Reklama
Pokazuje wyniki od 1 do 6 z 6

Temat: [Opowiadanie] Przygody pana Misia

  1. #1
    Avatar Arbuzik
    Data rejestracji
    2007
    Położenie
    Osiek
    Wiek
    30
    Posty
    39
    Siła reputacji
    0

    Domyślny [Opowiadanie] Przygody pana Misia

    Postanowiłem podzielić się z wami moją twórczością. Życzę miłej lektury i czekam na krytykę. Jeśli się spodoba to będę wrzucał następne części.




    -Cholera, znowu się wyszczerbił. Powiedział sam do siebie Pan Miś wycierając z krwi swój ulubiony tasak.
    -Te koguty mają cholernie twarde grdyki. A podobno to tylko chrząstka, kontynuował monolog do swojej drugiej ofiary-króliczka wielkanocnego.
    Miś wymoczył szmatkę i już miał wychodzić ze swojego azylu na tyłach nory, miejsca kaźni wielu obywateli królestwa zwierząt, gdy zobaczył na podłodze coś błyszczącego. Podniósłszy niezidentyfikowany obiekt stwierdził, że jest to mały diament.
    -Skąd do cholery wziął się tutaj diament? warknął misiu.
    Fakt ten nie zaprzątał mu jednak głowy dłużej niż 10 sekund.
    -Pewnie kogut połknął go pomyliwszy go z ziarnem, mruknął do siebie, a na podłogę wypadł kiedy go ćwiartowałem, jak można pomylić diament z żarciem?!, dodał chowając znalezisko do kieszeni rzeźnickiego fartucha który zawsze miał na sobie "oporządzając" ofiary.
    Przekonawszy sam siebie umył ręce i wyszedł z pokoju.

    *

    Do jego skrzynki od dawna nie trafiały żadne listy. Nie miał rodziny bo wymordowali mu ją kłusownicy kiedy był jeszcze małym niedźwiadkiem. Nie miał też przyjaciół bo kto chciałby się przyjaźnić z ponurym, wiecznie niezadowolonym malkontentem u którego uśmiech na twarzy pojawiał się tylko po wyjaraniu grubego lola albo podczas bezlitosnego mordowania. Jego jedynym znajomym był kameleon. Diler od którego misiu kupował trawkę. Ale z wiadomych powodów raczej ze sobą nie korespondowali. Dlatego tym bardziej się zdziwił wyciągając ze skrzynki różową, pachnącą jaśminem kopertę.
    -Co to do cholery jest? Śmierdzi jak cmentarz i w dodatku te pedalskie barwy.
    Coś jednak powstrzymało misia od ciśnięcia zmiętym listem w krzaki i bynajmniej nie był to zakaz śmiecenia wydany przez króla Lwa po ostatnim sylwestrze. Miś schował list do kieszeni i ruszył dalej, a celem jego było dotarcie do drzewa Kameleona Jacksona, swojego zaopatrzeniowca.

    *

    -Kurwa, nie mogłeś jako mieszkania wybrać sobie jakiegoś drzewa bliżej centrum lasu? Muszę do ciebie dylać przez ponad godzinę przez kamienisty teren i rzekę, wiesz jak mnie przez to łapy bolą?! warknął Miś na powitanie Jacksonowi.
    -Oj Misiu, Misiu... Widzę, że twoje gabaryty są wprost proporcjonalne do twojej głupoty. Czym ja się zajmuję? zapytał kameleon.
    -Noo..dilerką nie?, odpowiedział Pan Miś.
    -Owszem, chociaż wolę określenie handel detaliczny. I czy naprawdę uważasz, że ktoś parający się tym co ja powinien mieszkać w centrum? Blisko tej pieprzonej psiej budy i jej mieszkańców którzy wszędzie węszą? A nie zapominaj, że te kundle mają chyba najlepszy węch wśród wszystkich zwierząt a moje produkty charakteryzuje ostry zapach, sam go z resztą ostatnio zachwalałeś.
    -No dobrze już dobrze, rozumiem.
    -No. Powiedział kameleon kończąc temat. A propo bolących łap, to mam coś dla ciebie. Nowa odmiana skrzyżowana z bylicą. W sam raz na twoje dolegliwości.
    -Biorę z miejsca, ale daj mi jeszcze trochę tego co wcześniej.
    -Hah, przejarasz się tym. Mówiłem ci, że to najmocniejsze co mam i stosowane na dłuższą metę szkodzi, prawda?
    -Tak, mówiłeś ale mam to w dupie. Z resztą...Co to? spytał misiu wskazując na kredens na którym leżała różowa koperta, bardzo podobna do tej z misiowej kieszeni.
    -To? Spytał diler momentalnie chwytając kopertę językiem. Ach, zaproszenie na bal do lisicy, zapraszała wszystkich więc też powinieneś dostać. Nie dostałeś?
    -Dostałem. Chyba. Masz zamiar tam iść? spytał misiu.
    -No pewnie, powiedział Jackson, będą wszystkie samice. Z każdego gatunku, prawdziwa arka noego! A ja za dużo chyba siedzę w tej swojej pustelni i doglądam roślinek. Pora się zabawić! Poza tym towar nigdzie nie sprzedaje się tak dobrze jak na imprezach. To stara dilerska mądrość. Ty nie masz zamiaru przyjść?
    -Nie wiem, może... Jeszcze się zastanowię. No, to dzięki za towar i bywaj zdrów mój ty handlarzu detaliczny, pożegnał się miś uśmiechając się zjadliwie.

