***
"Pociąg"John Johnson siedział sam w przedziale i bardzo mu to pasowało. Wracał do domu z długiej i męczącej delegacji, więc korzystając z okazji próbował odespać ostatnią noc. Spojrzał na zegarek, dziewiąta rano. Przewijające się za oknem widoki nie robiły na nim wrażenia. Rozejrzał się obojętnie po siedzeniach i zamknął oczy. Niestety nie dane mu było zapaść w sen, bo ktoś wszedł do przedziału, hałasując drzwiami. John uchylił powiekę. Gruby, rudy, dość młody chłopak przykleił na drzwiach przedziału jakąś kartkę, położył torbę na półce i usiadł w fotelu. John lekko się zdziwił, ale mimo to chwilę potem wrócił do drzemania. Nie minęło kilka minut, gdy obudził go dziwny odgłos. Johnson nie wiedział co to było, ale zauważył, że nowy towarzysz podróży lekko się zarumienił. Lekko zdezorientowany John odwrócił wzrok i spojrzał w okno, ale krótki moment później dziwny dźwięk się powtórzył i bohater już wiedział o co chodzi - gruby chłopak puścił bąka. No cóż, zdarza się, taktownie postarał się nie zwracać na to uwagi. Przynajmniej przez pierwsze pięć minut bo niechciany towarzysz puszczał kolejne bąki, co kilkanaście sekund! John spróbował go upomnieć ale ten nie reagował na nic - może był niesłyszący? Johnson pomyślał, że musi się przewietrzyć i wyszedł na korytarz. Wtedy dopiero zobaczył, co jest napisane na kartce na drzwiach:
"Puszczam bąki, nie wchodzić!"
Zdenerwował się, ale już wiedział co powinien zrobić. Chwasty społeczne trzeba wyrywać. Wyjął pistolet, otworzył drzwi przedziału i strzelił rudemu chłopakowi prosto w twarz. "No, w końcu zrobiłem coś dobrego dla świata" - pomyślał, z uśmiechem ścierając kawałki mózgu ofiary ze swojego czoła
***
"To wyżej czy niżej?"Był rok 2030. Dawid Bimbrochlej leżał w wygodnym łóżku, w swoim mieszkaniu w centrum Warszawy. Miał jeszcze kilka minut, zanim będzie musiał ubierać się do pracy, więc korzystał z chwili i wygrzewając się pod kołdrą, rozmyślał. Minęło już 10 lat od kiedy otaczająca go rzeczywistość, wszystkie jej zasady i teorie naukowe wywróciły się do góry nogami. Wtedy to wyszła na jaw skrzętnie ukrywana prawda, że nie jesteśmy na naszej planecie sami, a już na pewno nie w taki sposób jak byśmy myśleli. Okazało się, że sto metrów pod powierzchnią Ziemi ukryty był drugi świat. Niemal identyczny, jak ten wyżej. Podobne kraje, ludzie, zwyczaje. Tylko, że wcześniej prawie nikt o nim nie wiedział. Dociekliwi obywatele zdemaskowali kłamstwa rządzących. Wydało się, że wszystkie kopalnie, dziury w ziemi, kotliny, głębsze jeziora - to tylko oszustwo i mistyfikacja, zręcznie maskowana przez setki lat. Tamci ludzie nie wiedzieli o istnieniu wyższego świata, bo też byli oszukiwani. Ich "niebo" to był w rzeczywistości ogromny ekran LCD, wyświetlający chmury, gwiazdy, samoloty, słońce i wszystko inne, co widzimy gdy spojrzymy w górę.
Dawid myślał o tym wszystkim i czuł się trochę dumny, że to właśnie mieszkańcy jego świata, a nie tego niższego, odkryli niesamowitą prawdę.
W pewnym momencie pojawiła się w jego głowie dość nieoczekiwana myśl. Zmarszczył czoło i usiadł na łóżku. Czyżby to było możliwe? Szybko wstał, ubrał się i wyszedł z domu. Był strażakiem i mieszkał tuż koło remizy, więc podbiegł szybko do garażu z pojazdami gaśniczymi. Wsiadł do wozu strażackiego z bardzo długą drabiną i wyjechał na zewnątrz. Nacisnął odpowiedni przycisk i mechaniczna drabina ustawiła się niemal pionowo do podłoża. Dawid zamknął drzwi, wskoczył na tył wozu i zaczął się wspinać po szczeblach. W kilka minut dotarł do samego jej szczytu. W chwili, gdy chciał ustać prosto na samym końcu i się wychylić, potwierdziły się jego przerażające przypuszczenia. Nie mógł dostać się wyżej, ręką i głową czuł opór nad sobą, z dotyku przypominało to ekran LCD...
