2014 r. działa infolinia dla dzieci i młodzieży oraz rodziców i nauczycieli - dodawała szefowa MEN. - Nie ma zaniechań. Jest pytanie, czy ci, którzy powinni dbać o to, by przemocy nie było, sięgają po dostępne narzędzia. W wielu szkołach ta przemoc jest i dotyczy wielu rzeczy, także homofobii. W takich sytuacjach nie wystarczy ukarać sprawcy i zadbać o ofiarę. Ważna jest także praca ze świadkami przemocy - mówiła Kluzik-Rostkowska.
Już dawno było wiadomo, że w szkole w Bieżuniu jest źle
Minister poinformowała, że w ubiegłym roku w szkole w Bieżuniu przeprowadzono ewaluację. Wykazała że 50 proc. uczniów nie czuje się tam bezpiecznie, a 20 proc. rodziców uważa, że nie mają żadnego wpływu na szkołę.
- Należy zadać pytanie, dlaczego nauczyciele i dyrekcja nie stworzyli programu naprawczego, nie poprawili sytuacji. Należy też zapytać samorząd prowadzący placówkę, jakie ma wobec niej plany - mówiła szefowa resortu. - Minister edukacji nie ma ani kawałka instrumentu, którym mógłby regulować to, kto w danej szkole pracuje, a kto nie - przekonywała.
- Byłam uczennicą tej samej szkoły co Dominik. Wstyd mi, że nic się tam do dziś nie zmieniło. To była szkoła, w której uczeń nie ma żadnych praw i jest nagminnie poniżany za "inność" czy nawet ubóstwo. To było przerażające - napisała na Facebooku już dorosła Ewa.
Zakładki