    *

    Latające wieloryby w strojach baletnic, ludzie schodzący z gór ze świetlistymi kijami, samica niedźwiedzia polarnego dominująca go w łóżku, on sam występujący w cyrku jako niedźwiedź potrafiący chodzić na toczącej się kuli a wszystko to na tle wielokolorowych fraktali. Właśnie to Pan Miś miał w głowie siedząc wygodnie w swoim fotelu, przed kominkiem i z dogasającym blantem w łapie skręconym z najsilniejszego specyfiku z asortymentu pana Kameleona. Na szczęście, lub nieszczęście. działanie trawki właśnie się kończyło i pan Miś był już w stanie w miarę normalnie myśleć i reagować.
    -Ale towar. Masakra po prostu, powiedział wstając z fotela. Jaaaki pacman, jasna cholera, dodał.
    Pan Miś ruszył jak lodołamacz "Arktyka" przez swój salon do spiżarni.
    -Co my tu mamy? Hmm. Trochę łososia, znowu łosoś, miód akacjowy... miód lipowy... trochę gryczanego... jakaś sałata. Lewa półkula mózgu, pewnie tego przygłuchego łosia sprzed 3 miesięcy. Dobra, chuj, biorę wszystkiego po trochu powiedział w końcu nie mogąc się zdecydować.

    *

    Posiliwszy się i otrzeźwiawszy prawie do końca Miś zaczął rozmyślać nad balem organizowanym przez lisicę. Szczegóły takie jak data, wymagany strój i godzina przyjęcia Misiu poznał czytając zaproszenie po powrocie od Jacksona. Iść czy nie iść? Zadawał sobie w duchu pytanie. Bal jest za tydzień. Nie mam wtedy nic w planach. Sam też dość długo nie miałem porządnej samicy, skonkludował przypomniawszy sobie główny argument kameleona. Nie liczył oczywiście gwałtów na swoich ofiarach. Właśnie, ofiary. Minął już prawie miesiąc od ostatniego morderstwa. Żądza krwi stawała się prawie nie do opanowania a jaranie pomagało tylko na chwilę. Na balu pewnie będzie mógł przebierać w potencjalnych kandydatach i kandydatkach jak w ulęgałkach. Jeszcze jeden argument za tym żeby iść.
    -Co robić? zapytał pustkę.
    -W związku z czym? odpowiedziała pytaniem pustka.
    Miś dygnął gwałtownie i zerwał się na nogi potrącając i jednocześnie przewracając popielniczkę.
    -Kto ty? I co robisz w moim domu? spytał wzburzony miś. Pokaż się! zażądał.
    Z ciemnego kąta pokoju jakby z oceanu wynurzył się szczur. Stary szczur i w dodatku bardzo doświadczony przez życie. Było to widoczne na pierwszy rzut oka. Poszarpane uszy z którego jednego nie można było nazwać uchem a raczej jego strzępkiem. Brak jednego oka ukrywał pod przepaską. Liczne blizny pokrywały mu szyję i prawy polik. Miś przypuszczał, że nie tylko te elementy. Jego sierść była biała jak śnieg i bujna jak runo w dżungli, zwłaszcza na głowie. Ubrany był jednak schludnie i czysto. Skrojony garnitur i błyszczące lakierki znamionowały jego klasę. Sprawiał wrażenie niebezpiecznego i taki po prawdzie był. Pana Misia jednak zupełnie to nie ruszało. Nie był pierwszym lepszym Uszatkiem czy innym Koralgolem. Wzrostem był od nieznajomego o 2 głowy wyższy a wagą przewyższał, lub chyba przeważał, go prawie trzykrotnie. Poza tym był socjopatycznym mordercą, dorastającym samotnie na leśnych traktach gdzie każdy dzień był walką o przeżycie. Nie, Miś bynajmniej nie bał się obcego.
    -Nazywam się Ratzinger. Joseph Ratzinger. Kamraci mówią na mnie "Biały Papa", powiedział przybysz.
    -Nie odpowiedziałeś na moje drugie pytanie, ciągnął gospodarz.
    -Jestem tu po to żeby cię ostrzec.
    -Niby przed cz...
    -Nie przerywaj mi. Powiedział spokojnie Biały Papa. Psy zaczęły węszyć. Jeśli nie chcesz spędzić reszty życia w najgłębszej i najmroczniejszej norze w tym lesie to lepiej oczyść swoje mieszkanie ze wszystkiego co mogłoby pomóc psom w połączeniu twojej szanownej osoby z zabójstwem Francoise'a Winda. Koguta któremu urżnąłeś łeb tasakiem 3 tygodnie temu. I to szybko, dodał.
    -Nie wiem o czym mówisz, ale to co mówisz działa mi na nerwy i to bynajmniej nie kojąco. Wypierdalaj stąd... w podskokach.
    To powiedziawszy ruszył w stronę szczura jak byk zobaczywszy zużytą podpaskę.
    Biały Papa zareagował błyskawicznie. W jego ręce, nie wiadomo skąd pojawił się tłuczek do mięsa, a przynajmniej przedmiot bardzo taki tłuczek przypominający. Krótki zamach i tłuczek wylądował na czaszce Pana Misia, dokładniej na jego skroni. Ostatnią myślą która przyszła mu do głowy zanim ogarnęła go nieprzenikniona ciemność było przeświadczenie, że ci którzy zostawili szczurowi te blizny z pewnością już nie żyją, a ich zgon musiał nastąpić w odstępach sekund od zadania Papie danej rany.

