Motyw dwóch sióstr - Różanki i Białośnieżki - zaczerpnięty z baśni braci Grimm.
Białonka
Dość dawno temu, choć może wcale nie tak dawno, gdy w Wielkim Królestwie panował jeszcze król Drozdobrody, żyła sobie pewna uboga wdowa… wdowy w baśniach często są ubogie, czyż nie? I ta nie wyróżniała się od nich zbyt wiele. Miała włosy siwe ze zmartwienia, ukochaną chustę, którą często zarzucała na plecy, długą spódnicę, a w ręku jej zawsze można było dojrzeć laskę. Razem z nią w małej chatce za murami miasta mieszkały jeszcze dwie córeńki kobieciny – Białośnieżka i Różanka. Ta pierwsza, o liczku białym jak śnieg, włosach jasnych i cerze delikatnej, była spokojna, wyrachowana i zawsze uprzejma, nie była to jednak uprzejmość z obowiązku ni wyrachowanie chłodne, ale przepełnione życzliwością do drugiego człowieka. Różanka włosami swymi czarnymi, lśniącymi i gładkimi wzbudzała zazdrość niejednej miejskiej dziewczyny, a policzkami idealnie zaróżowionymi i usteczkami często rozwartymi a czerwonymi jak róże, co w ogrodzie matki kwitły, w zachwyt wszystkie przekupki z miasta wprawiała. I ona była wychowana dobrze jak siostra, więcej w niej jednak było żywiołu i energiczności. Kto tylko je zobaczył i posłyszał choć strzępek ich rozmowy, pomyśleć był gotów, że to małe dwa aniołki. Nigdy nie kłóciły się ze sobą, bez szemrania wykonywały prośby matki, ochoczo sprzątały chatkę i opiekowały się domowymi zwierzętami. Różanka często wychodziła na pobliskie łąki a nawet do leżącego nieopodal lasu i podziwiając piękno przyrody, zbierała owoce oraz zioła. Białośnieżka, która była spokojniejszą od swojej siostry, zostawała w domu, uczyła się od matki gotowania i czytała książki. Pomimo wielu różnic dziewczynki kochały się jednak bardzo mocno.
Na radości i zabawie mijały im kolejne dni, miesiące, lata życia. Kiedy dla każdej z nich rok miał się kończyć siedemnasty, pewnego słonecznego poranka matka rzekła do Różanki:
– Idź, córko,do lasu i nazbieraj nam jeżyn i poziomek, cobyśmy mogły uczcić urodziny wasze.
– Oczywiście, mateczko – przejęta córa odrzekła – już biegnę, już lecę!
A w czasie, kiedy Różanka owoców nazbierać miała, wdowa udała się do miasta, pozostawiając tylko Białośnieżkę do domu pilnowania. I ta bardzo przejęta była urodzinami swymi, nie mogąc więc spokojnie na miejscu usiedzieć warzyć zaczęła obiad. Kiedy kuchcenie jej miało się już ku końcowi, do drzwi chatki energicznie ktoś zapukał. Dziewczę jak stało, natychmiast poleciało otworzyć, bo może toć ktoś puka, kto pilnie pomocy potrzebuje czy po wędrówce długiej jest już zmęczony. Na zdziwienie jej przed chatką stał nie kto inny, jak siostra jej we własnej osobie.
– Siostro ma! A co ty tutaj robić chciałaś, skoro na jeżyny mateczka cię w las wysłała? – Białośnieżka zdziwienia nie kryła, widząc Różankę przed nią stojącą w sukience podartej z oczyma przerażenia pełnymi.
– Nic to, nic to! – wykrzyknąć tylko czarnowłosa zdążyła, nim za nią nieopodal coś dziwnego się dziać zaczęło. – Do środka, do środeczka! – Choć blada już była ze zmęczenia, pchnęła siostrzyczkę w głąb domu i sama za próg dopadła, drzwi zaryglowując przy tym.
– Czemu pukałaś, słońce? Czemu tak panikujesz? Cóż ci to?
– Teraz na wyjaśnienia czasu już nie ma, ale wierz mi, Śnieżko, że nic dobrego dziś dziać się nie będzie – to mówiąc, pchnęła siostrę jeszcze dalej, w kierunku piwnicy, gdzie trzymać zwykły wody i żywności zapasy.
- Ale matka, matula! – Białośnieżka, bardziej jeszcze blada niż zawsze, wyrwać się siostrze próbowała i do drzwi zawrócić, lecz Różanka silniejszą się od niej okazała i uparcie wciąż kierunek na podziemne miejsce obierała.
– Nie ona, nie ona, teraz ty i ja! Mateczce pomogą, ona w mieście zastała, tam ludzi wiele, uratują ją, uratują! Nie ma czasu teraz na to, by wracać po matuchnę, ale znajdą, uratują ją, znajdą!
– To powiedzże chociaż, co się teraz dzieje! Siostra szaleje! Niebo goreje…
– Nie czas i nie pora, by prawić wykłady, lecz jeśli wiedzieć chcesz więcej o całym tym zajściu, wiedz, że w lesie tym pobliskim, gdzie poziomki zbierać miałam, napotkałam niespodziankę. Powiem więcej ci, jeżeli ty obiecasz iść już żwawo. Kiwasz głową? Idź więc dalej, będę ci szeptała w ucho. Niespodzianka nietypowa. To zza drzewa wyszła stara, straszna wiedźma a tuż za nią młode dziewczę w naszym wieku. Ta dziewczyna jak nieżywa szła ze pustym tak spojrzeniem, ale wnet się przebudziła i spytała: „Gdzie, u diabła, włóczyć się mam za lasami?” Babka na nią jak nie spojrzy! Jam struchlała nawet pod nią, choć bać nie mam się w zwyczaju!
– I co? I co było dalej?
– Babka gadać coś zaczęła o tak wielkiej katastrofie co się zdarzyć miała właśnie w dzień świętego Piotra z Pawłem.
– Toć to nasze urodziny!
– Więc dlatego ci to mówię. Słuchaj też co było dalej: przepowiednię wynalazła, która mówi o bliźniaczkach, że w tę noc, gdy księżyc wzejdzie ponad nieba horyzontem jawą staną się straszne opowieści o żniwie tak śmierci wielkim, jakie nigdy to nie było.
– Co ty mówisz? Czy żartujesz?
– Ja żartować? Daj mi pokój! Z takich rzeczy to nie warto… A ta przepowiednia głosi w dalszej części, że z bliźniaczek żadna dnia już nie przeżyje, jednak jedna się obudzi, nie chcesz wiedzieć co za brednie!
– Czemu trwożysz moje serce? Chcesz nastraszyć mnie? Odpowiedz!
– Nie, ty nie chcesz nic zrozumieć!
– Chcę, lecz może ja nie umiem?
– Nachyl ucha to ci powiem! – Nachyliła ucha Śnieżka.
– Powiedziały one do mnie, że jak przeżyć dobrze wiedzą. Nauczyły mnie tej sztuki, więc śpij słodko…
To mówiąc, Różanka zatopiła kły w bladej szyi swojej siostry.
Zakładki