-
polecam lekturę:
Wracając z zakończonego już Marszu Niepodległości poszedłem z ziomkiem się odlać gdzieś pod żywopłot. Jakieś kilkadziesiąt metrów dalej stacjonował oddział kasków, który zaczął biec w naszą stronę. Spokojnie się odlałem będąc pewnym, że nie będę miał problemów ze spierdolką, jednak z drugiej strony jak z podziemia wyrósł kolejny oddział i mimo „slaloma giganta” pomiędzy psami w końcu sam się poślizgnąłem i zaliczyłem glebę (widocznie źle dobrałem bieżnik na butach do panujących warunków :-). Poczułem buta na głowie, ręce skute jednorazówkami tak, że krew do dłoni nie dopływała, pałowanie i butowanie. Oto prawda o „policyjnych zatrzymaniach i statystykach” po 11.11… (obok zdjęcie z Anglii, mówiące o tym, że nawet koń pierdoli milicyjne zachowania…).
Następnie posadzili mnie na asfalcie, otoczyli tak, żeby z zewnątrz nie było widać, czy ktoś nie mógł nagrać i liście, kopanie po żebrach i hasła typu „ty kurwo jebana, cwelu, wyrucham ci dziewczynę” itd. Propozycja mandatu 3 x 500 pln, której oczywiście nie przyjmuję. Przy przeszukaniu podarli mi bluzę i do lodówy. Droga na mendownie wyglądała podobnie jak samo zatrzymanie. Tam parę godzin, bo mistrzowie intelektu nie potrafili spisać protokołu zatrzymania i musiał zrobić to za nich jakiś inny wąs (później w protokole czytam, że krzyczałem m.in. „raz sierpem raz młotem JEBAĆ czerwoną hołotę” – samo to świadczy o ich poziomie intelektualnym, słyszeli to pewnie ze 100 razy, ale i tak nie potrafią zapamiętać jak dokładnie leci.
Jako, że za samo lanie nie mogą zatrzymać, to stawiają zarzut udziału w nielegalnym zbiegowisku – chuj, że już było po Marszu i szedłem w grupie ok. 5 osób. Zarzut całkiem z dupy, ale statystyka zatrzymanych powiększa się o jedną osobę i chyba o to chodzi. Dalej standard – wyjazd na dołek (jeszcze rozkmina na który, bo na większości już nie było miejsc) i sprawa w trybie przyspieszonym. Następnego dnia na przesłuchanie, a gdy wpływa pełnomocnictwo i dzwoni do nich papuga, że chce się ze mną zobaczyć, szybko wywożą z powrotem na dołek, tak żeby uniemożliwić kontakt z adwokatem.
Na samej komendzie burdel na kółkach – psy na ciśnieniu, bo mają zapierdol (większość 11.11 siedziała do 3 w nocy, a niektórzy na rano dalej do „roboty” :-), nikt tam nie ogarnia, a same wąsy stwierdzają, że najchętniej co roku na 11 listopada wzięliby L4. Same ich rozmowy to kabaret, większość najchętniej wróciłaby do czasów komuny, bo wtedy im się tak dobrze żyło… Przesłuchująca mnie milicjantka chodzi co chwilę do jakiegoś przełożonego i pyta czy dobrze napisała, inny przez godzinę robi oględziny komina i racy (po chuj – nie wiem, dziwię się, że nie pojechałem jeszcze na wizję lokalną pod żywopłot gdzie lałem :-).
Kolejna nocka na dechach pod śmierdzącym kocem (jedyną rozrywką była tam jakaś babska gazeta, bodajże „Claudia” – jednak takie pierdoły tam piszą, że wolałem chodzić tam i z powrotem po celi niż czytać te gówno) i czekam czy pojadę do sądu, czy puszczą bez stawiania zarzutów – okazuje się, że jednak ta druga opcja. Myślę, że zasługa w tym papugi, bo typek, z którym siedziałem na dołku, a został pokręcony jak stał spokojnie na pl. na Rozdrożu pojechał w środę około południa na wagę… Przy oddawaniu depozytu okazuje się, że jebani złodzieje skroili mi przy zatrzymaniu ok. 150 zł z portfela (łaskawcy zostawili dychę). Wraz z papugą składam doniesienie o popełnieniu przestępstwa – zdaję sobie sprawę, że sprawa nie do wygrania i zostanie umorzona, ale niech chociaż milicyjne ścierwo przejdzie się na zeznania…
Podejrzewam, że większość zatrzymanych 11.11 zjechało na dołek za damski chuj w wyniku łapanek już po samym Marszu. Tyle, że nie każdy miał tyle farta, że ktoś mu szybko ogarnął papugę i dla wielu skończyło się jakimiś zawiasami, grzywną czy odróbkami. Tak to wygląda w „państwie prawa” – Patrioci świętujący rocznicę odzyskania przez Polskę Niepodległości są bici, okradani, zatrzymywani i nazywani bandytami przez tych prawdziwych bandytów, nazywanych „stróżami prawa”. PRL bis…
-