    *

    Obudził się na podłodze, dokładnie tam gdzie upadł.
    -O kurwa, moja bania, zajęczał obmacując głowę.
    Rozglądając się po wnętrzu swojego domu stwierdził, że wygląda ono całkowicie normalnie i pewnie całą sytuację uznałby za dziwny sen gdyby nie pulsujący ból w skroni.
    Postanowiwszy ulżyć sobie w cierpieniu skręcając blanta Miś natknął się na coś jeszcze. Mianowicie obok bletek leżała różowa koperta, nie byłoby w tym nic dziwnego bo dokładnie tam ją zostawił gdyby nie to, że na kopercie koślawym pismem ktoś, a Misiu nawet domyślał się kto, napisał "Jak chcesz się dowiedzieć więcej to odwiedź wypożyczalnie pani Pająkowej. Wypożycz błękitny smoking i czekaj na dalsze instrukcje".
    Tego było już za wiele. Gość włamuje mu się do domu, ogłusza go, nie wiadomo co z nim robił kiedy był nieprzytomny a teraz jeszcze mówi mu co ma robić!
    -Finito! krzyknął Miś.
    Było jeszcze coś. Coś, co przepełniło czarę goryczy i wyzwoliło w opanowanym i wyrachowanym zabójcy niepohamowaną chęć zemsty. Krew uderzyła mu do głowy kiedy spostrzegł, że jego szkatułka na zioło jest pusta.

  2. #2
    Avatar ProEda
    Data rejestracji
    2008
    Położenie
    Z bidy z nendzo
    Wiek
    24
    Posty
    2,040
    Siła reputacji
    17

    Domyślny

    -Cholera, znowu się wyszczerbił. - pPowiedział sam do siebie Pan Miś, wycierając z krwi swój ulubiony tasak. (bakspace, żeby nie było od entera)-Te koguty mają cholernie twarde grdyki. A podobno to tylko chrząstka - kontynuował monolog do swojej drugiej ofiaryspacja-spacjakróliczka wielkanocnego.(bez entera)Miś wymoczył szmatkę i już miał wychodzić ze swojego azylu na tyłach nory, miejsca kaźni wielu obywateli królestwa zwierząt, gdy zobaczył na podłodze coś błyszczącego. Podniósłszy niezidentyfikowany obiekt stwierdził, że jest to mały diament.
    -Skąd do cholery wziął się tutaj diament? - warknął misiu.(bez entera)Fakt ten nie zaprzątał mu jednak głowy dłużej niż 10(dziesięć) sekund.
    -Pewnie kogut połknął gopowtórzenie pomyliwszy go z ziarnem - mruknął do siebie - a na podłogę wypadł kiedy go ćwiartowałem. Jak można pomylić diament z żarciem?! - dodał chowając znalezisko do kieszeni rzeźnickiego fartucha, który zawsze miał na sobie "oporządzając" ofiary. (bez entera)Przekonawszy sam siebie umył ręce i wyszedł z pokoju.

    *

    Do jego skrzynki od dawna nie trafiały żadne listy. Nie miał rodziny, bo wymordowali mu ją kłusownicy, kiedy był jeszcze małym niedźwiadkiem. Nie miał też przyjaciół, bo kto chciałby się przyjaźnić z ponurym, wiecznie niezadowolonym malkontentem, u którego uśmiech na twarzy pojawiał się tylko po wyjaraniu grubego lola albo podczas bezlitosnego mordowania. Jego jedynym znajomym był kameleon. Diler, od którego misiu kupował trawkę. Ale z wiadomych powodów raczej ze sobą nie korespondowali. Dlatego tym bardziej się zdziwił wyciągając ze skrzynki różową, pachnącą jaśminem kopertę.
    -Co to do cholery jest? Śmierdzi jak cmentarz i w dodatku te pedalskie barwy. - Coś jednak powstrzymało misia od ciśnięcia zmiętym listem w krzaki i bynajmniej nie był to zakaz śmiecenia wydany przez króla Lwa po ostatnim sylwestrze. Miś schował list do kieszeni i ruszył dalej, a celem jego było dotarcie do drzewa Kameleona Jacksona, swojego zaopatrzeniowca.

