Master oko napisał
Jackson zrobił film pod amerykańską publikę, która i tak reaguje szokiem i niedowierzaniem na każdą scenę, nawet jeżeli dany motyw przewija się w każdym możliwym filmie milion razy. Nie podobało mi się tu wiele rzeczy, choćby dziecko-balista, Legolas, Tauriel (chociaż sama aktorka cudowna), Legolas, ten zastępca władcy Miasta na wodzie, Legolas, trzyrundowa walka "Dobra ze Złem", Legolas, gigantyczne rotwormy, Legolas, overpowered Galadriela, Legolas, sceny ociekające patosem niczym skarbiec krasnoludów złotem, Legolas... W ogóle każda dodana przez reżysera postać i wątek z nią związany, o ile w poprzednich częściach były do zniesienia, o tyle "Bitwie" okazał się żenujący, kompletnie niepotrzebny i z fatalnym zakończeniem, przykład:
Wątek miłosny Tauriel i Kilego - niemiłosierne przedłużanie sceny śmierci
Wkurzający był też kompletny brak realizmu, jak wspomniany skaczący po wszystkim Legolas, dziecko z którego ramienia wystrzelono gigantycznego bełta z takim zakończeniem, że bez problemu rozerwałby smarkaczowi ramię albo chociaż zrzucił z wieży i wiele, wiele innych podobnych scen.
Mimo wszystko jestem zadowolony, że mogłem obejrzeć ten film. Bitwa miała potencjał, został on nieźle wykorzystany, przynajmniej nie wszystkie sceny walki były patetyczne, odrobina humoru ( Kuzyn Thorina rozbijający orków swoim łbem ) nie zaszkodziła. Jednak w ogólnym zestawieniu całej trylogii, w moim odczuciu ta część zajmuje ostatnie miejsce. Wiadomo, z WP nie ma co porównywać, zupełnie inny klimat, co Jackson bardzo dobrze pokazał właśnie tym humorem i groteską.
Może nie będę oglądał tego tak często jak maratony Władcy Pierścieni, ale czasem, dla beki, można. Ale tylko dla beki, bo próbując odebrać Hobbita podobnie jak LOTRa, ciśnie się na usta jedno słowo - PROFANACJA.