Reklama
Pokazuje wyniki od 1 do 10 z 10

Temat: [OPOWIADANIE] Pokuta

  1. #1
    Avatar Dacre
    Data rejestracji
    2008
    Położenie
    Rotterdam
    Posty
    205
    Siła reputacji
    17

    Domyślny [OPOWIADANIE] Pokuta

    Moje pierwsze opowiadanie, a właściwie jego początek. Wrzucam, żeby mieć motywację, aby pisać dalej. Konstruktywna krytyka bardzo mile widziana.

          Pokuta. Nikt nie pytał dlaczego, po co, w jakim celu. W tym świecie każdy, pokornie lub nie, pokutował. Nikt nie wiedział skąd przychodzili. Nikt nie wiedział, co ich czekało po śmierci. Każdy z nich po prostu pokutował. Nie wiedząc za co – cierpiał.
          Jezusek siedział przy pociętym nożami blacie baru. Wokół niego wszystko wyglądało obskurnie, on jednak skupiał swoją uwagę tylko na złocistym piwie, które barman przed nim postawił. Upił łyk, uważając, by nie urazić ran szpecących jego dłonie. Ciekawe, jak wygląda piekło – pomyślał.
    Jezusek nie był w żadnym wypadku pośmiertnym wcieleniem Nazarejskiego Mistrza. Nadano mu ten pseudonim na podstawie czegoś, co my nazwalibyśmy stygmatami. Rany po gwoździach na jego dłoniach i stopach bolały niemiłosiernie i to właśnie była jezuskowa pokuta. Tutaj każdy jakoś cierpiał. Jedni chodzili z wisielczymi sznurami, których uścisk na szyi nigdy nie słabł. Inni musieli się poruszać na nieopatrzonych kikutach nóg lub bez kończyn w ogóle. Barman, polerujący właśnie brudną szmatą wyszczerbiony kufel, miał gigantyczne gwoździe wbite w oczy. Pokuta w żadnym wypadku nie była współmierna z grzechami popełnionymi w życiach poprzednich. Ich przydział sprawiał wrażenie całkowicie losowego. Jezusek, skończywszy pić, omiótł wzrokiem wnętrze. Nie było tu nikogo, poza jedzącym w kącie jajecznicę oskalpowanym jegomościem. Jezusek wstał i ruszył do wyjścia. Glany donośnymi stuknięciami świadczyły o tempie jego kroków. Wyszedł przed bar i zaczerpnął powietrza, którego nikt nie nazwałby świerzym. Delikatny wiatr poruszył jego płaszczem i zaigrał w długich włosach. Mimo upału włożył skórzane rękawice, które nosił, by unikać zakażenia ran. Skrzywił się, gdy szorstki materiał dotknął znamion.
          Zabudowa dookoła nie była zbyt bogata. Wokół baru stało tylko kilka domów, skleconych byle jak z desek. Wyglądały tak biednie, że na sam widok robiło się przykro, ale spełniały swoje zadanie, czyli chroniły przed wiatrem i słońcem. Jezusek przeszedł kilka kroków, czując ból w prowizorycznie opatrzonych ranach na nogach. Do tego nigdy się nie przyzwyczai. Po kilku krokach Jezusek poczuł na plecach wzrok. Odwrócił się powoli, łapiąc za wiszącą na ramieniu maczetę. W drzwiach baru stał ów oskalpowany człowiek. Krew ze zmasakrowanej głowy spływała mu po twarzy. Jezusek dostrzegł kątem oka jak zza drewnianych bud wychodzą inni pokutujący.
    - Czego?! – warknął, jednocześnie starając się nie stracić z oczu żadnego z napastników.
    Jegomość uśmiechnął się pod nosem, wyciągnął z kieszeni niezwykle brudną chusteczkę i przetarł krew, która z całą pewnością musiała utrudniać widzenie.
    - Nie udawaj idioty, zdajesz sobie sprawę, ile jest warta twoja głowa.
    - Nie mam pojęcia.
    - Trzysta lat! Trzysta zasranych lat mniej w tej cholernej dziurze!
    - Jak rozumiem zamierzasz mnie teraz zabrać i oddać w ich ręce, nieprawdaż?
    - Nie inaczej. Poddasz się sam, czy mamy cię nieco oszpecić? – Oskalpowany wyjął zza pleców długi, zakrzywiony łom. W rękach jego dwóch towarzyszy stojących nadal za plecami Jezuska pojawiły się długie noże. – Wiesz, że tutaj rany łatwo się nie goją…
    - Jakże przykro więc będzie ci pokutować, z odciętymi kończynami – rzucił Jezusek wyciągając maczetę z pochwy na plecach. W przeciwieństwie do broni napastników maczeta była niezwykle zadbana. Nie było na niej ani plamki rdzy, ani jednego wyszczerbienia. Na sam widok ostrza można się było pokaleczyć. Oskalpowany obrzucił maczetę przelotnym, lecz uważnym spojrzeniem. Znowu jednak skupił wzrok na pokrytej bujną brodą twarzy Jezuska. Jakie to zabawne, pomyślał długowłosy, jak bardzo chęć ucieczki z tego przeklętego miejsca odbiera ludziom rozum. Obserwując, jak napastnicy rzucają się na niego z krzykiem, zgrabnie wywinął się z kotła i ciął maczetą niemal na oślep. Poczuł, jak broń przechodzi przez tkanki, rozrywając ciało. Ramię jednego z przeciwników, którzy dotąd ukrywali się za plecami zdobiła długa, krwawiąca rana. Jezusek zauważył, że jego nagie stopy są pokryte rozległymi oparzeniami. Postanowił to wykorzystać. Machnął maczetą w powietrzu, skupiając na niej uwagę napastników, po czym z całej siły nadepnął na poparzoną stopę. Krzyk przeszył pustynną wioskę i spłoszył siedzące na krawędzi dachu sępy. Wszystkie bez wyjątku miały wypalone oczy.
          Jezusek tymczasem nadal machał maczetą. Nie walczył z gracją i wdziękiem, wolał skuteczność. Nie uchroniło go to jednak przed obrażeniami. Dostał łomem w żebra, jednak zaraz dokonał krwawego odwetu na twarzy poszkodowanego, pozostawiając szeroką ranę, z której natychmiast obfitym strumieniem pociekła krew. Całe zajście trwało ledwie kilka sekund. Jezusek stał nad trzema ciałami ciężko dysząc. Wszyscy trzej oczywiście żyli. Śmierć tutaj to przywilej i marzenie. Zrzucił wszystkie ciała na niewielki stos, podszedł do najbliższej budy i wyrwał ze ściany kilka suchych desek. Obłożył nimi trupy i podpalił, używając wyciągniętej z kieszeni płaszcza zapalniczki zippo. Zajęli się ogniem momentalnie. Tutaj wszystko, co prowadzi do cierpienia dzieje się wyjątkowo łatwo.
    Odwrócił się od nich i rozpoczął wędrówkę prosto przed siebie. Niech płoną.