    *

    -Kurwa, nie mogłeś jako mieszkania wybrać sobie jakiegoś drzewa bliżej centrum lasu?(Nie mogłeś mieszkać w jakimś drzewie bliżej centrum lasu?) Muszę do ciebie dylać przezpowtórzenie ponad godzinę przez kamienisty teren i rzekę, wiesz jak mnie przez to łapy bolą?! - warknął Miś na powitanie Jacksonowi.
    -Oj Misiu, Misiu... Widzę, że twoje gabaryty są wprost proporcjonalne do twojej głupoty. Czym ja się zajmuję? - zapytał kameleon.
    -Noo..dilerką nie? - odpowiedział Pan Miś.
    -Owszem, chociaż wolę określenie handel detaliczny. I czy naprawdę uważasz, że ktoś parający się tym co ja powinien mieszkać w centrum? Blisko tej pieprzonej psiej budy i jej mieszkańców, którzy wszędzie węszą? A nie zapominaj, że te kundle mają chyba najlepszy węch wśród wszystkich zwierząt, a moje produkty charakteryzuje ostry zapach, sam go z resztą ostatnio zachwalałeś.
    -No, dobrze już, dobrze, rozumiem.
    -No. - pPowiedział kameleon kończąc temat. - A propo bolących łap, to mam coś dla ciebie. Nowa odmiana skrzyżowana z bylicą. W sam raz na twoje dolegliwości.
    -Biorę z miejsca, ale daj mi jeszcze trochę tego co wcześniej.
    -Hah, przejarasz się tym. Mówiłem ci, że to najmocniejsze co mam i stosowane na dłuższą metę szkodzi, prawda?
    -Tak, mówiłeś, ale mam to w dupie. Z resztą...Co to? spytał misiu - wskazując na kredens, na którym leżała różowa koperta, bardzo podobna do tej z misiowej kieszeni.
    -To? - sSpytał diler momentalnie chwytając kopertę językiem. - Ach, zaproszenie na bal do lisicy, zapraszała wszystkich, więc też powinieneś dostać. Nie dostałeś?
    -Dostałem. Chyba. Masz zamiar tam iść? - spytał misiu.
    -No pewnie, powiedział Jackson, będą wszystkie samice. Z każdego gatunku, prawdziwa Arka Noego! A ja za dużo chyba siedzę w tej swojej pustelni i doglądam roślinek. Pora się zabawić! Poza tym towar nigdzie nie sprzedaje się tak dobrze jak na imprezach. To stara dilerska mądrość. Ty nie masz zamiaru przyjść?
    -Nie wiem, może... Jeszcze się zastanowię. No, to dzięki za towar i bywaj zdrów, mój ty handlarzu detaliczny - pożegnał się miś uśmiechając się zjadliwie. (potwórzenie, trzeba pokombinować z inną formą zdania)
    Dalej powtarzają się te same błędy(interpunkcyjne i techniczne) więc pewnie już zrozumiesz.
    Co do treści, charakterystyka bohaterów sprawia, że oklepane schematy nie są nudne (ćpanie itp), masz fajny, barwny język, piszesz z polotem, całość składa się na ciekawą kompozycję i warto przeczytać
    WHO?!
    WHO WHO WHO?!

  3. Reklama
  4. #3
    Avatar tsude
    Data rejestracji
    2012
    Posty
    3,001
    Siła reputacji
    14

    Domyślny

    Bardzo mi sie podoba, barwny jezyk, czekam na dalsza czesc.

  5. #4
    Avatar Arbuzik
    Data rejestracji
    2007
    Położenie
    Osiek
    Wiek
    30
    Posty
    39
    Siła reputacji
    0

    Domyślny ...

    2xup: Dzięki za wytknięcie błędów. Będę na to zwracał większą uwagę pisząc kolejne teksty. Cieszę się, że się podobało.

    Tymczasem wrzucam kolejną część. Enjoy!




    Miś chodził wkurwiony jak sto pięćdziesiąt od samego rana. Pomijając wczorajszą przygodę z Białym Papą, którego w myślach wolał nazywać "Wkrótce Martwym Papą", Pan Miś wstając uderzył małym palcem u łapy w szafkę nocną, a jedząc śniadanie przewrócił miskę z płatkami owsianymi, która wylądowała dokładnie na jego kolanach, ściślej, na ulubionych i jedynych w tym czasie czystych spodniach które miał na składzie. Zmuszony zrobić wcześniejsze pranie, nasz bohater przeklinał wszystkich bogów i rozmyślał nad najokrutniejszymi i najbardziej wymyślnymi torturami które będzie mógł sprezentować aroganckiemu szczurowi, który wczoraj napsuł mu tyle krwi. Najpierw zmiażdże mu wszystkie palce tłuczkiem do mięsa, wyliczał mając w pamięci przyrząd któym wczoraj został ogłuszony. Potem włożę mu rozgrzany do białości pręt w odbyt.
    -O tak, to będzie dobre, powiedział uśmiechając się do własnych myśli.
    Dalsze planowanie przerwał mu przeszywający gwizd, który nagle rozległ się w niedalekiej odległości. Niedźwiedź odwrócił się i pędem pobiegł do kuchni żeby uciszyć czajnik. Chwycił za rączkę, żeby zdjąć go z ognia i zaraz puścił, sprawiając że cały wrzątek rozlał się po kuchennej podłodze.
    -KURWA MAĆ! ryknął dmuchając na oparzoną łapę i jednocześnie uświadamiając sobie, że założenie kuchennej rękawicy nie było wcale takim głupim pomysłem. Ten dzień zdecydowanie nie należał do jego dni.

