Ciepła, sierpniowa noc. Deszczyk lekko stuka o szybę która, zresztą, już niejedno widziała. Blask ulicznej latarni oświetla mały, biały pokój. Cztery łóżka, czterech facetów - tak się mieszka w Holandii. Mieszkanko dość obskurne, typowe jak na ludzi którzy przyjechali do tego kraju tylko aby zarobić trochę grosza. Rano do pracy - w głowach przelatują myśli.
- Panowie - zaczyna Adam. Dziś ostatni dzień w tej dziurze. Dobrze, że jutro wracamy! Słuchajcie, trzeba wziąć ze sobą małe co nieco na powrót do Polski.
- W sumie spoko, można coś narządzić. - Odparł Tomek.
Dzień jak każdy inny dzień. Pogoda często się zmienia ale aktualnie jest dość ciepło. Adam wychodzi z alejki, wsiada na rower i jedzie dróżką rowerową do istnej mekki, do Coffika. Po drodze mija niezliczone ilości kwiatów, krzewów, pięknych ławek. Pod względem wypoczynkowym, Holandia ma się czym pochwalić. Po jakichś dziesięciu minutach Adam jest już przy Coffiku. Mały, zielony sklepik w którym ukryte są same skarby. Już zza szyby widać masę bongosów, lufek, fajek. Już przed sklepem słychać radosne, głośne rozmowy Polaków, co jest w sumie normą w tym kraju.
- Five grams of haszysz - powiedział do sprzedawcy.
- Widać że Polak. Ziomuś, więc troszkę haszyszu chcesz?
- No tak, tak, jakiegoś dobrego. - Odparł zdziwiony Adam.
- Dobra, coś się znajdzie.
Sprzedawca zajrzał do średniej wielkości gablotki. Po jej otwarciu można było zauważyć masę różnych pudełek. Otworzył jedne z nich, pogrzebał i wyjął ładną tabliczkę haszyszu. Rozpakował, pociął, zważył.
- Proszę bardzo.
- Dzięki.
Koszulki, spodnie, bluzy, skarpety... Tyle jeszcze rzeczy do spakowania - pomyślał Adam. Powoli zaczął przetrząsać wszystkie szafy w poszukiwaniu swoich rzeczy. W końcu dziś wracał, po trzech miesiącach, do domu. Po dwóch godzinach słychać czułe pożegnania, trzask drzwi i pisk opon. Odjechał. Na autobus miał około dwie godziny drogi więc przy rozmowie zleciało bardzo szybko. Na miejscu pożegnał się z kolegą który go odwiózł, i poszedł w stronę kasy.
- Hello - zagadał nieśmiało, lecz zaraz na jego ustach pojawił się uśmiech ponieważ urodziwa kasjerka miała plakietkę z napisem "Poland".
- Znaczy się witam - kasjerka tylko się uśmiechnęła.
- Co potrzeba?
- Bilet do Warszawy w jedną stronę.
- Ah, dużo was takich mamy. Dowód osobisty poproszę.
Popisała, pogadała, w końcu wydała bilet i kazała czekać na autobus.
Adam udał się do toalety. Zamknął się w kabinie, rozpiął plecak i wyjął pięciogramowy kawałek haszyszu. Owinął go w sreberko, uprzednio zgniatając w malutką kuleczkę. Przecież obiecał swoim znajomym trochę "smakołyków". Nagle rozległ się dźwięk - "Bus relacji Amsterdam - Warszawa gotowy do odjazdu".
- Kurwa!
Tylko tyle mógł powiedzieć. Szybko zwinął swoje rzeczy, kulkę trzymał w dłoni i pobiegł na autobus. Zdążył. Pokazał bilet, znalazł miejsce obok jakiejś brzydkiej kobiety, założył słuchawki i zasnął.
Obudziły go jakieś stukanie, szuranie. Otworzył oczy i oniemiał. Przy drzwiach obok kierowcy pojawili się policjanci. Dwóch wielkich, przypakowanych policjantów, którzy chodzili od człowieka do człowieka i pytali o coś.
- Co teraz, co teraz, co robić?!. - Odparł Adam spoglądając na ukrytą w ręku kulkę. Było jedno wyjście, zjeść ją. Szybko rozwinął sreberko, wsadził bo buzi kulkę z pięciu gramów i zaczął łapczywie zapijać. Koleżanka obok wydawała się dość zaskoczona.
- Nie mogę przełknąć. Kurwa! - wypluł kulkę i zaczął ją łamać na mniejsze części. Policjanci byli trzy miejsca przed nim gdy udało mu się zjeść wszystko. Popił wodą i szybko zjadł kilka mentosów.
- Dzień dobry, dowód osobisty poproszę. - Powiedział policjant do Adama.
- Proszę bardzo. - Wycedził Adam przez zęby. Ku jemu zaskoczeniu to był koniec oględzin, policjanci coś spisali i poszli sobie dalej.
- Kurwa, straciłem kulkę. - Myśli kłębiły się w jego głowie.
Po chwili jego autokar ruszył, a sam Adam zasnął.
Obudził się po paru godzinach. Otworzył oczy i bum! Wszystko było takie dziwne, muzyka była bardzo wyrazista, chciało mu się jeść. Cały świat był fajniejszy, luźniejszy, ciekawszy. Każdy szczegół wydawał się ciekawy. Tysiąc myśli na godzinę - to jest właśnie stan po zjedzeniu kuleczki. Adam zaczął dzwonić do ludzi, ale po paru osobach znudziło mu się, wrócił do autokaru i zasnął. Ciągle był ućpany, myślał innymi schematami - tymi lepszymi.
Faza zeszła mu po paru bardzo ładnych godzinach. Adam w rozmowach z kolegami twierdzi że była to największa "faza" w jego życiu i wbrew pozorom, była mocna, za mocna. Jak sam mówi, najbardziej szkoda tej kuleczki która mogłaby być lepiej spożytkowana w gronie znajomych. Co się stało to się nie odstanie - prawda?
PS. Historia oparta na faktach. Nie ja jestem głównym bohaterem ale znam tą historię doskonale i jest ona jak najbardziej prawdziwa.
Jeżeli spodobało się to mogę napisać inną historię w podobnym klimacie.
Zakładki