Czekam na uwagi/krytykę. Miło by było jeżeli ocenili byście to w jakiejś skali powiedzmy 1-10, abym wiedział czy jest sens dalszego pisania.
I mnie to nie pominie... - pomyślał czytając po raz kolejny mokry od łez list. Nerwowym, lecz szybkim krokiem skierował się ku dębowej komodzie szukając resztek swej płacy ze służby wojennej u króla Esmara. Jako, że ostatnimi czasy popadł w alkoholowy nurt nic nie znajdowało się tam gdzie powinno, w szale niczym wściekły pies spuszczony z łańcucha rozrzucał wszystko co znajdowało się na pulpicie, nie mogąc znaleźć żadnych kroci wziął swój skarb. Nie były to sertisy czy drogocenne kamienie, z żalem i boleścią duszy w oczach nie myśląc pchany przez emocje chwycił dar, jedyną poznostałość po niej. Był to niewielkich rozmiarów smok, statuetka własnoręcznie wyrzeźbiona z górskiego kwarcu otrzymana po miesiącach rozłąki spowodowanej misją jako najemnik. Udał się ku wyjściu z jego obskurnego alkierza, chwycił za klamkę, chcąc otworzyć drzwi, pociemniało mu przed oczyma, kaszlnął przeraźliwie. - Kurwa - ledwo mogąc mówić wymamrotał, zgiął się w pół plując krwią, lecz nie zwracał już na to uwagi, zbiegł szybko po schodach do głównej sali oberży. Rozejrzał się wokół w celu odnalezienia jubilera, którego widział tu ostatniej nocy - mnie szukasz Tamirze? - Postać obróciła się w kierunku z, którego padał głośny, lecz drżący głos. Był to Nilwar towarzysz z jego obozu - Szukam karła lubiącego się w złocie, dobrze cię widzieć, lecz to nie ty jesteś mi teraz potrzebny, widziałeś gdzieś tego pokurcza?
- Tam, na końcu prawego skrzydła pod paleniskiem. Ekhh, gdzie Ci tak śpieszno? Siądź z nami - gruby krasnolud sunął się po ławie robiąc miejsce dla przyjaciela - Mam tutaj dwie młode i jakże urodziwe kochanki, nie wątpie w swoje możliwości, lecz mógłbyś nam potowarzyszyć, a może i oddam ci którąś na noc - jedna z kobiet wstała i uderzyła krasnala, który prawie spadł z ławy - Jeżeli będę chciała sama się oddam, nie jesteś mym kuplerem byś o tym decydował. Wiedząc już gdzie może odnaleźć niziołka nie żegnając się ruszył do celu. Złotnik siedział przy długim bukowym stole otoczony przez kupców z różnych stron kraju wykrzykujących kolejne oferty - 470 sertisów za pierścień z krwawym berylem! - krzyknął wychudzony mężczyzna
- dam 320 i ani sertisa więcej za szkatułkę z zielone szkła.
- 390 ni bilona mniej, zielone szkło można sprowadzić tylko z Doliny Jezior Kha'ela, jeżeli chcesz się targować sam jedź układać się z elfami głupcze.
Nie czekając nawet chwili najemnik rozpychając się między interesantami dotarł do karła.
- Smok, z górskiego kwarcu, ile dasz za niego? - mówiąc to położył figurę na blat, kwarc odbijając światło padające z paleniska zwrócił uwagę wszystkich siedzących przy stole, nagle na całym prawym skrzydle zapadła cisza.
- Toć widzę, że z kwarcu, hmm, no niech pomyślę, 120 setrisów. - Krzywiąc minę pyszałkowato zripostował karzeł.
- 120? Czy wy niziołki psia mać myślicie, że z głąbowatym wieśniakiem mówicie?
- Pytasz ile mogę ci dać to odpowiadam, podaj swoją ofertę a zaczniemy negocjacje.
- Minimum 180, w złocie, nie interesuje mnie barter.
- Cóż ty do licha robisz? - krzyknął Nilwar - Handlujesz tym jak zwykłym łupem, już nie pamiętasz od kogo gada dostałeś?
- Pamiętam i nazbyt dobrze, nie potrzebne mi teraz wspomnienia, a mocny aperitif. - Odpowiedział wściekle uderzjąc rękoma o stół, który ledwo się nie rozpadł.
- Odłóż to na miejsce, jeżeli potrzebujesz gotowizny udzielę ci kredytu i to nie na procent, jak przyjaciel, ale na Boga nie sprzedawaj tego bo jeszcze zatęsknisz za jedynym wspomnieniem gdy wytrzeźwiejesz. Ile chcesz, no ile do cholery!
- 25, góra 30 sertisów. - odmurknął jakby spokojniejszy.
Gruby krasnolud sięgnał do pasa po miech, przeliczył szybko jego zawartość i ze smutkiem na twarzy rzekł - 21, więcej nie posiadam, mam nadzieję, że szybko król znajdzie nową kopalnię po za naszymi murami bo za wojenką i jej honorariami tęsknię jak suka za ogarem.