    *

    Z zabandażowaną łapą i w wciąż jeszcze wilgotnych spodniach Pan Miś wyszedł z domu kierując się do wypożyczalni Arachny Widow, znanej szerzej jako pani Pająkowa. Zupełnie nie uśmiechało mu się wykonywanie poleceń tamtego kanałowego wypierdka, ale wiedział że to jedyny sposób na to aby go dorwać. Najpierw oczywiście, pamiętając o ostrzeżeniu, jeszcze raz wyczyścił swoją "komnatę tortur" i pochował wszystkie przyrządy do tajnej skrytki za kominkiem tak, że dla kogoś kto jakimś cudem odkryłby pomieszczenie na tyłach nory, sprawiałoby ono wrażenie drugiej spiżarni bądź graciarni. Teraz Miś maszerował raźno przez las i myślał. W co gra ten pieprzony szczur? Kim jest i skąd to ostrzeżenie? Skąd on w ogóle kurwa wiedział, że to ja zabiłem tamtego piejącego elegancika? Jaki interes ma w tym, żeby psy mnie nie złapały? Skąd zna szczegóły takie jak narzędzie zbordni? I po cholerę mi błekitny smoking? Pochłonięty myślami trafił wreszcie do miejsca docelowego.
    -Dzień dobry Panie Misiu!, powitała go właścicielka przybytku, Pani Pająkowa.
    -Wcale nie dobry, raczej chujowy, ale witam.
    -W czym mogę służyć?, spytała przymilnie nie zwracając uwagi na nastrój klienta.
    -Proszę się wypiąć, a po wszystkim przydałoby się martini, wstrząśnięte, nie zmieszane, równie słodko zrepetował Miś.
    -Pan jest bezczelny!, pisnęła oburzona pani krawiec.
    -A pani stara, brzydka i w dodatku naiwna jeśli serio pomyślała pani, że zbrukałbym swoją godność dymając stawonoga. Mimo wszystko, nie przyszedłem tutaj po to żeby ułatwić pani popuszczenie wódz wyobraźni i masturbację do mojego wyobrażenia kiedy wyjdę. Ma pani tutaj jakieś błekitne smokingi?, zadał pytanie Misiu zanim pajęczyca zdążyła rozewrzeć żuwaczki.
    -Owszem, mam jeden, odpowiedziała Arachna Widow momentalnie zapominając o oburzeniu, teraz przecież chodziło o interes. A co, wybiera się pan na bal u pani Lisicy?
    -Tylko jeśli pani tam nie będzie, rzucił nie mogąc się powstrzymać.
    -Dosyć tego! -Proszę natychmiast opuścić mój sklep!
    -Dobra już, dobra powiedział potulnie Misiu. -Chcę dać pani zarobić. -Ten smoking będzie na mnie pasował?, spytał.
    -Wątpię, dawno nie widziałam buca tak wielkiego jak pan, odgryzła się Pająkowa kładąc nacisk na cztery ostatnie słowa.
    -Pomimo to, przymierzę, odpowiedział uśmiechając się sardonicznie.
    Po wejściu do przebieralni Miś zabrał się do szczegółowych oględzin smokingu, nie znalazłwszy jednak tego czego szukał na jego powierzchni, zaczął przetrząsać kieszenie. Z tej na sercu wyciągnął karteczkę z naniesioną na nią taką oto treścią:

    "Dooobry Misiek! Widzę, a właściwie domyślam się, że zacząłeś myśleć i dotarła do ciebie powaga sytuacji. Po głowie pewnie chodzi ci teraz wiele rzeczy i nie chodzi mi w tym momencie o wszy. Na swoje pytania odpowiedzi poznasz kiedy pojawisz się na balu szanownej pani Foxy de'Vulpes. Włóż na siebie błekitny smoking który leży obok ciebie i czekaj na dalszy rozwój wypadków.

    P.S Przepraszam za to zioło, ale serio dawno nie widziałem takich topów, musisz zrozumieć.

    Biały Papa"


    -Biorę!, krzyknął rozsuwając skrywające go zasłony.

    *

    Nie miał wyboru, musiał tańczyć tak, jak mu szczur zagra. Warto wspomnieć, że tańczenie nigdy nie wychodziło mu za dobrze. Nie lubił tego robić bo twierdził, że ktoś o jego gabarytach to ostatnia osoba, która nadaje się do tańca a poza tym czuł, że wirując i pląsając nogami wygląda jak idąca do Mahometa góra. Oprócz tego nie mógł oprzeć się wrażeniu, że wszystkie inne pary umykały przed nim gdy prowadził partnerkę w inny koniec sali. Zupełnie jakby bali się, że góra zemdleje z religijnego uniesienia i przygwoździ ich rumowiskiem kamieni i futra. Tym bardziej nie uśmiechało mu się wzięcie udziału w wydarzeniu, jakim był bal. Teraz jednak, stojąc w westybulu willi pani lisicy i czekając na rozpoczęcie zabawy, Miś był w stanie nawet zatańczyć solówkę w rytmach rumby byle tylko dopiąć swego i położyć łapy na gardle Białego Papy. W tłumie wypatrzył w końcu jakąś znajomą facjatę. Podszedł i zagadał.
    -Interes się kręci?
    -Jak koło młyńskie, odwracając się odpowiedział kameleon Jackson.
    -Cieszę się twoim szczęściem.
    -Więc jednak przyszedłeś?
    -Tak, mam tu parę spraw do załatwienia.
    -I parę samiczek do zapłodnienia, powiedział diler oglądając się za przechodzącą obok salamandrą plamistą.
    -To też. -Nie wiesz kiedy się to wszystko zacznie?
    -Wchodząc widziałem grupkę młodych, jakże malowniczo rzygających kotów więc chyba już się zaczęło, bar jest otwarty od dwudziestej a chyba o to chodzi, nie?
    -Nie tym razem, ja pytam o oficjalne rozp…

    -A kogóż to moje piękne oczy widzą,
    Dwóch osobników którzy zawsze szydzą.
    Ale teraz razem przyszli na bal
    Tyle, że ten bal nie jest dla homo par
    Wyszykowani jakby robili to od wtorku,
    Co jest doktorku?


