Vegeta napisał
Twoja dziewczyna nie jest nie wierząca, tylko po prostu głupia. Weźmy to tak: mamy 200 000 galaktyk. Załóżmy że co dziesiąta ma własne słońce. zostaje 20 000. Co dziesiąta ma warunki do życia. 2000 Planet. A na której występuje życie? Przynajmniej na 200 planetach. Jesli takie rozumowanie jej nie przekona, no to trudno, nie jest najwyraźniej myślicielem, albo jest typem który jak nie zobaczy to nie uwierzy.
Wiesz, ja też rozumuję podobnie, ale my możemy tylko zakładać, że co 10 planeta ma własne słońce. Może tylko kilka planet je ma, a tylko to nasze stwarza warunki do życia? Ona tak mówi i nie chce uwierzyć, bo nie ma żadnych dowodów.
I tak ją przekonam :D
alien napisał
Udowadnianie istnienia zycia pozaziemskiego na drodze statystyki - YEAAAAAAAHHHHH ^_^
DOBZI jesteście.
Wiesz,to są tylko założenia, które mają prawo się sprawdzić (albo i nie), bo sprzed komputera to my nic nie udowodnimy.
Ja to widzę tak:
Pierwsza teoria, czyli stworzył nas Bóg (osobiście w to nie wierzę, ale dopuszczam taką możliwość).
Jeżeli stworzył nas - ludzi, to mógł stworzyć i inne istoty, a może i nawet innych ludzi, gdzieś tam daleko w kosmosie (kto wie, może wcale niedaleko). Jest wszechmocny, wszechpotężny, więc mógł i pewnie to zrobił. No bo czemu tylko my? Cały kosmos, te wszystkie gwiazdy, planety nie zostały przez niego stworzone tylko po to, żeby ładnie wyglądały nocą na niebie. Gdyby były tylko po to, to równie dobrze mogłyby być białymi, małymi plamkami. Ale są przecież wielkie, olbrzymie - takie jak nasza. A na naszej życie istnieje.
Może one wszystkie przeznaczone są dla nas? Ale to też nie miałoby sensu - według Biblii jesteśmy na ziemi bardzo krótko, a już się mówi, że nasza cywilizacja chyli się ku upadkowi. Jeżeli po sześciu tysiącach lat panowania na naszej planecie potrafimy dolecieć jedynie na Księżyc/Marsa, to kiedy będziemy w stanie podróżować po całym Wszechświecie? Po ilu tysiącach lat będziemy mogli kolonizować nawet najodleglejsze planety? Przecież nie starczy nam czasu! Chrześcijanie mówią, że Dzień Sądu Ostatecznego się zbliża - mamy w końcu coraz więcej katastrof, kataklizmów, wojen. W Biblii jest napisane, że przed Sądem Ostatecznym będzie się działo coraz więcej złego - i dzieje się! Wierzący mogą zatem przypuszczać, że ten Dzień się zbliża...
A my nadal pozostajemy na naszej planecie i nie zbadaliśmy nawet najmniejszego skrawka kosmosu!
Po co więc te wszystkie planety, jeżeli nie zdążymy nawet ich obejrzeć, a co dopiero skolonizować?
Zauważmy też, że tych planet ciągle przybywa. Jeżeli my i nasz dom mamy niedługo zniknąć (część przeniesie się do "Nieba"), to czemu Bóg cały czas tworzy nowe planety?
Nie jest On chyba istotą, która robi coś bez celu, więc twierdzę, że może nie wszystkie, ale część tych planet jest domem dla jakiegoś życia.
Opcja druga, czyli życie powstało z jakiegoś tam wybuchu itd, itp. Ta wersja naukowa. Tutaj właśnie możemy się zdać jedynie na te nieszczęsne "statystyki" i przypuszczenia. Obecnie mamy 236284237846238 planet (czy mniej, czy więcej? kto to wie?). Jeżeli na naszej jest życie - były tu warunki do jego powstania, to dlaczego na pozostałych miałoby nie być? Oczywiście można powiedzieć: "a czemu miałoby być?", ale wydaje mi się, że przy takiej ilości tych planet szansa, że na którejś z nich znajdziemy życie, jest dużo większa niż szansa, że go nie znajdziemy.
Skoro nastąpił wybuch tutaj - u nas - to mogły też wystąpić jakieś inne wybuchy rozsiewające ten węgiel (z którego podobno życie powstało) po Wszechświecie. A może życie może powstać na dziesiątki innych sposobów? Może gdzieś nawet niedaleko ten węgiel i światło słoneczne nie są w ogóle potrzebne? Może tam istoty potrzebują zupełnie innych czynników by żyć?
Nie pamiętam ile ludzie znają pierwiastków. Osiemdziesiąt kilka, a może sto dwadzieścia kilka, nie wiem. Możliwe, że we Wszechświecie tych pierwiastków jest o wiele więcej, może są ich setki, tysiące, miliony... Na razie przecież tego nie wiemy. Ale wydaje mi się, że mogłoby tak być - kosmos jest ogromny, olbrzymi, tak wielki, że chyba mało kto potrafiłby sobie to wyobrazić. Ziemia jest niczym w porównaniu z tym ogromem, jest po prostu malusieńkim skrawkiem, tycim ułamkiem, a my znając jedynie ten ułameczek nie możemy twierdzić, że tam, czego nie znamy, coś na pewno jest, albo na pewno tego nie ma. Zdajemy się więc na przypuszczenia, prawdopodobieństwo. A przy 4238472348723874 planet prawdopodobieństwo, że na którejś z nich panuje życie, jest chyba duże, prawda? Skoro jedna planeta jest "żywa", to czemu cała reszta miałaby być martwa? Czemu mielibyśmy być tak wyjątkowi, żeby być jedynymi?
Aż smutno się robi na taką myśl.
Jeżeli widzicie jakieś dziury logiczne w moim myśleniu, to dajcie znać.
@łachuu wyżej: no właśnie też sobie tak pomyślałem. Przecież nawet "za rogiem" mogą żyć takie dziwadła, że nie jesteśmy sobie nawet tego w stanie wyobrazić, bo nasza wyobraźnia jest ograniczona tym, co znamy i wiemy. A my wszyscy nie wiemy o kosmosie nic, bo praktycznie nic nie zdążyliśmy zbadać.
Oj, zdziwią się kiedyś mocno ludzie :)
@down: a czy ja mówię, że coś udowadniam? dobrze wiem, że moje przypuszczenia mogą być w rzeczywistości strzałem kulą w płot, ale dopóki nie mamy dowodów możemy jedynie przypuszczać. a moje przypuszczenia oparłem o te "statystyki", które są najpewniej prawdziwe i trafne.
masz rację, w istnienie życia pozaziemskiego możemy tylko wierzyć. a po co? tego nie wiem. nie wiem też po co ludzie wierzą w Boga - widocznie odczuwają taką potrzebę.
ja jej nie odczuwam i nie odczuwam też żadnej potrzeby wiary w kosmitów, o nie :P chociaż z drugiej strony, rzeczywiście, kiedy pomyślę sobie, że jesteśmy w kosmosie sami, a te wszystkie niesamowite rzeczy po prostu są - bez jakiegoś konkretnego celu - to trochę smutno się robi.
nie wierzę w ich istnienie dlatego, że chcę wierzyć, tylko dlatego, że wydaje mi się to bardzo prawdopodobne
kurde, jestem pieprzonym filozofem, nie wiem po co się zastanawiam nad takimi rzeczami :D ile czasu zajęło mi pisanie tego...
Zakładki