***
"To nie koniec"Nie było łatwo. Do wykarmienia miałem ósemkę małych dzieci. Żeby zdobyć dla nich jedzenie, polowałem prawie dzień i noc. Ciągle tylko słyszałem ich jęczenie, ale musiałem dać radę. Dobrze, że wielkoludy czasem nam pomagały. Niektórych z nich naprawdę lubiłem i lubię nadal, chociaż potrafią być czasem bardzo niemili. Ale to nie wszystko. Wszędzie wokół czaiły się zagrożenia. Musiałem mieć oczy dookoła głowy i ciągle nasłuchiwać. Matka natura dobrze mnie wyposażyła w czułe zmysły, więc zwykle potrafiłem w odpowiednim momencie wyczuć zagrożenie i uciec lub walczyć. Zdarzało się to niestety dość często. Mimo to, szczerze mówiąc lubiłem te wypady na polowania. Bogactwo zapachów, kolorów otaczającego mnie świata potrafiło naprawdę poprawić nastrój. Często po prostu przystawałem i napawałem się urokami wiosny. Niestety pewnego razu podczas tej czynności potrącił mnie samochód. Wyzionąłem ducha kilka sekund później. Szkoda dzieciaków, pewnie ciężko im bez ojcowskiej pomocy, ale najwyraźniej matka jakoś sobie z nimi poradziła. Gdy odrodziłem się kilka miesięcy później, były już dorosłe. Tak, odrodziłem się, chociaż straciłem pierwsze z dziewięciu żyć. W końcu jestem kotem
***
I mały "fanart""Mamy cię!"
Harry, Ron i Hermiona przechadzali się po błoniach Hogwartu. W oddali widać było wielkie jezioro. Z zewnątrz niepozorne ale Harry wiedział, że pełne jest strasznych i jednocześnie fascynujących stworzeń. Obok rozciągał się w całej okazałości Zakazany Las. Szczyty drzew wydawały się sięgać nieba, a wysokie wzgórza wyglądały jak przykryte ogromnym zielonym dywanem. Krótko mówiąc, widoki były stąd piękne. Jednak Harry w ogóle o nich nie myślał, bo był zajęty czymś innym. Rozejrzał się wokół. Nikt ich nie widział, więc mógł wprowadzić w życie swój śmiały plan. Wyciągnął różdżkę.
- Drętwota - mruknął, celując w Rona
- Co ty robisz?! - krzyknęła Hermiona widząc padającego na ziemię przyjaciela ale już chwilę potem trafiło ją zaklęcie Imperius Harry'ego.
Potter uśmiechnął się pod nosem. Udało się, nareszcie! Podszedł do Hermiony i myślami wydał jej odpowiednie polecenie.
Hermiona, zaniewolona zaklęciem, posłusznie wypięła się, zdjęła spodnie i majtki.
- Zawsze chciałem to z tobą zrobić - zaśmiał się Harry, patrząc na jej zgrabny i jędrny tyłek, a potem bez wahania, z przyjemnością wszedł w nią od tyłu...
...kilka minut później, gdy już zaspokoił swoje seksualne żądze, włożył spodnie, zapiął rozporek i wycofał zaklęcia. Ron i Hermiona ocknęli się i stanęli prosto. Jednak ku zdziwieniu Harry'ego, nie byli zszokowani. Wręcz przeciwnie - uśmiechali się. Chwilę potem stało się coś nieoczekiwanego. Oboje zaczęli dziwnie krzywić twarze i się trząść. Potter czuł się nieco zdezorientowany. Nie minęło kilkanaście sekund, gdy w miejscu Rona stała Hermiona, a w miejscu Hermiony Ron. Po dłuższej, niezręcznej chwili ciszy Hermiona zaczęła się śmiać i powiedziała:
- Wiedziałam, Harry, że to zrobisz. Przewidzieliśmy twoje zamiary, a że Ron jest gejem to kilkanaście minut temu specjalnie wypiliśmy eliksir wielosokowy
- Magia to potęga - wyszczerzył się Ron, zapinając spodnie i patrząc, jak Harry zbiera szczękę z podłogi
Zakładki