    Kierując ostatnie słowa do Misia swój pokaz zakończył królik-raper. Typ którego absolutnie nikt nie lubił, przynajmniej nikt z osób które miały jaja między nogami. Niestety jego styl bycia i to, że potrafił ujmować sedno sprawy w kilku słowach, jednocześnie do tego rymując, sprawiała że większość samic miała mokro kiedy kończył występ.
    -Zamknij się Bogdan, tutaj na nikim nie zrobisz wrażenia swoimi wierszykami, przytemperował uszatego kameleon.
    -Nie Bogdan, tylko Bug-Z, ziomeczku.
    -Nie jestem twoim ziomkiem, usłyszał w odpowiedzi.
    -Czemu nie mamy mówić ci Bogdan, przecież właśnie tak ci dali na chrzcie, czyż nie? -Cholera, to gadanie wierszem jest chyba zaraźliwe, rzekł niedźwiedź.
    -Spokojnie, żeby tak gadać na codzień trzeba mieć talent i zasób słownictwa o których ty tylko możesz pomarzyć tłuściochu.
    -Gdyby nie to, że to jest bal a nie dyskoteka i powinniśmy zachowywać się kulturalnie, obiłbym ci mordę tak, że dupą wyskoczyłaby ci marchewka. -W całości.
    -Uuu, jaki groźny, prawie jak grizzly, ale jak w tej reklamie, "prawie" robi ogromną różnicę.
    -Nie przeciągaj struny kicająca kupo futra.
    -A jak ty się w ogóle nazywasz, co? -Wszyscy na ciebie mówią Miś ale to na pewno nie jest twoje prawdziwe imię. -Więc?
    -Gdybym ci powiedział, musiałbym cię zabić. -To jak, chcesz poznać moją słodką tajemnicę? -Mi to naprawdę obojętne, warknął niedźwiedź.
    -O, widzę znajomego. -Chodź Misiu, zostawmy pana rapera sam na sam z jego nieocenionym talentem wierszoklectwa, załagodził sytuację kameleon.
    Oddaliwszy się od przerośnietych uszu królika na bezpieczną odległość wrócili do przerwanej rozmowy.
    -No, to jakie sprawy są dla ciebie ważniejsze od piczek i najebki Misiu?
    -Lepiej żebyś nie wiedział, ale skoro już pytasz to mam zamiar uszczuplić populację szczurów o przynajmniej jedną sztukę.
    -Skoro tak, to na pewno sobie zasłużył.
    -Jak nikt.
    -A jak ten twój kanalarz wygląda?
    -Już teraz jak poharatane, zaschłe gówno, ale jak z nim skończę to... nawet nie wiem do czego to porównać.
    -Czemu wydaję mi się, że właśnie tak dokładnie opisałeś partnera naszej czcigodnej pani gospodarz?
    -Co?!
    Na szczycie marmurowych schodów, w jaskrawożółtej sukni do kolan, stała pani Foxy de'Vulpes. Na głowie miała skromny lecz wielce szykowny diadem ze złota a na jej szyi pobłyskiwała refleksami diamentowa kolia. Trzymała pod rękę nikogo innego jak właśnie tropionego przez Misia Białego Papę, który na dzisiejszą okazję zmienił zwykły czarny garniak na gustowny biały smoking w czarne prążki. Wyraźnie chcieli sprawiać wrażenie pary jednak coś w ich zachowaniu mówiło Misiowi, że to pic na wodę i mistyfikacja. Schodzili wolno po stopniach, a coraz więcej głów obracało się w ich kierunku.
    -Oj Misiu, twoje sprawy chyba będą musiały poczekać. -Nie będziesz chyba robił teraz awantury, co?
    -Na to wychodzi, i nie, nie mam zamiaru ukręcać mu łba przy tak licznej widowni.
    -Uspokoiłeś mnie. -To co chcesz teraz zrobić?
    -Chyba powrócę do swoich pierwotnych planów odnośnie tej imprezy. -To gdzie jest ten bar?
    -Chodź, zaprowadzę cię, sam też mam ochotę się czegoś napić.
    Ruszając przez salę Miś zachodził w głowę o co w tym wszystkim chodzi, ale zgodnie z instrukcjami z kieszonki smokingu to on miał czekać na rozwój wypadków. Miał szczerą nadzieję, że to czekanie mu się opłaci i jeszcze tej nocy stanie oko w oko z tajemniczym szczurem.

    *

  6. #5
    Avatar Arbuzik
    Data rejestracji
    2007
    Położenie
    Osiek
    Wiek
    30
    Posty
    39
    Siła reputacji
    0

    Domyślny

    Czemu nie komentujecie? Przez to jestem zmuszony walnąć double-posta. ;/ Tak czy inaczej, kolejna porcja! Enjoy!

    -Jedno martini z wódką, złożył zamówienie Miś.
    -Setkę wódki, bez martini, zawtórował mu kameleon.
    -Widzisz tamtą sarenkę na końcu baru, po lewej? Tylko nie patrz teraz, powiedział w samą porę.
    -Ta, widzę. -I co z nią? spytał Miś.
    -Przycina cię od kiedy tu usiedliśmy, a wygląda na całkiem zdrową samiczkę. -Nie uważasz, że już czas zapolować?
    -Nie. -Uważam za to, że pora na kolejne martini, stwierdził pstrykając palcami na barmana.
    -Nie narzucaj takiego tempa bo nie dotrwamy do fajerwerków.
    -Jakich fajerwerków?!, z resztą nieważne. -Nie podoba ci się moje tempo? -Nikt nie każe ci ze mną pić.
    -To, że nie poszło ci dzisiaj po twojej myśli, nie znaczy, że musisz od razu być opryskliwy w stosunku do bratnich dusz.
    -To, czy nie poszło, to się jeszcze okaże, poza tym jeśli taka z ciebie bratnia dusza to czemu ostatnio nie chciałeś mi dać zniżki za hurtowe kupno twoich dóbr?
    -Bo nasze definicje hurtu za bardzo się od siebie różnią, Misiaczku.
    W odpowiedzi Miś tylko prychnął z pogardą.
    Siedzieli w ciszy, sącząc swoje napitki gdy dosiadł się do nich niewiarygodnie zbuchany dzik Amadeusz. Odwróciwszy w stronę kameleona swe zjarane oblicze zapytał.
    -Dostępny?
    -A nawet "porozmawiaj ze mną". -Co tym razem?
    -Gram "Boskiej Elżbiety".
    -Co tak mało?
    Słysząc to Miś parsknął w kieliszek.
    -Daj mu spokój ty stary chciwcu. -Ten gram to i tak na niego za dużo. -Jak go zjara to nawet latarnia morska nie pomoże mu odnaleźć drogi na jego buchtowisko.
    -Zawsze zadaje to pytanie. -A teraz wybacz Misiu ale interesy wzywają, nie myślałeś chyba, że noszę wszystko przy sobie?
    -Ależ skądże. -Widzimy się później?
    -Tak, znajdę cię. -Chyba, że jakaś napalona iguana pokrzyżuje mi plany.
    To powiedziawszy ruszył wraz z dzikiem do wyjścia.
    Znowu zostałem sam, o ile można mówić o samotności wsród takiej ciżby ludu, pomyślał Miś rozglądając się na boki. Nie cieszył się jednak tą samotnością długo.
    -Przepraszam... Czy mam przyjemność z Panem Misiem? spytał jeden z kelnerów.
    -W tej chwili nie, i zważając na twoją płeć masz na to nikłe szanse. A co?
    Takiego obrotu rozmowy kelnerzyna wcale się nie spodziewał.
    -Tak, to ja jestem Miś, powiedział w końcu bohater, bo widział, że kelner zgubił wątek.
    -Ekhm, odchrząknął, odcinając się. -Szanowna pani Foxy de'Vulpes prosi pana do swojej osobistej izby. -Pani nalega na jak naszybsze pojawienie się pańskiej osoby w jej pokoju, zatem, możemy ruszać? -Oczywiście jeśli skończył pan pić drinka.
    -Skończyłem, powiedział Miś wychylając zawartość kieliszka jednym haustem.
    Wreszcie coś się zaczyna dziać, pomyślał niedźwiedź ruszając za kelnerem.

