U mnie zaczęło się od Annihilatora z Astronisem i "the kids aren't alright" by the offspring :) Do dziś jest to moja ulubiona piosenka, uważam ją za arcydzieło. Wkręciłem się w offspring, później doszło Sum 41, mama pokazała mi Nightwish i Rhapsody, odkryłem simple plan, blink 182, od zawsze kochałem "it's my life", więc nie mogło zabraknąć na mojej playliście Bon Joviego. Kolega puścił mi w szkole "highway to hell" AC/DC... to coś jak miłość od pierwszego usłyszenia, zakochałem się w AC/DC, Guns n'Roses. Grzebiąc w necie znalazłem The Ataris. Do playlisty dołączył Aerosmith, Queen, Perfekt, Zabili mi żółwia. Ostatnio zainteresowałem się muzyką Pink Floydów, obejrzałem "The Wall" - nic nigdy nie zrobiło na mnie takiego wrażenia jak ten film, a sceny, kiedy w tle leci "Comfortably Numb" nie zapomnę do końca życia. Kumple wkręcili mnie w pop punk; dołączyli: yellowcard, paramore, new found glory, sugarcult i kilka innych mało znanych kapel.
Tak sobie myślę, że Tibii zawdzięczam miłość mego życia - muzykę. Hard rock, californian punk, pop punk, rock... Gdyby nie to, że zacząłem grać w tibię, nie obejrzałbym anni z Astronisem. Możliwe, że nigdy nie usłyszałbym "the kids aren't alright" i teraz słuchałbym rapu, albo techno...
Zakładki