Poznał ją na przyjęciu. Nie byle jakim – otwarcie sezonu grzybowego we wsi Brzezino.
Huczny festyn: sołtys, kapela o nazwie "Wesoły Benek", bigos za pięć złotych i mnóstwo alkoholu. Nie byle jakiego – bimber przelany do opróżnionych butelek Żubrówki.
Wypatrzył ją w tłumie. Była inna. Taka niepasująca, ale jednak pasująca – niepasująca do tłumu, ale idealnie pasująca do jego wyobrażeń.
Bał się do niej podejść, więc obserwował ją z daleka. Wydawała się być w swoim świecie, a jednocześnie w jakiś sposób jednoczyła się z otoczeniem.
Podziwiał to.
Sam miał tę umiejętność, ale dawno ją w sobie zakopał. Ukrył pod różnymi maskami, które nosił, żeby poradzić sobie w dzisiejszym świecie.
Jednak tajemnicza nieznajoma nie dawała mu spokoju.
Kim była? Jak miesza kawę? Czy w ogóle ją pije?
Nie umiał wyjaśnić swojej fascynacji.
Może miała w sobie to "coś", co on sam musiał w sobie stłumić, żeby przetrwać? Może to, czego od zawsze szukał – nie wiedząc, że ma to głęboko w sobie. Zakurzone, zapomniane, schowane w pudełku z napisem "odpakować", które jednak nigdy nie zostało otwarte.
Jak udało się wywnioskować, "poznał" to za dużo powiedziane. Po długiej obserwacji wyrobił sobie o niej zdanie, choć nie zamienił z nią ani słowa. A mimo to czuł, jakby znał ją od zawsze.
A kim był on?
Ciąg dalszy nie nastąpi.
Zakładki