    *

    Osobista izba lisicy była przestronnym, syto zastawionym dębowami meblami pokojem, z kremową, ozdobioną różnymi esami i floresami, tapetą na ścianach. Po środku ściany, na wprost od drzwi, stało wielkie łóżko z baldachimem koloru pomarańczowego. Okna wychodziły na trawnik i podjazd przed willą. Wielki renesansowy balkon sprawiał wrażenie jakby tylko czekał na Romea wkradającego się do pokoju Julii. Całą scenę oświetlał kryształowy abażur zwisający z sufitu.
    Pomimo pośpiechu jaki wywarła na niedźwiedźu, pani domu kazała na siebie czekać. Misiowi działało to na nerwy. W końcu jednak pojawiła się w drzwiach, a za nią do pokoju weszli: Biały Papa, rottweiler o kanciastym łbie i wysoki doberman. Ostatnia dwójka zajęła miejsce przy drzwiach natomiast para usiadła razem na sofie.
    -Witam ponownie Misiu, przywitał się Papa. -Jak głowa?, mam nadzieję, że nie doskwiera ci za bardzo?
    -Moja głowa ma się świetnie, dzięki, że pytasz. Twoją natomiast mam nadzieję wkrótce oddzielić od reszty ciała, dodał w myślach.
    -Miło mi to słyszeć. -Musisz wiedzieć, że nie chcemy twojej krzywdy. -Mówiąc "my" mam na myśli siebie i skarbeńka. Po czym pieszczotliwie pogładził lisicę po nodze. Patrząc na to, Miś dostrzegł coś jeszcze. W kolii zawieszonej na szyi pani domu brakowało diamentu. Te które się ostały, bardzo przypominały egzemplarz, który Miś znalazł na podłodze swojej "ubojni".
    -Kim wy jesteście? Dlaczego mnie nękacie i imputujecie dokonanie morderstwa? Czego ode mnie chcecie?, spytał Miś prosto z mostu.
    -Oj Misiu, przestań już udawać, tutaj są sami swoi! -Dobrze wiemy, że prawie wszystkie zniknięcia ostatnimi czasy to twoja sprawka. -Właśnie to zwróciło na ciebie naszą uwagę. -Wiesz, ile czasu zajęło nam wyśledzenie cię? -To my podstawiliśmy ci pana koguta pod nos. -Od dawna szukaliśmy kogoś takiego jak ty. -W tych zniknięciach właśnie leży pies pogrzebany. -Hah, jakże trafnie to ująłem. -Jesteś niekwestionowanym mistrzem jeśli idzie o pozbywanie się zwłok. -Nasze trupy, psy w końcu zawsze znajdowały i trzeba było szukać kozła ofiarnego który wziąłby na siebie winę, a ty? -Powiedz szczerze, ile lat już trzebisz populację tego lasu będąc ciągle na wolności? -Ile zwierząt padło twoją ofiarą? -Nie odpowiadaj, to było pytanie retoryczne.
    -No i co z tego? -Powiedzcie bez owijania w bawełnę o co wam chodzi. -Jesteśmy w domu lisicy, a ona do tej pory nie wypowiedziała ani słowa. -To bezsprzecznie nie ona gra tu pierwsze skrzypce. -"Wasze trupy"? -Co to w ogóle za figura? -Jesteście jakąś mafią czy jak? -Za dużo Ojca Chrzestnego? -Popierdoliło wam się w główkach?, wybuchnął niedźwiedź.
    -Nawet nie wiesz jak blisko prawdy jesteś. -Jesteśmy tajną organizacją zajmującą się wymierzaniem sprawiedliwości. -Ale nie tej psiej sprawiedliwości gdzie za wypalenie jointa idzie się za kratki albo w której ojciec maltretujący swoje młode dostaje mniejszą karę niż złodziej orzechów laskowych. -Twoje działanie jest bardzo bliskie naszym celom. -Nie wybierasz przypadkowych zwierząt, tylko zawsze zabijasz szkodliwych skurwieli. -Chyba wszystkie twoje ofiary były także na naszej liście. -Więc jak będzie? -Wspomożesz "Temidę" swoimi umiejętnościami?
    -Ah, więc o to wam chodzi...
    Dalszy ciąg zdania zagłuszył huk, który rozległ się na dole. Chwila konsternacji i już wszyscy razem biegli zobaczyć co się stało.

    *

    Patrząc w dół schodów zobaczyli zastępy policjantów wlewające się do sali bankietowej. Krzyki "Policja! Na ziemię!" i piski przerażonych imprezowiczów były wszystkim co dało się usłyszeć.
    Lisica w asyście dwóch bodyguardów biegła już z powrotem do swoich komnat. Właśnie o takiej chwili marzył Pan Miś. Szkoda tylko, że na dole jest tyle psów, ale... teraz albo nigdy. Biały Papa wychylił się przez balustradę i ryknął do stróżów prawa:
    -Jakim prawem się tu wdarliście?! -Kto dał wam pozwolenie na zniszczenie balu?! -Skąd...
    Miś jednak nie zamierzał dawać mu skończyć połajanki którą ten gotował psom.
    -Moja odpowiedź brzmi: nie!
    Chwycił Papę za ramię i gwałtownym szarpnięciem odwrócił go w swoją stronę. Zaskoczony szczur nie zdążył uchylić się przed prawym sierpem który nasz bohater zaraz potem wyprowadził. Szybko się jednak otrząsnąwszy albinos wykonał unik przed kolejnym ciosem i błyskawicznie wyprowadził kontratak. Jego pięść trafiła Misia w wątrobę, jednak siła ciosu nie była powalająca. Chwila moment i szczur już znajdował się w prawdziwym niedźwiedzim uścisku, a mgnienie oka później frunął na ścianę jak worek kartofli. Zdając sobie sprawę z faktu, że w walce wręcz ma z olbrzymem znikome szanse, Papa uciekł się do nieczystego zagrania, z jego rękawa jak z magicznego cylindra wyskoczył as w postaci cienkiego, kilkunastocentymetrowego sztyletu. Szczur zerwał się z podłogi, wściekle i szeroko tnąc powietrze tuż przed nosem niedźwiedzia. Było to dla niego zaskoczeniem, jednak czego można się spodziewać po reprezentancie tak podłego gatunku jakim są szczury? Miś momentalnie przeszedł z ofensywy do obrony. Miał już do czynienia z nożownikami więc teraz wiedział jak walczyć z Papą. Starcie to nie było mu jednak pisane, ponieważ psy właśnie znalazły się na szczycie schodów. Stojący bliżej ich ujścia i do tego odwrócony tyłem szczur nie zdążył się nawet zorientować o co chodzi, gdy został złapany w specjalną siatkę. Miś, długo nie zwlekając, wystrzelił jak "Pershing" w przeciwnym kierunku. Biegł przez korytarze nieznanego mu kompleksu gdy nagle w jego bok, zwalając go z nóg, gruchnęła zielona kula armatnia.
    -Jackson?!
    -Miś?!
    -Co ty tu...
    -BIEGIEM!
    Po tej krótkiej wymianie zdań oboje śmignęli dalej. Zatrzymali się dopiero, gdy nie było wyjścia. Psy znajdowały się już blisko i sekundy dzieliły ich od osaczenia w ślepym zaułku. Przez wielkie, witrażowe okno za plecami nieszczęsnej dwójki blado świeciła luna, a oni cofali się, aż nie poczuli na plecach zimnego dotyku szkła.
    -Nie mam zamiaru dać się złapać, powiedział kameleon a w jego głosie słychać było zdenerwowanie.
    -Mi też się to nie uśmiecha, rzekł niedźwiedź.
    Sylwetki piesków zamajaczyły na końcu korytarza, w momencie kiedy Miś rozbił szybę krzesłem, a były już w jego połowie gdy nasi Tango i Cash skoczyli w jasną noc.

  7. #6
    Avatar ProEda
    Data rejestracji
    2008
    Położenie
    Z bidy z nendzo
    Wiek
    24
    Posty
    2,040
    Siła reputacji
    17

    Domyślny

    oho, jaki pechowiec misio ;3 ale z kłopotów się wykaraskał
    miejscami strasznie dużo dialogów, z takim potencjałem warto rozwijać opisy w okół nich. Tekst nadal fajny, taki butny, przypomina mi trochę film z takim hindusem i japońcem, nie pamiętam tytułu ;d
    popracuj nad interpunkcją, bo bez niej łatwo utknąć w miejscu mimo takiej pomysłowości
    biedne psiaki, zdemonizowane, jak to panowie w mundurach
    WHO?!
    WHO WHO WHO?!

Reklama

Informacje o temacie

Użytkownicy przeglądający temat

Aktualnie 1 użytkowników przegląda ten temat. (0 użytkowników i 1 gości)

Podobne tematy

  1. [Ekipa Misia] - Candia Guild
    Przez Wutreinik w dziale Zdjęcia
    Odpowiedzi: 111
    Ostatni post: 16-04-2013, 13:39
  2. Pomoc na Polski-gazetka w czasach Pana Tadeusza
    Przez Sekciarz w dziale Szkoła i nauka
    Odpowiedzi: 8
    Ostatni post: 29-02-2012, 17:59

Zakładki

Zakładki

Zasady postowania

  • Nie możesz pisać nowych tematów
  • Nie możesz pisać postów
  • Nie możesz używać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •