*******
Na wielkim, dębowym biurku obok odzianych w trampki stóp Sophie lądują akta kilkunastu najlepszych tegorocznych rekrutów.
- Ułożone są w kolejności alfabetycznej, nie sugeruj się kolejnością – radzi nieco zgryźliwym tonem Mathew, który zajmuje się zbieraniem danych informacji z przydzielonych szkół.
- Za dużo ich. Chcę tu widzieć maksymalnie pięć teczek – zarządza i wraca do czytania gazety. Zirytowany wyrywa jej czasopismo z rąk i pochyla się nad nią ze zmarszczonymi brwiami.
- Wiem, że jesteś przydupaską Hamiltona, ale to ci nie pomoże – cedzi powoli. - Albo zaczniesz pracować, albo wylecisz stąd szybciej niż tu trafiłaś. Kumasz, dziecinko? - sili się na słodki ton. Sophie zaśmiewa się szyderczo i wstaje, zmuszając tym samym Mathew'a do cofnięcia się.
- To papiery dotyczące mojej sprawy – wskazuje na leżące na szafce pod oknem kartony. - Przejrzałam wszystko w jedną noc. Wejdź jeszcze raz do mojego gabinetu, w czasie mojej przerwy i jeszcze raz zacznij wpierdalać się w moje obowiązki, to zobaczysz kto stąd szybciej wyleci. I zapewniam cię, że nie mam na myśli wyrzucenia cię przez drzwi, dziecinko – syknęła z satysfakcją obserwując, jak rozmówca robi się malutki. - Masz godzinę na skompletowanie pięciu akt. Won – wskazuje palcem drzwi i po jego wyjściu podchodzi do przeszklonej ściany, by zasunąć żaluzje. W gabinecie błyskawicznie materializuje się Patty, jej sekretarka.
- Proszę nie zasłaniać szyb... Pan Hamilton zabronił... - komunikuje pewnym, nieznoszącym sprzeciwu tonem.
- Słucham? - prycha Sophie, nie wierząc w to co słyszy. Odpowiada jej wzruszenie ramionami. - Nie mogę się skupić wiedząc, że wszyscy na mnie patrzą... - tłumaczy się nieco zbita z tropu, ukręcając w myślach Hamiltonowski łeb. Nie rozumie co to w ogóle za pomysł, aby w niemal wszystkich policyjnych placówkach gabinety były przy halach pracowniczych.
- Zapewniam, że nikt nie wyściubia nosa ze swojego boksu.
- Spoko – odpiera zrezygnowana mrużąc oczy i podchodzi do biurka, a Patty uspokojona wraca na swoje miejsce. Po chwili Sophie celowo strąca z blatu miskę z cukierkami. Zgodnie z jej przypuszczeniami ciekawscy zaszczycają ją wzrokiem jedynie przez moment, by zaraz udać, że niczego nie widzieli. Zadowolona schyla się za meblem, wyciąga z torebki flakon perfum Diora i z lubością przykłada go do ust.
*******
*******
Do małej, chińskiej knajpki niepewnym krokiem wchodzi młody, rudy chłopak ubrany w nienagannie skrojony garnitur. Przez chwilę przygląda się temu, jak kelner podaje Sophie sajgonkę, po czym podchodzi i grzecznie się wita.
- Usiądź, Luis – wskazuje miejsce i podsuwa pod nos aktówkę. - Zapoznaj się z tym materiałem. Chyba nie muszę ci mówić, że jestem pod wrażeniem twoich umiejętności, żeby cię odpowiednio zmotywować do pracy?
- Bynajmniej, pani Bobbitt. Chciałbym jednak wiedzieć co panią skłoniło do...
- ...Czytanie z ust... - wchodzi mu w słowo i wylicza na jednym wdechu. - ...pięć języków obcych, czarny pas w karate, najlepszy strzelec na roku, wysokie IQ oraz same celujące z egzaminów i kursów.
- Nie zawiodę pani – zapewnia z całą mocą i kładzie dłoń na aktówce. - Co tu mamy?
- Wszystko i nic. Ludzie są porywani i zabijani. Giną niemal natychmiast od kulki albo są torturowani i umierają długo. Musimy ustalić kto za tym stoi, bo mamy chyba do czynienia z seryjnym mordercą.
- Ile mam czasu?
- Maksymalnie czterdzieści osiem godzin – odpiera zjadając ostatni kęs potrawy, gdy drzwi do knajpy uchylają się i do środka wpadają paparazzi.
- Sophie Bobbitt! Sophie Bobbitt! - przekrzykują się i podbiegają do stolika wciskając jej niemal mikrofony do buzi, oślepiając błyskiem fleszy. Sophie przy pomocy Luisa próbuje wydostać się na zewnątrz. - Wraca pani do pracy, by dorwać Fortman'a?! - piszczy jedna z dziennikarek zagłuszana przez baryton kolegi z konkurencji – Czy pogodziła się pani ze śmiercią Charles'a?
