Pierwsze opko od dłuższego czasu. Sorki dla tych co się zawiodą. Cierpię na niemoc twórczą. Mile widziane pociski, byle konstruktywne. Przeczytałoś, a nie wiesz jak skomentować i już spadasz? Patrz do przyklejonych, leniu.
*******
Dźwięk sms’a nagle wyrywa Sophie ze snu. Podnosi się na kanapie lekko unosząc powieki. Uderza ją przebłysk światła wydostający się spod drzwi do kuchni. Jęczy boleśnie, po czym pada na plecy. Chowa się pod koc i zatyka uszy, bowiem tykanie ściennego zegara przypomina podkład do marsza żałobnego. Ze wszystkich sił zatyka powieki, choć wie, że już nie zaśnie. Wzdycha ciężko i z trudem wstaje. Zataczając się zmierza w półmroku w stronę barku. Upada na szklaną ławę zawaloną pustymi butelkami po whisky i tequili i niemal mdleje na dźwięk tłuczonego szkła. W końcu dociera do celu. Otwiera wieko.
- Kurwa mać! – klnie, gdy napotyka dłonią same drewniane ścianki. Nie mogąc uwierzyć w pusty barek, zapala znienawidzone światło. Gdy odzyskuje ostrość widzenia, klnie znów i wyżywa się, rzucając jedną z butelek w zegar. Wskazówki zatrzymują się na drugiej trzydzieści sześć. Sophie rusza na korytarz, by wyjąć z torebki portfel. Okazuje się, że poszedł w ślady barku i też jest pusty.
- Pierdolę. Zapłacę kulką… – mruczy pod nosem, po czym wyciąga z szuflady gnata i chowa za pazuchą.
*******
*******
Schował się za drzewem i wyczekuje, co chwilę ocierając dłonią tłustą, spoconą twarz. Ubrany tylko w prochowiec drży z zimna i emocji. Słabe światła latarni mu sprzyjają. Mijany przez przechodniów, niezauważany przez nikogo, czeka na moment, w którym będzie mógł zaspokoić swoje żądze. W końcu w oddali dostrzega zgrabną kobiecą sylwetkę. Serce niemal wyskakuje mu znad wielkiego, piwnego brzuszyska. Wychodzi zza drzewa i idzie w jej stronę. Zauważa go i przystaje. Dzieli ich kilkanaście metrów, a ona stoi dokładnie pośrodku długiego parku. Tknięta złym przeczuciem zawraca.
- Przepraszam panią! Nie widziała pani mojego psa? – zagaduje przyjaznym barytonem.
- Nie, przykro mi. – odpowiada nie zatrzymując się.
- Proszę się zatrzymać! – woła mniej przyjaznym tonem, więc ona zaczyna uciekać, wzywając pomocy. Zdenerwowany bez trudu ją dogania. Łapie ją za włosy i przydusza.
- Ratunku!!! – krzyczy rozpaczliwie, na co on zatyka jej usta i ciągnie w krzaki. Gryzie go w rękę, w odwecie dostaje pięścią w twarz. Upada na ziemię. Rozpina jej kurtkę, rozrywa bluzkę i szarpie za stanik. Ramiączka pękają i oczom napastnika ukazują się nagie, jędrne piersi. Jedną mocno ściska i miętosi, drugą ssie i przygryza. - Puść mnie, proszę! – szlocha błagalnie ich właścicielka, lecz napastnik śmieje się cynicznie i jednym ruchem zrywa z niej majtki. Uderza go pięściami na oślep, drapie po twarzy i próbuje wepchnąć mu palec w oko. Drugi raz uderza ją w twarz i rozpina swój prochowiec. Obolała znów podejmuje walkę, więc jedną ręką przytrzymuje jej nadgarstki nad głową, drugą zatyka usta i zwala się na nią swoim ciężkim cielskiem. Jego nogi wdzierają się między jej i bezceremonialnie je rozszerzają.