Nie odpowiedział, zwrócił się w kierunku oberżysty - dwie manierki czarnego santho mają być! Do tego 15 karatów gwamerskiej szałwi.
- Nie drzyj pyska psie wojny, szałwia od czasów leśnej śpiączki zakazana w tym hrabstwie - Ryknął gospodarz, po czym udał się do pakamery po santho.
Irytując się Tamir rozglądał się za zielarzami, pełno ich było w karczmach od czasu wniesienia embarga na szałwię. Dostrzegł, w ciemnym kącie pod obrazem bitwy pod górami harpiego szpona, siedział brudny starzec. Widać było, że niedługo umrze, nikt inny nie podjął by się ryzyka handlu towarem zakazanym, w końcu w całym Gehebos groziło to ścięciem po godzinach spędzonych z katem, któremu wyjawiało się któż to był naszym źródłem.
- Tam, na końcu prawego skrzydła pod paleniskiem. Ekhh, gdzie Ci tak śpieszno? Siądź z nami - gruby krasnolud sunął się po ławie robiąc miejsce dla przyjaciela - Mam tutaj dwie młode i jakże urodziwe kochanki, nie wątpie w swoje możliwości, lecz mógłbyś nam potowarzyszyć, a może i oddam ci którąś na noc - jedna z kobiet wstała i uderzyła krasnala, który prawie spadł z ławy - Jeżeli będę chciała sama się oddam, nie jesteś mym kuplerem byś o tym decydował. Wiedząc już gdzie może odnaleźć niziołka nie żegnając się ruszył do celu. Złotnik siedział przy długim bukowym stole otoczony przez kupców z różnych stron kraju wykrzykujących kolejne oferty - 470 sertisów za pierścień z krwawym berylem! - krzyknął wychudzony mężczyzna
- dam 320 i ani sertisa więcej za szkatułkę z zielone szkła.
- 390 ni bilona mniej, zielone szkło można sprowadzić tylko z Doliny Jezior Kha'ela, jeżeli chcesz się targować sam jedź układać się z elfami głupcze.
Nie czekając nawet chwili najemnik rozpychając się między interesantami dotarł do karła.
- Smok, z górskiego kwarcu, ile dasz za niego? - mówiąc to położył figurę na blat, kwarc odbijając światło padające z paleniska zwrócił uwagę wszystkich siedzących przy stole, nagle na całym prawym skrzydle zapadła cisza.
- Toć widzę, że z kwarcu, hmm, no niech pomyślę, 120 setrisów. - Krzywiąc minę pyszałkowato zripostował karzeł.
- 120? Czy wy niziołki psia mać myślicie, że z głąbowatym wieśniakiem mówicie?
- Pytasz ile mogę ci dać to odpowiadam, podaj swoją ofertę a zaczniemy negocjacje.
- Minimum 180, w złocie, nie interesuje mnie barter.
- Cóż ty do licha robisz? - krzyknął Nilwar - Handlujesz tym jak zwykłym łupem, już nie pamiętasz od kogo gada dostałeś?
- Pamiętam i nazbyt dobrze, nie potrzebne mi teraz wspomnienia, a mocny aperitif. - Odpowiedział wściekle uderzjąc rękoma o stół, który ledwo się nie rozpadł.
- Odłóż to na miejsce, jeżeli potrzebujesz gotowizny udzielę ci kredytu i to nie na procent, jak przyjaciel, ale na Boga nie sprzedawaj tego bo jeszcze zatęsknisz za jedynym wspomnieniem gdy wytrzeźwiejesz. Ile chcesz, no ile do cholery!
- 25, góra 30 sertisów. - odmurknął jakby spokojniejszy.
Gruby krasnolud sięgnał do pasa po miech, przeliczył szybko jego zawartość i ze smutkiem na twarzy rzekł - 21, więcej nie posiadam, mam nadzieję, że szybko król znajdzie nową kopalnię po za naszymi murami bo za wojenką i jej honorariami tęsknię jak suka za ogarem.
Nie odpowiedział, zwrócił się w kierunku oberżysty - dwie manierki czarnego santho mają być! Do tego 15 karatów gwamerskiej szałwi.
- Nie drzyj pyska psie wojny, szałwia od czasów leśnej śpiączki zakazana w tym hrabstwie - Ryknął gospodarz, po czym udał się do pakamery po santho.
Irytując się Tamir rozglądał się za zielarzami, pełno ich było w karczmach od czasu wniesienia embarga na szałwię. Dostrzegł, w ciemnym kącie pod obrazem bitwy pod górami harpiego szpona, siedział brudny starzec. Widać było, że niedługo umrze, nikt inny nie podjął by się ryzyka handlu towarem zakazanym, w końcu w całym Gehebos groziło to ścięciem po godzinach spędzonych z katem, któremu wyjawiało się któż to był naszym źródłem.
Zakładki