Skierował swe kroki w stronę dzielnicy magów , w ręku trzymał zwinięty świstek papieru – to lista zakupów które miał zrobić , obiecał sobie że tym razem się nie pomyli . Gwarancją tego braku ewentualnej pomyłki była posiniaczona twarz - tłumaczył sobie że to jego wina – w końcu jak powiedział Pan – tylko głupiec nie odróżnia wywaru z krabów od wody ziemnej.
Ale przecież takie wypadki się zdarzają -wyszeptał Jan , -każdemu może się pomylić .
Westchnął , przyśpieszył kroku i zakrył się mocniej płaszczem , pogoda jak na tą porę roku była wyjątkowo dziwna...
140 Lat później...
Więc mówicie że ten człowiek został znaleziony na ulicy w tym stanie? - W białym laboratorium to pytanie zagrzmiało jak próba podważenia czyichś kompetencji , czuł że ma na sobie wszystkie spojrzenia , cóż , powiedziało się A to musi się powiedzieć B...Usiadł , rozmasował palcami skronie , glowa bolała go od momentu którego wszedł do tego zatęchlonego laboratorium , nigdy nie rozumiał idei żeby tu "nie wietrzyć" – braki tlenu i regularne podduszanie pozwalały widocznie reszcie naukowców i ich mózgom umierać swobodnie(choć sami się zakrywali innymi powodami nie wietrzenia i spadku koordynacji) – on jednak nie mógł sobie na to pozwolić , nie jego mózg.
Uśmiechnął się , cóż za ironia , był od nich wszystkich dużo starszy a jednak jego sprawność wciąż biła młodzików na głowę westchnął , pomyślał że za "jego czasów..."
Wyprostował się i próbował policzyć ile właściwie ma lat ale stracił rachubę po 50tce , przecież sam sobie wmawiał że nie ważny jest wiek tylko ważna jest sprawność , no i te zastrzyki o których nikomu przecież nie mówił ...
-To co z tym plebsem?
-Jakim Plebsem Panie profesorze?
Wrócił myślami natychmiast na dobre tory, to jeden z młodzików zadał kolejne głupkowate pytanie , dlaczego tu musi być tak duszno?
-No przecież mówiliście że znaleźliście go na wysypisku śmieci , przecież na wysypiskach nie żyją BOGACZE prawda Panie ... - Próbował odczytać plakietkę , jednakże wzrok go zawodził , jakby chciał się zemścić za te wszystkie niepoliczone lata
-Nieważne , w każdym razie plebs...
-Ale Panie Profesorze , wcześniej była tam bogata dzielnica
-Wszyscy kiedyś skończymy na śmietniku – rzucił żart , licząc że ktoś podłapie
-Śmietniku ? Ale ja jestem Katolikiem Panie profesorze ja skończe na cmentarzuzu... przepraszam Panie profesorze ale czy Pan się źle czuje? Jest Pan cały blady...
-Historii idioto ! HISTORII ŚMIETNIKU , - ból głowy go dobijał ,- czuje? Czuje? Ja ... to tylko moja głowa... czy możecie otworzyć proszę okno? ....ja czuje....
Osunął się na ziemie , dalej widział tylko jasność i biegające mu w koło głowy jak slogan słowo "śmietnik"
Pewno będą z niego szydzić , że już stary to się nie nadaje , że nie nowoczesny bo pamięta jeszcze nagrywanie na taśmach .
Na pewno powiedzą że trzeba go wymienić , bo nie przystosowany , bo nie lubi tych wszystkich nośników danych i generalnie widzą go jako jeden wielki relikt przeszłości , tak jak te rzeczy które przecież tak często bada...
~*~
Jan szedł coraz szybciej , czuł że jeżeli się spóźni znów będzie musiał przyjąć na siebie karę nieposłuszeństwa .
Dokąd? - Ten głos wybudził go z letargu , spojrzał w zaułek , pomimo tego że postać miała na sobię szatę z kapturem udało mu się rozpoznać że to starzec...
Pokaż znak! - Jan wyciągnął z kieszeni metalowy krążek na którym były zaznaczone insygnia domu który sobą reprezentował , biały łabędź na tle księżyca , taki sam jak wytatuowany na jego ramieniu
Spodziewał się tej kontroli , chcąc wejść do dzielnicy magów trzeba było mieć specjalne zezwolenie w formie znaku który reprezentował dany dom , oczywiście nie każdy dom mógł sobie pozwolić na taką wizytę , trzeba było wykazać że jest się godnym zaufania , najczęsciej to zaufanie objawiało się workiem pełnym pieniędzy wysłanym gdzie trzeba.
Jan nigdy nie wnikał w jaki sposób odbywa się ten cały proceder i czemu nikt nigdy nie sprawdza autentyczności tych znaków , może to magia? - przeszło mu przez myśl , eee tam , nigdy nie wierzył w takie bzdury , pomimo że jego Pan często starał mu się udowodnić innaczej , zazwyczaj siłą.
Jan spojrzał na starca , ten przyglądał się łabędziowi z wyrazem znużenia
-No dobra , przechodź , tylko bez numerów , ostatnio mamy tu trochę kłopotów...
-Kłopotów ? Może mógłbym w czymś pomóc? - Palnął od niechcenia , napewno te całe "czarodzieje" mają problem z szczurami , przecież nie zniżyli by się do wykonywania prostych czynności , jak to mówiło stare przysłowie "szlachta gównem się nie brudzi"
-Ty ? Pomóc , znasz swoje miejsce sługo , spierdalaj zanim się rozmyślę i zamknę bramę.
Bramę ? Jan rozejrzał się wokół , widział tylko wokół siebie ciemny zaułek , trochę cegieł porośniętych było jasnym mchem ale nie należało to nijak to czegoś co można by nazwać "bramą" , albo chociaż jej fragmentem.
Wzruszył ramionami , obejrzał jeszcze raz pośpiesznie starca i pognał przed siebię , nie może być przecież spóźniony , i co to miało być ? Proszek z salamandry , proszek z salamandry , ale czy na pewno ?...mistrz go zabije
Tymczasem ten daleki był myślami od zabijania , wysłał tego idiotę tak właściwie tylko po to aby odgonić od siebie jego istotę , teraz potrzebował spokoju , w końcu nie na codzień paktuje się z diabłem....
Nie wiedział jednakże że ten był dziś w wyjątkowo złym humorze , w tym przypadku "zły humor" oznaczał dla mistrza bardzo duże kłopoty i fakt wezwania rogacza , będzie jego "ostatnim"czynem na tym padole...
Ale o tym przekona się boleśnie dopiero później....
Jan Pędził przed siebie , minął już czerwoną kapliczkę z zielonym krzyżem , znak że wkroczył na tereny magów którzy zajmowali się zielarstwem, wyczuł nosem zapach rumianku - rozpoznał że jest niedaleko lecznicy , pomyślał chwilę o ciepłym wywarze z roślin , w ten chłodny dzień jak dziś przydało by się coś rozgrzewającego , jeszcze do tego trochę wódki , nogi wyciągnąć przed kominek i liczyć na to że mistrz obędzie się bez jego usług przez cały dzień.
Zobaczył przed sobą ciemne zdobione złotem drzwi , tak , to tu .
Sklep jak to sklep , lada , półki pozapychane butelkami wszelkiej maści i rozmiaru , trochę papierów rzuconych w kącie , za ladą małe oświetlone pomieszczenie , Jan wiedział jednak że to tylko pozory i że to tam właśnie odbywa się cały "handel" – jednakże wstęp do tego miejsca mieli wyłącznie "wybrani" , tak jak jego mistrz który opowiedział mu raz o tym miejscu gdy był w lepszym humorze...
Wszedł do środka nie pukając , od kiedy ostatnio tu był nie wiele się zmieniło – zresztą w dwie doby nie dokonuje się wielkich zmian w sklepie , pomimo że w świecie magów są skłonności do nagłych zmian kierunku , albo stanu skupienia .
Uśmiechnąl się wyobrażając sobię jednego z zakapturzonych pływających jak obłok pary.
-Co za wredny chuj- odezwał się gruby głos z zaplecza – przychodzi tu o takiej porze.
Poczuł po plecach przechodzi go dreszcz , miał nadzieję że to nie chodzi o niego , chociaż w tym przypadku nadzieja aktualnie znajdowała się gdzie indziej ...
Nagle z zaplecza żwawym krokiem wyszedł wielki (chociaż to trochę mało powiedziane) Troll , cały zielony z czerwoną krostą na dużym nosie , włosy lekko przycięte na "jeżyka" – należał do młodych Troli jak sam o sobie mówił – chociaż wszyscy znali go od "Dawien dawna" a w karczmie nie raz był obiektem opowieści , lub też żartów – o ile ON sam był nieobecny.
Najczęsciej te żarty tyczyły się jego imienia , w końcu nie zdarza się często by Trol miał na imię Marianek...
Jan zaniemówił , scena była o tyle groteskowa że bał się że jeżeli coś powie to wybuchnie śmiechem , przypomniał mu się ostatni dowcip w karczmie na temat Marianka i jego Długiego... nosa
-Czego chcesz kurwo?- zachuczał Marianek – Wysłałem do Twojego Pana list że jak chce konkrety to ma przyjśc do mnie osobiście a nie wysyłać popychadło.
Odczekał chwilę , wiedział że należy dać trolowi czas , znał go na tyle długo że rozumiał że aktualnie "Marianek" znajduje się w stanie wyjątkowego wkurwienia i nie ma z nim co zadzierać , krzywdy co prawda nie zrobi ale się obruszy i nici będą z zakupów , a proszek z salamandry to nie jest takie "hop siup"
-Mój Pan przysłał mnie tym razem po coś "zwyczajnego" , poproszę...- zachłystnął się i odkaszlnął , zielony jakby tylko czekał na ten moment
-Prosi to sie świnia – rzucił ironicznie – jak leży w bagnie i się tarza to się prosi , mów czego chcesz i poszedł WON , NIE WIDZISZ ŻE DZIŚ NIE JESTEM W HUMORZE?
Aż poczuł na sobie ślinę sprzedawcy , ten wybuch agresji mógł być spowodowany pewnym faktem - znał trola na tyle dobrze że wiedział iż przyczyna może być tylko jedna...
Należy tutaj wspomnieć że dzielnica Magów zachowywała dużą odrębność od ogólnie przyjętego prawa , szefem miasta oficjalnie oczywiście był "Władca" jednakże wszystkie konflikty rozgrywano na arenie lokalnej , w tym świecie "Panem" był Główny Mag a sprawiedliwość wyznaczano prawem ( najczęściej było to prawo silniejszej prawej ręki....)
Oczywiście Władca jak długo pospulstwo i wszelkie plugastwo wraz z tym ich całym "inwentarzem" siedziało w dzielnicy magów i nie wypełzało nigdzie - tak długo przyzwalał na taki obrót spraw , zresztą nie było tajemnicą dla nikogo że wraz z Magiem często piją gorzałe ...
Wyjątkiem od tej "samowolki" były podatki wódka wódką ale przychody muszą się zgadzać i tak długo jak Pan miasta widział w tym miejscu sposób na wzbogacenie skarbca (nie tylko miasta , ale także swojego) tak długo wysyłał osobistość powszechnie znaną i znielubioną- Dozorcę podatkowego.
Ów delikwent nie raz popsuł komuś dzień swoimi wyliczeniami , jego rola sprowadzała się do wiedzy "kto , ile , i kiedy musi zapłacić".
Dozorca podatkowy wykazywał się niezwykła wręcz gorliwością graniczącą z napastowaniem w związku z ściągalnością podatków , była to jedyna osoba która nie podlegała absolutnie żadnej regule i żadnemu prawu , większość ludzi twierdziła że jest on postacią zaczarowaną magicznie gdy,ż wykazywał niebywałą odporność na wszelkiego rodzaju przekupstwa , groźby , zastraszenia , próby pobicia czy też błagania.
Oczywiście większość tych prób spełzała na niczym gdyż od pewnego czasu Dozorca dysponował własną armią która na dowolne jego wezwanie mogła zniszczyć zarówno jak i sklep tak i właściciela.
Najczęsciej jednak wymierzanie przez niego kary kończyło się na zarekwirowaniu "towaru" w sumie równej dziesięciokrotności podatku za cały miesiąc – później owy towar trafiał jakby mogło się wydawać w pewnego rodzaju "magiczny" sposób z powrotem na rynek magów i tak "pieniądz" pozostawał w obiegu , dług ściągnięty , właściciel zastraszony a władca Zadowolony faktem że rachunki zgadzają się , a przed liczbą "przychodów" pojawia się nieodmiennie plus.
Wracając jednak do Jana...
-Proszek z salamandry , 10 uncji odmierzone piórem- Wydukał z siebie jak z maszyny
-10? Twój mistrz zamierza się kąpać czy coś? Mam nadzieje tylko że nie zjesz tego po drodzę , masz 10 uncji i spieprzaj , powiedz mistrzowi że rozliczę się z nim pod koniec tygodnia , i że będe potrzebował pieniędzy na następny miesiąc , powiedz że przyszedł do mnie towar "ekstra" , TYLKO NIKOMU SIĘ NIE WYPAPLAJ , BO CIĘ ZAJEBIE! - Jan był już u drzwi kiedy Marianek zaczął się wydzierać , wiedział że następne co się stanie to rzucanie przez trola przedmiotów po sklepie , zawsze to robił kiedy był wściekły .
Wyszedł na ulicę i zaciągnął się powietrzem , zapach rumianku gdzieś się ulotnił , przeliczył pieniądze w kieszeni i sprawdził godzinę , stwierdził że ma jeszcze trochę czasu i poszedł w kierunku gospody ...
Kolejna część : 12.05
Spróbował otworzyć oczy , stwierdził że przestała go boleć głowa , rozchylił lekko powieki i zaczął rozglądać się po pomieszczeniu , w pewnym momencie usłyszał znajome mu pikanie , ah tak – czyli jest w szpitalu podłączony do respiratora , ale dlaczego ktoś musi pomóc mu oddychać?
Otworzył szerzej oczy i zaczął się rozglądać , jego doświadczenie badacza wzięło nad nim góre , więc to jest szpitalna sala – cóż , brak krzesła tłumaczy że jest na oddziale ciężkim , tutaj nie przewiduje się żadnego rodzaju odwiedzin .
Wielka szyba naprzeciwko jego łóżka , znaczy że jest jeszcze na oddziale obserwacyjnym , jego stan musi być ciężki skoro obserwują go całą dobę.
Spróbował podnieść się i usiąść, jednakże jego ręce odmówiły mu posłuszeństwa , eh , gdzie te czasy gdy robił przysiady i pompki.
Nagle usłyszał kolejny dźwięk , wiedział co to za maszyna , częściowo sam był jej autorem , studenci nazywali je przewrotnie"móżgowysysacz" chociaż tak na prawdę była to maszyna która tłumaczyła impulsy mózgowe ( i jego język ) na język typowo ludzki...
To było odkrycie na miarę jego życia – każdy frajer umiał złapać impulsy mózgowe ale przetłumaczyć je i zdefiniować – to było zadanie dla kogoś , dla kogo nauka nie miała żadnych tajemnic , tym kimś oczywiście był on...
Ktoś wszedł do pomieszczenia , kątem oka zauważył otwierające się drzwi , cóż , brak śluzy powietrznej i fakt że ów delikwent był tylko w szlafroku znaczy że jego choroba nie ma nic wspólnego z bakteriami .
Był dumny z swojej drogi dedukcji.
-A więc Panie...
-Pozostańmy przy "Panu" – odezwał się dziwny głos z maszyny , to był wysysacz , jego mechaniczny głos przekazywał myśli , oczywiście nie wszystkie – część można było ukrywać , zresztą jako autor owego urządzenia wiedział jak należy z nim postępować i gdzie leży "haczyk"
-Dobrze Proszę Pana , pozwolę sobie stwierdzić – Odezwał się znów delikwent- że zauważył Pan już że znajduje się w szpitalu na sali oddziału intensywnej terapii , doznał Pan urazu mózgu związanego z głębokim niedotlenieniem , niestety upadł Pan na tyle niefortunnie że połamał pan sobie kilka żeber aczkolwiek szybko to naprawiliśmy , dzisiejsza nauka jak Pan doskonale wie nie ma problemów z naprawianiem czy wymienianiem kości.
-Niech Pan nie pierdoli głupot tylko powie co mi dolega – spokojny głos z maszyny wcale nie oddawał jego emocji , a był bardzo zdenerwowany faktem że tłumaczy mu się jak małemu dziecku mimo że byl wybitnym specjalistą – Przeciez wiem jak działa medycyna , gdyby Pan zechciał zauważyć jestem autorem tej maszyny która właśnie do Ciebie przemawia – pozwolił sobie na przejście "per ty" stwierdził że o ile "młodzik" go nie szanuje nie ma mu co "Panować"
-Niech Pan się nie denerwuje , oczywiście że wiem że jest Pan Autorem tej maszyny , piszą o tym fakcie w książkach .
A więc młody musiał o nim słyszeć , i wiedzieć że "stary" jest wrażliwy na punkcie swojego wieku , delikwent go wyczuł i wiedział że nie należy wspominać iż owe książki to najczęściej podręczniki od historii .
W związku z faktem iż wiedzy przybywało a podręczniki się rozrastały był gdzieś w połowie owych tomiszczy które musiał znać każdy student , nieważne czy medycyny - czy Prawa.
-Mógłbyś się młodzieńcze przedstawić jak rozmawiasz z starszym...
-Pan wybaczy , moje nazwisko Nevile , ale mówią na mnie po prostu "Ned " pochodzę z małego miasteczka niedaleko stąd , pewno Pan nie słyszał , zresztą nieważne , nie to jest istotą naszego spotkania. Otóż w związku z niedotlenieniem mózgu puściło łączenie nerwowe , nie potrafimy określić dlaczego , zazwyczaj w takich przypadkach leczymy to podaniem większej ilości tlenu i następnego dnia puszczamy do domu , z Panem jednak stało się coś zupełnie wyjątkowego .
-Może to w związku z upadkiem? - Przerwał mu.
-Nie , sprawdziliśmy , rdzeń nerwowy jest cały , wygląda to tak jakby ktoś ... jak to się mówi "wyciągnął wtyczkę z kontaktu" ... przepraszam za kolokwializmy , przecież Panu nie musze jak to sam Pan ujął "Pierdolić"
Na co ten cały Ned sobie pozwala ? Używanie przekleństw w obecności przełożonego ? Po skończeniu terapii będzie musial się skontaktować z kim trzeba i wywali tego całego "doktorka" tam gdzie z powrotem nauczy się dobrych manier .
Chciał mu o tym powiedzieć ale przemyślał swoją pozycję ,leży właściwie odcięty od ciała i zdany jest na łaskę lekarzy tutaj ,odczeka jak sytuacja się wyklaruje , szacunek szacunkiem ale postanowił trzymać język za zembami niż narazić się jakiemuś idiocie który potem będzie sie mścił , jak to mówi stare przysłowie " nie zadzieraj z lwem jeżeli nie potrafisz się obronić.
-W każdym razie , nie ma co się śpieszyć z werdyktem , zakładamy że prędko Pan z tąd nie wyjdzie , rozważamy co prawda kilka opcji ale nie ma nic pewnego.
-Jacy "my" – pomyślał że mógł dopracować tonacje głosu maszyny gdy nad nią pracował , jej bezduszność i brak emocjonalnego wydźwięku w tym momencie bardzo by mu się przydała , ot żeby zrównać młodego z błotem .
-Ja jako przewodniczący oraz lekarze mi podlegający , będziemy nad Panem ... Pracować , w każdym razie spotkamy sie jeszcze , to jako jedyne na teraz mogę Panu zapewnić.
-To zajebiście – Tej myśli nie potrafił zachować tylko dla siebie , spojrzał na Nevila , ten jakby nie usłyszał jego uwagi.
-To Ja już pójde , zostawiam Pana samego , w razie co proszę krzyczeć ... o , przepraszam , myśleć – spojrzał jeszcze na pacjenta wzruszył ramionami i zabierając stołek ruszył w stronę drzwi , u ich progu odwrócił się i zapytał głośno.
-Czy kogoś powiadomić w razie... odejścia?
-Nie , zresztą , nigdzie nie mam zamiaru "odchodzić" młodzieńcze .
-Skoro tak Pan twierdzi- młody obrócił się z powrotem i wyszedł zmęczonym krokiem , wydawało by się że znużył się po prostu rozmową choć tak na prawdę również chował w swojej głowie różne propozycję.
Przeszedł do sali z wielkim lustrem i usiadł przed monitorami , a więc to jest ten sławny "starzec" o którym tak uczyli w szkole , wielki wynalazca , zdobywca wielu prestiżowych nagród , cóż za ironia że leży teraz zupełnie zdany na łaskę Neda .
On Ned też nie był 'byle kim' , dobra szkoła i wyniki szybko doprowadziły go do pozycji lekarza głównego , chociaż własciwie nigdy nie traktowano go poważnie - teraz dano mu do opieki ważną "szychę" , czyżby neutralność młodzieńca miała być pewnego rodzaju gwarancją?
Oparł się o krzesło , właściwie jeśli starzec umrze zaraz zacznie się dochodzenie , kto ? Jak ? Czemu ? Kto musi odpowiadać a kto ma oberwać za bycie przełożonym , kogo oskarżyć i kogo obwinić , taki obrot spraw mógł się przyczynić do spadku zaufania wśród ludzi zarówno jak i do osoby tak i do danego instytutu.
A Nevile był zupełnie neutralny , w razie wypadku swobodnie mógł zostać kozłem ofiarnym na którego zrzuci się całą winę i odpowiedzialność za taki obrót spraw ,oczyma wyobraźni widział nagłówki gazet"Samowolka doprowadza do tragedi"
Jednakże wiedział o ryzyku , przy przyjmowaniu tego przyadku jego przełożony nakreślił mu że w razie niepowodzenia on sam przekreśla wszelkiego rodzaju znajomości i sam podaje do gazet informacje jakoby Ned sam wystosował prośbe o przyjęcie przypadku – a wręcz ubłagał go powołując się na to że ma "znajomości".
Tymczasem mistrz w dalszym ciągu dążył do zguby , jego myśli aktualnie zajęte "nowym" projektem zaprzątneła nowa myśl , był to strach o Jana
Właściwie nie nakreślił mu jakiś konkretnych planów co do godziny powrotu , nie lubił jednak jak Jan szwędał się po mieście bez celu.
Siedział aktualnie w swojej prywatnej komnacie , w okiennicach było widać księżyc którego światło padało na wyrysowany kredą na ziemii Pentagram.
Uśmiechnął się , był zadowolony z tego jakimi środkami udało mu się dojść tak daleko...
Ale gdzie zagubiła się ta cholera? Pewno łazi gdzieś po mieście i rozpowiada o tym , co miał zachować w tajemnicy dla siebie .
Za dużo mu mówi , zawsze to twierdził ...
Ile to już będzie lat jak karmi tego pasożyta?
Policzył szybko , to będzie jakieś 28 wiosen jeżeli się nie myli , cóż, czas leci bardzo szybko.
Mimo upływu czasu pamięta to jak dziś , wtedy jako młody pretendujący (i nieświadomy) czarownik (łamane na czarnoksiężnik) pracował nad swoim pierwszym projektem.
Mieszkał w zatęchlonej piwnicy , nie to co teraz – po jakimś czasie dorobił się całkiem niezłej kamienicy w środku miasta – był szanowaną postacią , zarówno przez swoje znajomości jak i umiejętności którymi umiał się posługiwać.
Tworzył wtedy akurat pierwszy wywar gdy ktoś zapukał , to był niski młodzieniec trzymający w ręku list...
-CZEGO ? - (tu należy wytłumaczyć że mistrz był niemiły zawsze , i w tej kwestii mimo upływu prawie 30 lat nic się nie zmieniło)
-ja ...- Wyszeptał obiekt
-CO ja ? Co ja ? Jaja chyba , nie kupuje!. - wyryczał.
-list - kolejny szept.
-Dawaj to siermięgo i właź do środka , tylko mi wody nie nanieś bo zabije jak psa!
Przyjrzał mu się , młodzieniec był ubrany tylko w szarfę z kapturem jaką noszą pretendując do bycia czarodziejami , czyżby przybył do niego na praktyki ? nawet jeśli to musi go odesłać z kwitkiem , teraz nie ma zupełnie czasu!.
Otworzył List..
~Drogi W.~
Zapewne zastanawiasz się co robi ten jak ty to nazwałeś "siermięga"...
Tak , wiem co teraz następuje , nie musisz robić tej swojej zdziwionej miny .
Do rzeczy jednak .
Piszę do Ciebie z pewną prośbą , otóż potrzebuje by ktoś zaopiekował się owym delikwentem , ja sam jestem bardzo , jakby to... zajęty a ty możesz na tym bardzo dużo zyskać.
Umowa jest prosta , ty zapewniasz młodemu wikt i opieunek a ja za to nagradzam Cię dobrym zdrowiem i życiem.
Zapewne masz dużo pytań , ja jednak nie mam ani chwili czasu aby na nie odpowiadać.
Porozmawiamy gdy spotkamy się ponownie.
Rogacz.
Co to za rogacz? Właściwie to chciał podrzeć ten list ale zastanowił się chwilę , postanowił że nawet jeśli to żart warto skorzystać z okazji , zdecydował się zobaczyć jak rozwinie się akcja.
- Ty , tam , powiedz mi czy pamiętasz kto cię tu przysłał?
Delikwent jakby się ożywił , stał teraz przy kominku zapatrzony w ogień.
-Niestety Panie , pierwsze wspomnienie jakie posiadam to pukanie do Pańskich drzwi...
-Oh , więc jednak umiesz mówić?
-Nie wiem Panie , wszystko to samo jakoś tak przychodzi...
-Przyszedłeś to do mnie TY , powiedz prawdę kłamco , to jakiś głupkowaty żart Twoich kolegów z studiów ? A może ten cały "profesor Buchy" chce się na mnie zemścić za wypadek w laboratorium? Powiedz że nie zapłacę za szkody choćby przyszedł tu z całym wojskiem
Chwycił młodego za szatę i wypchnął go za drzwi.
- I ŻEBYM CIĘ TU WIĘCEJ NIE WIDZIAŁ!
Trzasnął drzwiami , usiadł na krześle i kontynuował warzenie eliksiru.
Teraz trzeba by dodać 2 cebule , zobaczył je przed sobą na stojącej w oddali szafie , przydałby mu się pomo...
Podbiegł do drzwi , stwierdziłże tak właściwie to niczego nie traci , pewno idiota założył się o coś z kolegami i teraz tu stoi.
Otworzył szybko drzwi , zobaczył że przestało padać a klient jakby tylko czekał na to aż się otworzą.
-Ty , tam , jak Tobię na imię?
-Ja ... nie mam imienia.
-Nieważne , znasz się na podstawach eliksirów ? Głupie pytanie , przecież widzę że jesteś studentem , właź do środka , pomożesz mi.
-Ja ... Jak rozkażesz mój Panie.
-Po pierwsze mistrzu , a po drugie się nie jąkaj , ciągle tylko to "ja , ja , ja" zacinasz się jak mój stryj Jan, o! Jest i imię dla delikwenta , od dziś nazywasz się Jan , rozumiesz?
-Ja...
Nie wytrzymał , wziął do ręki dużą drewnianą łyżkę i palnął Jana z dużą siłą w głowę.
-Zająknij się jeszcze raz a wystawie cię znowu przed drzwi , przysięgam!
Jan już się nigdy więcej nie jąkał...
Następny czapter : 16.05
Zakładki