- Nikt ci nie pomoże dziwko – charczy, słysząc jęki kobiety. Wbija się w nią gwałtownie swoim penisem i miarowo ją posuwa, sapiąc przy tym głośno.
- Och, tak… - dyszy. - Ale cię wypierdolę… Lubisz to. Och… Nie myśl, że szybko skończę – cedzi i zaczyna brutalniej penetrować jej pochwę. Zapłakana i bezsilna zamyka oczy, stękając boleśnie przy każdym uderzeniu w łechtaczkę.
*******
*******
Sophie schodzi z mostu do parku, wściekła, że monopolowy koło jej domu jest nieczynny i musi zapieprzać do drugiego, dwieście metrów dalej. Idzie z zaciśniętymi ustami, zniechęcona, powtarzając sobie w duchu, że jej ciało nie składa się z waty i da radę dojść na miejsce. W pewnym momencie przystaje, słysząc stłumione jęki.
- Jebane zakochańce – mruczy pod nosem, ale coś jej nie daje przejść obojętnie. Idzie w stronę źródła stęków i to co znajduje, wcale nie przypomina jej romantycznego numerku na łonie natury.
- Złaź z niej skurwielu – każe spokojnym tonem.
- Spierdalaj, bo będziesz następna – odpowiada jej niewzruszony, nie przerywając ruszania biodrami. Sophie wyciąga broń i mierzy mu w tył głowy. Strzela bez mrugnięcia okiem. Jego łepetyna okazuje się nie być w środku taka pusta, jakby się mogło wydawać. Zgwałcona kobieta wyczołguje się spod ciała gwałciciela i wpada w spazmy. Sophie bez emocji ją przytula i podnosi.
- Zapnij kurtkę. Mieszkam niedaleko, chodź – mówi łagodnie, choć jest wściekła, że tych dwoje pokrzyżowało jej plany. Kobieta upada z powrotem na kolana i wymiotuje. – Weź się w garść, chodź. - Znów ją podnosi i ruszają w drogę, przy akompaniamencie płaczu i pociągania nosem.
*******
*******
Emily, bo tak się przedstawiła zgwałcona, siedzi w wannie i szoruje swoje ciało gąbką, zawodząc przy tym głośno, podczas gdy Sophie próbuje się czegoś o niej dowiedzieć.
- Musisz mi podać adres, słyszysz? Przestań płakać, musisz być silna. – Emily jednak zdaje się jej nie słuchać, bo raz po raz kołysze się jakby dostała choroby sierocej, by po chwili z jeszcze większą agresją myć swoje ciało. Sophie kładzie jej dłoń na ramieniu, lecz ona ją strąca.
- Nie dotykaj mnie! Niech nikt mnie nie dotyka! Jestem brudna! Zawsze będę brudna! Mam męża, dzieci! Jak ja mam teraz żyć?! Jak ja im spojrzę w oczy?! Ja nie powinnam żyć! – ukrywa twarz w dłoniach.
- To nie twoja wina, wszystko będzie dobrze – odpowiada bez przekonania i wychodzi z łazienki. Nie jest psychologiem ani psychiatrą. Nie wie jak rozmawiać z ofiarami gwałtu. Właściwie powinna ją opierdzielić za to, że w środku nocy szła sama przez park, ubrana w krótką spódnicę i szpileczki. Przecież okazja czyni gwałciciela. Potrząsa głową, by wyrwać się z tych niesprawiedliwych myśli i wyciąga z kieszeni kurtki komórkę. Dzwoni do jedynej osoby, która wydaje jej się być pomocna w tej sytuacji. Wsłuchuje się w sygnały. Pierwszy, drugi, siódmy. Bez odbioru. Nie poddaje się. Dzwoni drugi raz.
- Phie, na miłość boską, wiesz która jest godzina? – słyszy głos Cristophera i dźwięk zamykanych drzwi w oddali.
- Owszem. Trzecia.
- Masz szczęście, że nie obudziłaś Sary. Znowu zarzuciłaby mi, że ją z tobą zdradzam.
- Zabawne zważywszy na to, że to twój romans z nią zakończył nasze małżeństwo – odpiera beznamiętnie.
- Czego chcesz?
- Przywieź mi GHB. I whisky. Wiem, że trzymasz w domu.
- Co ty pieprzysz? Całkiem ci odpierdoliło? – syczy przyciszonym głosem.
- Cris, weź dupę w troki i przyjeżdżaj. Wiesz, że nie żartuję. – rozłącza się i zrezygnowana opiera się o ścianę. Po chwili wyciąga z szafy jakieś ubrania i zanosi do łazienki. Emily nadal tkwi skulona w wannie, wpatrując się w martwy punkt na ścianie. Sophie siada na poręczy i przyłącza się do tej pasjonującej czynności.
*******
*******
- Fatalnie wyglądasz – mówi na powitanie Cristopher, gdy Sophie otwiera mu drzwi.
- Masz? – puszcza jego uwagę pomimo uszu. Wręcza jej reklamówkę.
- Po co ci to? – pyta właściwie nie licząc na odpowiedź. Od roku normalnie ze sobą nie rozmawiali.
- Mam w łazience zgwałconą. Dam jej tabsę, to zapomni. Flacha dla mnie – odpowiada sucho, dobrze wiedząc, że nie spodziewał się odzewu.
- Boże. Mówisz poważnie? Obejrzę ją… - zaoferował z racji, że jest ginekologiem.
- Myślisz, że da się dotknąć facetowi? – rzuca mu kpiące spojrzenie. Cris wzrusza ramionami.
- Złapią tego gnoja? – odpowiada wymijająco, pytaniem na pytanie.
- Nie. Nie złapią – uśmiecha się z zimną satysfakcją. Cristopher patrzy na nią potępiająco, domyślając się dlaczego. Sophie bez słowa pożegnania wypycha go za drzwi i wraca do łazienki z tabletką gwałtu w dłoni.
*******
*******
Dźwięk przychodzącego połączenia wyrywa Sophie ze snu. Podnosi się na łóżku, lekko unosząc powieki. Uderza ją przebłysk światła wydostający się spod drzwi do salonu. Jęczy boleśnie, po czym pada na plecy. Chowa się pod kołdrę i zatyka uszy, bowiem dźwięk telefonu przyprawia ją o palpitacje serca. W końcu zmusza się, by go odebrać. Nie otwierając oczu, po omacku szuka ręką telefonu. Mija dłuższa chwila, nim wymacuje go na szafce nocnej.
- Co? – burczy do słuchawki.
- Masz natychmiast przyjechać!
- Ale o co kaman? – jęczy zdziwiona, że Hamilton śmiał do niej zadzwonić, podczas gdy ona ma długoterminowy urlop. Gdzie poszanowanie praw pracownika?
- Ty mi powiedz! Znaleźli trupa w parku!
- No i?
- Kurwa mać, ty dobrze wiesz! Twoja kulka, z twojej jebanej spluwy! Masz nas za tępych chujów?
- W sumie… Doszliście, że to moja dopiero po dwóch dniach. Słabo, szefie.
- Masz piętnaście minut albo wylatujesz z roboty!
- Wal się, to gwałciciel.
- Ale powinnaś go przyprowadzić na komisariat! Miał prawo do pierdolonego procesu!
- Jakby ci córkę zgwałcili to też byś tak gadał?
- Nie będę z tobą dyskutował! Kwadrans i ani sekundy dłużej. Podasz dane tej kobiety.
- Nie podam.
- Podasz.
- Nie podam.
- Masz kwadrans, kurwa.
*******
Ciąg dalszy nastąpi w przyszłości \o/
Sophie, Okaleczone głowy cz.2 [OPOWIADANIE] [18+]
Sophie, "To za trudne" cz.3 [OPOWIADANIE] [18+]
Sophie, "Załatw to" cz.4 [opowiadanie][18+]
Zakładki