- Bez komentarza, skurwysyny! - krzyczy zdenerwowana i pokazuje środkowy palec do obiektywów przepychając się do wyjścia.
- Nadal jest pani uzależniona od prochów i alkoholu?! Wciąż się puszczasz z kim popadnie?! Czemu w parku zabiłaś ojca czterech dzieci?! Dlaczego pani próbuje rozbić małżeństwo byłego męża?!- z każdym słowem wzrasta szum w głowie Sophie, a obraz przed oczami zasnuwa mgła.- Dałaś dupy szefowi za pracę?! - pyta któryś z dziennikarzy szarpiąc ją za ramię. Nagle rozlega się huk. Krzyki ustają, a wysoki, postawny mężczyzna po uderzeniu głową w stół bezwiednie upada na podłogę...
*******
*******
Luis wsuwa dłoń w swoje rude włosy patrząc tępo w swoje notatki na tablicy korkowej, z których nic nie rozumie. Po dłuższym zastanowieniu dochodzi do wniosku, że wszystko jest zbyt chaotycznie poukładane. Chwilę bije się z myślami, po czym odpina wszystko i tworzy nowy szyk.
Pierwsza sekcja – północna część miasta, gdzie zaginęły dwie pary:
Eva i David Diaz, małżeństwo z dziesięcioletnim stażem. Ostatnio widziani w kinie. Ona się wykrwawiła po postrzale w brzuch. Do tego czasu była torturowana przez wbijanie igieł w oczy i łamanie szczęki. On nieodnaleziony.
Melanie Watson i Leo Moore, konkubinat od dwóch lat. Ostatnio widziani w parku. On postrzelony w ramię, choć przyczyna zgonu to zmiażdżenie głowy stalowymi płytkami. Ona nieodnaleziona.
Druga sekcja – południowa część miasta, gdzie w muzeum zaginęło małżeństwo z dwudziestoletnim stażem, Kate i Jacob Clark. On się wykrwawił po postrzale w prawą pierś, lecz zanim to nastąpiło torturowany przez zdzieranie skóry twarzy i rozrywanie ust. Ona nieodnaleziona.
Trzecia sekcja – zachodnia część miasta, gdzie zaginęli Theresa Harris i Bob Perry, nastolatkowie, para od kilku tygodni. Ostatni raz widziani w szkole. On zabity przez strzał w głowę. Ona nieodnaleziona.
Czwarta sekcja – wschodnia część miasta, gdzie ostatni raz widziano w sklepie odzieżowym Olivię Brown i Matta Hill, narzeczonych. Ona wykrwawiła się po strzale w udo, a do tego czasu torturowana przez obcinanie nosa i przypalanie uszu. On nieodnaleziony.
*******
*******
Nowy układ nie daje żadnych wniosków. Luis siada na stole kręcąc z rezygnacją głową, strącając niechcący tyłkiem bilingi i zapisy z przesłuchań świadków oraz nagrań kamer. Żadnego wspólnego punktu. Ofiary się nie znały i nie było żadnego znaku, który wskazywałby gdzie znajdują się ich drugie połówki. Po dwunastu godzinach przetrząsania akt z aktówki Sophie i pudeł dostarczonych przez jej sekretarkę w głowie Luisa plącze się tylko jedna myśl: Szach mat, policyjne suki. Chcąc się poddać wykręca numer do szefowej.
- Halo?
- Pani Bobbitt... Ja jestem pani fanem, jest pani legendą i chciałbym być taki jak pani, ale tej sprawy nie da się rozwiązać – tłumaczy się.
- Nie pierdol, wymiękasz tak szybko?
- Niczego nie ma, żadnych powiązań, dowodów, poszlak...
- Zamknij się Luis, kurwa mać... - syknęła. - Skoro masz taki słomiany zapał do pracy jako śledczy, to czemu w aktach nie było napisane, że jesteś pizdą?
- Nie jestem... Ja tylko...
- Luis... Wiesz... Mam cię w dupie. Myślisz, że ty jedyny pracujesz do późna? Co ty sobie myślałeś, że w godzinę znajdziesz mordercę? Zmęczony bardzo jesteś, co? Biedny, mały Luis... Co ty w ogóle zrobiłeś do tej pory? - zaśmiewa się kpiąco.
- Sprawdziłem czy są powiązania między ofiarami, przeczytałem zeznania świadków, przejrzałem bilingi i zapisy z kamer, prześledziłem od a do z sekcje zwłok...
- To się bardzo napracowałeś – odpiera ironicznie chwalącym tonem. - Tylko czemu mam wrażenie, że nie sprawdziłeś niczego co dotyczy ofiar z początku miesiąca? - Odpowiada jej cisza. Wściekła się rozłącza, a Luis rzuca telefonem w ścianę.
*******
Zakładki