Ktoś mi przy okazji powie co to ta kuchnia polska/polskie potrawy?
To co się jada/jadało czy tylko to co jako pierwsze opisano w kronikach? Jaki zakres czasowy wchodzi w grę, które granice, jakie warstwy społeczne? Czy składniki z importu dyskwalifikują potrawę jako polską? Jest w ogóle sens upaństwawiania czy nacjonalizowania potraw? (regionalizacja może by jeszcze uszła)
A dorzucając swoje trzy grosze to myślę, że jakby pomarańcze się pojawiły w jakimś szlacheckim dworku to pewnie by wymyślili se mnóstwo przepisów na np. dziczyznę z pomarańczą (choć sam za mięsem w pomarańczach nie przepadam).
Schabowy może być ale faktycznie ograniczanie się i gloryfikowanie stereotypowych potraw zamiast szukania nowych doznań i rozwiązań to januszerka. Ale z drugiej strony jak nazwać wywijanie się od tematu kiszonek (i w sumie po co?) majaczeniem o nogach baby ugniatającej kapustę i że o samym ogórze nie warto gadać? Chyba po prostu tibiarzowym lawiranctwem.
Zakładki