Reklama
Pokazuje wyniki od 1 do 3 z 3

Temat: [OPOWIADANIE] Tu się nie gra, tu się nie hałasuje

  1. #1
    Gicha

    Domyślny [OPOWIADANIE] Tu się nie gra, tu się nie hałasuje

    Tu się nie gra, tu się nie hałasuje

    „Przetrzyj oczy, Robercie.”
    Wysoki meżczyzna w czarnym płaszczu i ciemnym kapeluszu przystanął w miejscu. Podniósł głowę wyżej, aby się rozejrzeć po zatłoczonej ulicy. Jesienny deszcz zagłuszał dzwięki rozmów w około, ale głos, który usłyszał wcale nie był własnością któregoś z przechodniów. Ten wybrzmiewał gdzieś głęboko w jego głowie, pojawiał się od wielu dni i wydawało się, że nie miał w planach przestać. Mimo iż brzmiał znajomo, Robert nie miał pojęcia do kogo należał, ani czego chciał. Głos po prostu za nim chodził i ujawniał się w momencie, gdy ten pozwalał sobie o nim zapomnieć.
    Robert rozejrzał się w około i stwierdził, że kilka latarni, które przed chwilą jeszcze się paliły, pogrążone były teraz w mroku. Pod jedną z nich, stały dwie młode kobiety, patrzące sobie prosto w oczy. Wyglądały, jakby miały chęć schować się przed całym światem, a ten skrawek ciemnego chodnika, był najlepszym na to miejscem. Kilka kroków dalej, pod drugą zgaszoną latarnią, mały chłopiec patrzył się gniewnym wzrokiem na sporo wyższą od niego dziewczynę. Widać było na jej twarzy wypisany strach i tęsknotę. W jej oczach chłopiec umierał, odchodził gdzieś daleko. Ucałował jej ostatnią łzę i pobiegł skocznym krokiem, niknąc za rogiem krótkiej ulicy. Robert przetarł oczy i poszedł dalej. Musiał dotrzeć do teatru na czas, a jego zegarek informował go, że zostało mu ledwie 10 minut do wejścia.
    Gdy obudził sie dziś rano, na stoliku przy lampce znalazł kopertę. Nie pamiętał poprzedniego wieczoru, wiedział tylko, że zaczął go od kilku samotnych chwil w barze, toteż spodziewał się, że wpadła w jego posiadanie w którymś zagubionym w pamięci momencie. Znalazł w niej dwa bilety na wieczorną sztukę w Teatrze Narodowym, oraz kawałek przypalonej z jednej strony kartki. Widniały na niej słowa: „Czas, byśmy ujrzeli swoją linię.”
    Zastanawiając się nad pytaniem, jak koperta znalazła się w jego posiadaniu, Robert postanowił nie zawieść swojego przeczucia i udać się na miejsce. Nie wiedział skąd, jednak miał pewność, że to nie pomyłka, zaproszenie jest dla niego. Ta sztuka jest dla niego. Cokolwiek by to nie oznaczało.
    Mimo iż tajemniczy gość w jego głowie milczał, Robert wyczuwał jego obecność. Był razem z nim od początku drogi do teatru, towarzyszył mu w każdej sekundzie od blisko godziny, a im bliżej byli celu, tym bardziej dało się wyczuć jego podekscytowanie. Kolejne kroki tylko pobudzały jego dzikość, jakby nie mógł dłużej ukrywać się w spokoju, ślinił się na poczucie bliskości z miejscem, do którego zmierzali. Robertowi wydawało się, że zaczyna nawet słyszeć przyspieszony oddech nieznajomego. Zapewne niektóre z tych emocji należały do Roberta, ale był też pewien, że większość z nich jest efektem wsłuchania się w niemy od kilku dłuższych chwil byt w jego głowie.
    I oto jest. Cały wielki Teatr Narodowy, w swej najlepszej okazałości, oczekujący na dzisiejszych wyjątkowych gości. Na ceglanej ścianie wisiała zapowiedź sztuki, która niedługo miała się rozpocząć. Główny tytuł – „Idąc nigdzie” – przykrywał czarną przestrzeń, która opanowała cały plakat. Poniżej tego, krwistoczerwony, delikatny napis głosił: „Tu się nie gra, tu się nie hałasuje”.
    Czytając te ostatnie słowa, Robert poczuł, jak dopada go uczucie kompletnego wyalienowania. Zimny dreszcz przeszedł mu po plecach, zdając się mówić: „Rusz się w końcu do cholery, nie chcesz chyba spędzić tu reszty życia?”. Posłuszny tej uwadze, ruszył w stronę drzwi wejściowych, przy których wciąż gromadził się dość liczny tłum. Kiedy udało mu się w końcu przecisnąć do środka, zdał sobie sprawę, że niczego nie słyszy. Grobowa cisza wypełniła pomieszczenie, w którym co najmniej setka ludzi czekała przed wejściem do sali ze sceną. Miękki czerwony dywan tłumił kroki, zaś specyficzna akustyka korytarzy uciszała nawet najmniejszy szmer. Również gość w głowie Roberta wydał się być dostojniejszy i spokojniejszy, jego obecność nie była już tak wyraźnie wyczuwalna, jak jeszcze przed wejściem.
    Kilka chwil później, duże drewniane drzwi otworzyły się bezgłośnie i oparły o jasnoczerwone ściany. Stanął w nich otyły karzeł, z monoklem w oku i złotym zegarkiem w ręku. Całe pomieszczenie wypełnił jego niski, chrapowaty głos.
    - Panie... Panowie... Przedstawienie czas zacząć, zapraszamy w Pustkę. – karzeł odwrócił się i powędrował wgłąb otwartej sali, swoim chodem przypominającym bardziej kaczkę, niż człowieka.
    Cały tłum podążył jego śladem, zajmując wyznaczone miejsca. Robert zaczął poważnie zastanawiać się, czy nie śni i czy przypadkiem nie lepiej byłoby pójść gdzieś, gdzie poczuje się bezpiecznie, jednak reszta jego głowy wyraźnie zbuntowała się przeciw temu pomysłowi, każąc mu się pospieszyć, zanim zamkną mu drzwi przed nosem. Kiedy przestąpił próg, jego oczom ukazało się ogromne pomieszczenie, wypełnione setkami miejsc siedzących oraz kilkunastoma balkonami. Niemal wszystko było już zajęte, co wydało się Robertowi nieprawdopodobne, biorąc pod uwagę, że przejście, które właśnie przekroczył, było jedynym na ten poziom, a liczba ludzi wchodzących była co najmniej kilkukrotnie razy mniejsza w porównaniu do tej, którą zobaczył przy wejściu. Wiedziony instynktem, którego nie potrafił zrozumieć, zaczął przemieszczać się pomiędzy siedzeniami. Doszedł do pierwszego rzędu, gdzie zostały dwa miejsca wolne. Zatrzymując się przy jednym z nich, dostrzegł, że wszyscy obecni mają na twarzach białe maski.
    „Ty też taką masz, nie przejmuj się tym i siadaj.” – usłyszał w końcu milczący do tej pory głos z głowy. „O czym ty mówisz?” – spytał Robert w myślach, ale odpowiedziała mu jedynie cisza. Zajął swoje miejsce i wpatrzył się przed siebie, w czerwoną kurtynę, ostatnią granicę pomiędzy jego oczami, a tym, co świat chciał mu pokazać. Światła na sali zgasły, kurtyna rozsunęła się, lecz nic nie oświetliło wielkiej sceny. Dało się z niej usłyszeć ciężkie kroki zbliżające się w stronę widowni. W końcu i one ucichły i pomieszczenie wypełniło się słowami:
    - Kaikki on harhaa! Minä, Sinä, kaikki on. Se on unelma.
    Wtedy na scene wkroczył drugi głos.
    - Hiljaisuus! Hän kuuntelee.
    - Tämä sielu on kuollut.
    - Hän nukkuu, tyhmä!
    „Nie rozumiesz ich, prawda?” - usłyszał w głowie.
    „Nie” – odpowiedział mu i nagle cała sala wybuchła śmiechem.
    „Przyjrzyj się więc uważniej, wsłuchaj w ich pieśń.”
    Robert wychylił się delikatnie do przodu, lecz wciąż nic nie widział. Chciał wstać, podejść bliżej, pomyślał, że może nawet uda mu się wejść na scenę, zobaczyć, co się tam dzieje, ale... Nic z tego. Kiedy wstawał poczuł jak niewielka ręka chwyta jego ramię i pociąga do tyłu. Usłyszał w uchu głos znajomegu już karła, który widać siedział teraz na miejscu, które przed chwilą było puste.
    - Tu się nie gra, tu się nie hałasuje. Porzuć granice tego co już wiesz, albo toń w tej pustce dalej.
    „Zapomnij o nim.” – po raz kolejny odezwał się gość z głowy – „Nie ma nic strasznego we śnie.”
    Zupełnie skołowany, bez cienia zrozumienia, Robert zamknął oczy. Ku jego zaskoczeniu, zobaczył światło. Widział reflektory skierowane na scenę, na aktorów, na wszystko, co było przed nim.
    - Czyż tak nie jest lepiej? – usłyszał z siedzenia obok.
    Jednak nie było już tam karła, jego miejsce zajmował człowiek z głosem, który do tej pory był obecny tylko w jego umyśle. Ze zdziwieniem zauważył, że ów postać jest od niego przynajmniej dwa razy młodsza. Mimo mroku panującego w tej części pomieszczenia, dało się zauważyć, że chłopiec ma na sobie żółtą kamizelkę, typową dla cyrkowych klaunów, a na niej przyszywkę z imieniem Frank.
    - Kim jesteś? – zapytał szeptem Robert.
    - Jestem głosem twojej niewinności, twoim wspomnieniem, a zarazem źródłem życia, całą prawdą jakiej poszukujesz, a którą zdajesz się właśnie gubić.
    - Co więc tutaj robimy?
    - Odnajdujemy ją.
    Wtedy zapaliło się światło w całej sali, a na scenę wyszedł karzeł mówiąc:
    - Mam nadzieję, że się państwo świetnie bawią. Nadszedł czas krótkiej przerwy, odpocznijcie od nas, a powrócimy, by nakarmić blaskiem wasze serca.
    Po tych słowach, Robert wstał, odwrócił się plecami do mówiącego i spostrzegł, że cała sala jest pusta. Pozostał jedynie Frank, w swojej śmiesznej kamizelce. Teraz dopiero dało się dostrzec jego smutny uśmiech i rozmarzone oczy.
    - Tylko będąc samotnym, możesz być silny. Słabości nie pozbędziesz się będąc z nimi. Siadaj, zaczyna się druga część. Tylko nie otwieraj oczu.
    Światła po raz kolejny zgasły, zaczął się nowy akt. W milczeniu Robert obserwował, jak na scenie pojawiają się cztery postacie. Chłopiec, który żegnał starszą dziewczynę na jego oczach, gdy szedł w stronę teatru, leżał martwy. Owa dziewczyna nieco dalej oddawała się cielesnej pasji z kobietą, która stała w towarzystwie innej, nieopodal gasnącej latarni. Ta, która wtedy była z nią, opłakuje śmierć martwego chłopca, nie mogąc pogodzić się z jego stratą.
    - Nigdy nie byłeś tak blisko prawdy, co? – zapytał niespodziewanie Frank.
    - Nie, nie byłem. Ten niedbały realizm, o mało nie kosztował mnie życie.
    - Mówiłem ci. Musisz iść dalej. Są inne sny, niż ten, w którym toniesz.
    Robert otworzył oczy, scena pogrążyła się w mroku.. Karzeł, który siedział teraz obok niego, spojrzał mu w oczy i wskazał palcem na złoty zegarek w ręku. Pomachał palcem drugiej ręki, jakby ów palec miał być wahadłem i odliczał czas. Ze sceny dopłynęły głośniejsze niż dotychczas słowa, Robert spojrzał w jej kierunku i wychwycił donośne: „Hyvää yötä, lapset”, po czym sale znów wypełniło światło. Wszyscy bili brawo, sala znów była wypełniona widzami. Po chwili wiwatów i gwizdów, cała widownia ruszyła w stronę wyjścia. Robert zaczął podążać za nimi, chciał wydostać się stąd jak najszybciej i wrócić do domu. Gdy tylko udało mu się wyjść na świeże powietrze, poczuł ogromną ulgę, zechciał jedynie spać, brakowało mu sił, aby myśleć o tym, co właśnie zobaczył. Wtedy ktoś chwycił go za rękę i wyszeptał do ucha: „Tu się nie gra, tu się nie hałasuje”. Obrócił się, by spojrzeć po raz ostatni na Franka. W ostatniej chwili przed przebudzeniem.
    Ostatnio zmieniony przez Gicha : 11-12-2012, 22:24

  2. #2
    Avatar ProEda
    Data rejestracji
    2008
    Położenie
    Z bidy z nendzo
    Wiek
    24
    Posty
    2,040
    Siła reputacji
    17

    Domyślny

    Robertowi wydawało mu się
    conajmniej
    była conajmniej kilkukrotnie
    jest parę błędów interpunkcyjnych jeszcze
    Co do treści, ciekawa fabuła, fajnie wykreowane postaci i ja też tych słów z teatru nie rozumiem :c Dobry tekst ;)
    WHO?!
    WHO WHO WHO?!

  3. Reklama
  4. #3
    Gicha

    Domyślny

    No tak, w swoim stylu poprawiając błędy, robię ich jeszcze więcej. Dzięki za opinię oraz za zainteresowanie się tekstem. :)

    I uznałem, że skoro główny bohater nie rozumie tych słów, to czytelnikowi też nie potrzebna jest adnotacja do tłumaczenia tego dialogu, ostatecznie zainteresowany i tak tego docieknie. ^^
    Ostatnio zmieniony przez Gicha : 11-12-2012, 22:28

Reklama

Informacje o temacie

Użytkownicy przeglądający temat

Aktualnie 1 użytkowników przegląda ten temat. (0 użytkowników i 1 gości)

Podobne tematy

  1. Odpowiedzi: 5
    Ostatni post: 15-01-2018, 16:47
  2. Odpowiedzi: 9
    Ostatni post: 25-09-2015, 08:49
  3. [Opowiadanie] Jemu się nie udało
    Przez Musk w dziale Artyści
    Odpowiedzi: 8
    Ostatni post: 02-12-2013, 21:30
  4. [Opowiadanie] Nie wiedziałem, że to może tak boleć.
    Przez Rocket Man w dziale Artyści
    Odpowiedzi: 4
    Ostatni post: 29-09-2013, 20:50

Zakładki

Zakładki

Zasady postowania

  • Nie możesz pisać nowych tematów
  • Nie możesz pisać postów
  • Nie możesz używać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •