Jakieś dwa lata ksiądz wywalił mnie z ministrantów - za długie włosy, tak jak wcześniej wspominałem. Na WOŚP poznałem fajną dziewczynę która zaciągnęła mnie do Salezjańskiego Wolontariatu. To też wiecie. Nadszedł czas tegorocznego, dwutygodniowego wyjazdu na Ukrainę.
Przygoda zaczyna się w moim niewielkim, 60 tysięcznym mieście. W planach bezpośredni pociąg do Katowic, tam przesiadka do pociągu do Przemyśla a potem już tylko przejście granicy, dotarcie do Kijowa a z niego do miasteczka położonego 100km od stolicy, do Korostyszewa. Cała heca zaczyna się już u mnie w mieście - pociąg który miał jechać do Katowic okazał się pociągiem do Gdańska. Pomyliliśmy pociągi. Konduktor na szczęście był miły, wysadził nas w Olsztynie i powiedział jak dalej dostać się do Katowic - jakby nie patrzeć na tym etapie już jakieś 10h było do tyłu. Przez Polskę przebrnęliśmy, potem dotarcie do Kijowa i jesteśmy na miejscu.
Ładne miasteczko z pomnikiem Lenina stojącym na Placu Czerwonym. Na Ukrainie charakterystyczna rzecz to drogi. To nie autostrady ale jedzie się ciągle prosto, po pareset kilometrów prosto i prosto. Jak to na wschodzie, wszędzie cerkwie. Zdecydowana mniejszość katolików. Salezjanie u których mieszkaliśmy mieli jedyny kościół w mieście + co niedziele objazd jakiś 10 wiosek. Ukraina to państwo poddawane stałej rusyfikacji, strasznie ciekawscy ludzie. Mam trochę dłuższe włosy i po wejściu do kościoła zawsze czułem na sobie wzrok tych babć, masakra. Do tego żartobliwie lokalny ksiądz powiedział do mnie raz "Młody pop". Kultura bardzo przesiąknięta wschodem.
Bariera językowa nie była aż tak straszna. Starsi animatorzy rozumieli po polsku, parę dzieciaków uczyło się polskiego w szkole/ Najśmieszniejsze jest to że na Ukrainie "zaraz" oznacza to co dla Polaka "teraz" i tak gdy słyszysz tam "... zaraz to zrobimy" to oznacza że chcą to teraz zrobić. Tak samo zamiast "rozumiesz" mówią "czujesz", dla nich to co dla nas jest melonem dla nich jest dynią, jeżeli chcą się spytać czy dzieciaki wszystko zapamiętali krzyczą "zapomnieliście?" - przez to strasznie często wychodzą śmieszne sytuacje. Ja mówiłem po polsku, dzieciaki i animatorzy po ukraińsku i jakoś dało się dogadać, nie było tak strasznie z tym językiem. Ze mną jechała jeszcze trójka Polaków więc razem dawaliśmy radę.
Dzieciaki bardzo wesołe. Każdy kto pracował z dziećmi wie jak trudno ich zachęcić do tańczenia i śpiewania, szczególnie chłopaków. Tam dosłownie wszyscy bawią się, tańczą, śpiewają. Grupy były mieszane - od dzieciaków 7 letnich po 15 latków. Mimo to aż tak strasznie to nie wychodziło. Pamiętam karteczkę od Andreja, 7 latka "Damian, dlaczego masz długie włosy i mówisz po polsku?". Mega klimat takiej przyjaźni, równości.
Wszystko było robione przez Salezjanów czyli zakon katolicki. Na 130 dzieciaków które tam chodziło jakieś 30 to katolicy, reszta albo żydzi, prawosławni. Nikt na to nie patrzył, każdy był równy. Każde dziecko płacze tak samo. Nie można powiedzieć że to obóz dla katolików - kto w takim państwie zaopiekuje się dzieciakami innego wyznania? Prawosławie nie kwapi się do organizowania takich obozów. Kościół za to na skalę masową takie coś robi, do tego nie pyta o wyznanie, nie patrzy czy dziecko jest chore - po prostu przygarnia wszystkich.
Najlepiej powiedzieć, przez pryzmat paru księży, że wszyscy księża to pedofile. Trzeba też spojrzeć na to o czym nie mówi się w mediach. Po tym wyjeździe od pomocy na Ukrainie na prawdę wiele nauczyłem się, czy to przy pracy z tymi dzieciakami, czy to w obcowaniu z ludźmi, czy też po prostu wiele przemyślałem sobie.
http://imageshack.us/photo/my-images/98/asdsadsads.jpg/
Zakładki