Witam! Ostatnio musiałem swoje weekendowe letnie auto przetransportować na drugi koniec miasta. Prowadził kolega, gościu wymusił mu pierwszeństwo, a auto przeleciało przez barierki na dach. Auto to Honda Prelude III 4WS z 1991r. W auto wpakowałem około 50 000 zł (z czego około 38 000 zł ufakturowane), a PZU chce wypłacić mi 6800 zł, bo stwierdzili szkodę całkowitą. Niezależny warsztat wycenił wstępnie naprawy na 18 000 zł, w czym kilkunastu części nie idzie nigdzie dostać, nawet w USA (np. jasny skórzany boczek drzwi). Ubezpieczyciel odmawia naprawy bezgotówkowej, bo przekracza to według nich czterokrotnie wartość auta. Co w takiej sytuacji zrobić? Jestem kurwa załamany. Miał ktoś podobną sytuacje? W ostateczności będę musiał siłą wyegzekwować od sprawcy kasę...
Zakładki