"Finding Forrester" to pierwszy, jaki przychodzi mi na myśl. Jest dość sztampowy i oczywisty, ale Sean Connery zawsze daje radę, film dobrze się ogląda. "Dosięgnąć kosmosu" bardziej jeszcze przesłodzony i powierzchowny, ale też dla oka przyjemny. "W pogoni za szczęściem" warty, patetyczny trochę. W "Yes Man" też jest przemiana i zadowalające zakończenie, z tego co pamiętam, ale to pewnie widziałeś. Btw, uwielbiam tytuły filmów tego typu.
Kilka tytułów, które z jakichś powodów mi podeszły pod Twoje pytanie, acz, przypuszczam, mogą nie zaspokoić Twoich oczekiwań:
"Wszyscy mają się dobrze" i "Wszystko w porządku" - podobne tytuły i tematyka, więc bardziej naprawianie relacji rodzinnych.
"Dobry rok" - nieociosany Russell Crowe w lekkim, całkiem uroczym jak na amerykańską produkcję filmie. Zmiana znów typowa i nieprzesadnie dogłębna.
"Moja łódź podwodna" i "Charlie" - o młodzieńczej alienacji i zmianach z niej wyniających. Pierwszy ładniejszy i bardziej subtelny od drugiego.
I ostatnie, najlepsze i najmniej chyba odpowiadające wymaganiom:
"Wilbur chce się zabić" - lubię go i na mnie zawsze działał pozytywnie. Trochę monotonny, przyjemnie rozwlekły, z hipochondrycznym egocentrykiem w roli głównej.
"Attenberg" - najciekawszy i najdziwniejszy ze wszystkich wymienionych. Hm, wynik nieudanego, albo najbardziej udanego z możliwych, procesu socjalizacji. Wbrew pozorom, zmiany ciągłe, a materiał bardzo plastyczny. Poza świetną, nieudolną historią - estetyczny bardzo, jasny, chociaż ciężko powiedzieć, że ładny. Mi utkwił na długo, konotując się raczej z pozytywnymi odczuciami.
Zakładki