Koniec
Czasami dziwne myśli nachodzą człowieka, gdy wpatruje się w ciemność. Wspomnienia przemykają przez głowę, jedne za drugimi. Niektóre miłe, inne mniej lub po prostu nijakie. Przykładowo wczoraj, dzień jak co dzień, gdyby nie mały szczegół. Dwudziesty pierwszy grudnia dwutysięcznego dwunastego roku - domniemana data końca świata. Cóż, jak widać świat się nie skończył. Przynajmniej nie w kanonicznym tego słowa znaczeniu. Nie było eksplozji wulkanów, nie spadł wielki meteor, słońce nie wybuchło. Czasem jednak świat kończy się po cichu.
Mój świat skończył się ponad dwa lata temu. Nie pamiętam dokładnej daty, ani godziny. Nie zdawałem sobie nawet sprawy z tego, że to koniec. Odeszła. Pożegnała się i już jej nie ma. Pognała za karierą, świetlaną przyszłością, nadzieją na lepsze życie. Mogłem ją zatrzymać, przecież wielokrotnie mówiła, że jestem dla niej ważny. Wystarczyło poprosić i zostałaby ze mną, ale nie mogłem jej tego zrobić. Nie mogłem jej zabrać marzeń o wyrwaniu się z tego zadupia. Sam też niczego innego nie pragnąłem, lecz nie każdy ma pieniądze, by móc zacząć od nowa gdzieś indziej. Nie ona jedna wyjechała. Przez ostatnie lata coraz więcej bliskich osób opuszczało rodzinne miasto. Polska wschodnia, pierdolony zaścianek Europy. Bród, smród i ubóstwo. Oczywiście nie wszyscy wyjechali, lecz ci, którzy zostali zmienili się. Te zmęczone spojrzenia, twarze wyglądające wiele lat starzej niż powinny, to przerażające. Może nawet cieszę się, że wyjechała. Patrzenie w jej smutne, sinoniebieskie oczy przepełnione żalem i beznadzieją bolałoby dużo bardziej niż jej odejście. Ale przecież to nie musiało się tak skończyć. Mamy dwudziesty pierwszy wiek, rozmowy telefoniczne za grosze, esemesy, komunikatory internetowe, portale społecznościowe. Jednak to nie to samo, nie potrafię rozmawiać z nią jak dawniej. Brak wspólnych spotkań skutkuje brakiem tematów do rozmów. Teraz już od ponad pół roku nie odezwała się nawet słowem. Nie mogę tylko spać po nocach, gdy status Facebooka radośnie informuje mnie, że Ona 'jest w związku z użytkownikiem' Nie Ja. Kurwa mać. To powinienem być ja.
Dość. Mam dość. Ile można katować się gdybaniem i wspomnieniami? Ciemność w którą spoglądam coraz bardziej patrzy się we mnie. Jest to specyficzny rodzaj ciemności, wnętrze lufy. Stary Colt Python 357 należący do mojego ojca. Staruszek nigdy go nie użył podczas swojego krótkiego epizodu z pracą w ochronie. W końcu może na coś się przyda. W drugiej ręce prawie pusta szklanka po taniej whisky zmieszaną z równie tanią colą. Jak w jakimś pierdolonym thrillerze klasy 'C'. Ale czuję, że to tak jest właściwie. Może tym razem znajdę choć trochę odwagi by pociągnąć za spust. Może...
Wiem że straszny smut, ale pisane nocą pod wpływem bezsenności. Mój pierwszy tekst, wcześniej w życiu nic nie pisałem. Nadaje sie to do czegoś :>?
Zakładki