Jak ktoś szuka krwi, to niech ucieka, bo dziś jej nie będzie. Tak jakby. ;)
Z Marceliną.
- Tu jest wciąż zbyt kolorowo! - krzyknęła zniecierpliwiona królowa. - Szybko, przynieście więcej białej farby!
Proces malowania pałacu trwał już zdecydowanie zbyt długo. Jak i ostatnio. Od kilku minut królowa miała wielką ochotę po prostu ściąć tych marudnych malarzy i zatrudnić innych. Jedynym ich szczęściem i ratunkiem były zbliżające się święta. Co roku o tej porze władczyni łagodniała i, jak nakazywała tradycja ustanowiona zeszłej zimy, przez okrągłe siedemdziesiąt dwie godziny nie skazywała nikogo na karę śmierci. Ten ogromny gest miłosierdzia choć na chwilę uwalniał poddanych od troski o obecny humor Jej Królewskiej Mości.
- Szybciej, szybciej! Nie zapominajcie, że ogrodowe róże są wciąż jeszcze niepomalowane! No, szybciutko! Ktoś musi chyba poobrywać liście z krzaków i drzew. A jeśli się nie pospieszycie, zostaniecie po godzinach i będziecie to robić właśnie wy! - Karciani pracownicy wymienili tylko krótkie, niezadowolone spojrzenia, westchnęli i wzięli się do pracy ze zdwojoną prędkością. W istocie zadanie nie było znowu wcale takie ciężkie. Wystarczyło wylewać na ścianę odpowiednie ilości farby, nie przejmując się niczym innym - podłoga i wszystkie meble i tak same się czyściły.
Okrutna królowa prychnęła, pokręciła swoją ogromną głową, wstała i, ciągnąc za sobą bardzo długi tren swej białej, zimowej sukni, wyszła z wielkiej sali balowej.
Właśnie w tym momencie zaczęła się najbardziej pożądana przez malarzy część pracy. Pewnie pomyśleliście, że chodzi o przerwę? Cóż, co prawda to normalne, ale akurat nie w tym przypadku. Wyobraźcie sobie, że w tej chwili zaczęli nagle zamiast ścian ochlapywać siebie nawzajem. “Wesołych Świąt!” - to wołanie w jednej chwili wypełniło całą ogromną salę. Karciane ludki uwielbiały święta Bożego Narodzenia. To jedyny dzień w roku, w którym mogli się bawić i wygłupiać (byle tylko nie na oczach królowej!), nie ryzykując utraty głowy.
Farba była dosłownie wszędzie. Każda część papierowego ciała wyglądała jak po przejściu białej powodzi. Nawet niektóre znaczki na kartach zostały zakryte. Białe kleksy pokrywały teraz ściany pałacu. W tej przyjemnej atmosferze praca mijała bardzo szybko. Nawet nie spostrzegli, gdy wybiła godzina nadejścia królowej. Na szczęście wszystko było już wtedy gotowe. Jak zawsze zdążyli na ostatnią chwilę.
Gdy ostatnie rusztowanie zostało usunięte, rozpoczęły się przygotowania na wielki bal. W całym pałacu czuć było piękne zapachy przygotowywanych przez znikające koty potraw. Dwanaście różnych dań zostało starannie ułożonych na długim, przykrytym obrusem stole. Na środku, pomiędzy nimi, ułożono talerz z wielkim stosem białych opłatków.
Nagle w całym królestwie usłyszeć można było donośny dźwięk gongu. Z najdalszych krańców państwa zaczęli nadbiegać uśmiechnięci, szczęśliwi obywatele. Powstała ogromna wrzawa, każdy próbował dostać się jak najbliżej królowej, która dziś miała być tak ciepła i dobroduszna jak nigdy. W końcu na święta wszyscy się zmieniają.
Przepraszam, ale nigdy nie byłam dobra w ustawianiu tutaj akapitów...
Zakładki