Wczoraj dostalem telefon od matki tej laski, mowila mi ze jej corka siedzi od tamtego czasu w pokoju, nigdzie nie wychodzi, nic nie je, tylko lezy ryczy/spi... No tego to juz zignorowac nie moglem i przyjechalem. Gdy zobaczylem ja, to stalem dobre 5min jak glupi nie wiedzac co mam powiedziec. Jej kolezanki szopki nie robily sobie, ciela sie. Przez jakas godzine tylko ja mowilem, ona tylko sluchala(z poczatku nie wiedzialem czy w ogole mnie slucha, czy ignoruje, lezala caly czas odrocona do sciany. Nie wiedzialem jak mam na to zareagowac, czy podejsc do niej, czy po prostu mowic dalej ).Zaczalem przepraszac za to, ze chcialem zmieniac ja na sile, az nagle... Pierwsze slowa jakie powiedziala to "przepraszam cie za to wszystko", lzy zaczely jej leciec, przytulilem ja. Rozmawialismy do pozna na temat tego co sie stalo. Wychodzac z domu rozmawialem z jej mama, zapytalem co zamierza ona zrobic z nia( wyslac do jakiegos lekarza czy cos innego) opowiedziala mi jak to bylo pare lat wstecz, wtedy jak malo nie zabila sie. Doszlismy do wiosku, ze poki co bede przyjezdzal do niej i spedzal troche czasu( pewnie zastanawiacie sie, czemu nie wyslemy ja do psychiatry. Uwazam, ze jeszcze bardziej zeswirowalaby, chodzi mi o to ze uznalaby ona ze myslimy o niej jak o totalnej wariatce [poniekad tak jest], a wtedy to naprawde nie wiadomo jakby zareagowala, moglaby popelnic samobojstwo). Postanowilem, ze bede odwiedzac ja jak najczesciej. Czas pokarze co z tego wyjdzie...
Zakładki