          Dlaczego w tym cholernym świecie nie ma żadnych pożądnych środków transportu – pomyślał Jezusek po raz miliardowy tego dnia. Dziury w nogach paliły żywym ogniem, sprawiając, że żmudna wędrówka stawała się jeszcze trudniejsza. Glany, choć stanowiły niezawodna broń, nie były specjalnie wygodne w marszu. Ale zawsze lepsze to niż krwawiące kikuty. Niektórzy to mają pecha…
          Mimo widoków panujących wokół, Jezusek wiedział, że znajduje się już na skraju pustyni. Wkrótce zaczęły pojawiać się kępki traw, niskie rośliny też były częstsze. Dziwną cechą tego świata były niezwykle nagłe zmiany w krajobrazie. Pustynia przylegała bezpośrednio do oceanu. Mężczyzna wiedział, dokąd się kierować. Szlak, którym podążał został przez niego pokonany zbyt wiele razy. Wkrótce jego oczom ukazały się dachy portowego miasta. Miejsce nie miało nazwy. Tu nic nie miało nazwy, wyjątkiem były ponure pseudonimy przyjmowane przez pokutników. Jezusek na widok osady przyspieszył. Maczeta bujała mu się na ramieniu przy każdym kroku.
    Ostatnio zmieniony przez Dacre : 21-02-2012, 00:34

  2. #2

    Data rejestracji
    2010
    Posty
    83
    Siła reputacji
    14

    Domyślny

    bardzo fajne czytałem z zafascynowaniem do końca pisz więcej takich tekstów bo wychodzi Ci to naprawde dobrze oby tak dalej ;]
    Ostatnio zmieniony przez Micro Ice : 19-02-2012, 12:40
    Я-RadioParty.pl

  3. Reklama
  4. #3
    Avatar Master_Tv
    Data rejestracji
    2007
    Posty
    1,564
    Siła reputacji
    19

    Domyślny

    Straszne. Skarykaturować postać Jezusa, wizję Nieba - tego nie robi się dla poezji, na pewno tego nie powinien robić początkujący. Opowiadanie mierne - bar, walka, nic ciekawego, nic nowego nie przedstawiłeś. Temat dość oryginalny, ale strasznie miernie wykonany. Słabo, słabo.
    Przepraszam za moje posty - czasami nie mam czasu aby sformułować je krócej.

  5. #4
    Avatar Dacre
    Data rejestracji
    2008
    Położenie
    Rotterdam
    Posty
    205
    Siła reputacji
    17

    Domyślny

    W żadnym wypadku nie starałem się skarykaturować postaci Jezusa. Po prostu przyszedł mi do głowy taki sposób pokuty, a pomysł na pseudonim nasunął się sam. A Nieba ani piekła to nie miało naśladować. Jest to po prostu pewna rzeczywistość i tyle. Nie wiem, skąd wniosek, że jest to karykatura Nieba. Jezusa-rozumiem, nie uważam jednak abym tu przesadził. Nie chcę urazić niczyich uczuć religijnych. Poza tym, jak napisałem w pierwszym poście, jest to dopiero zaczątek opowiadania. Chciałem sprawdzić, czy taki świat przedstawiony ma szanse mimo kontrowersyjności być tłem jakichś wydarzeń.

    A co do mierności wykonania... cóż, jak napisałeś jestem początkujący, jednak każdy naskrobany twór i publikacja podnosi warsztat pisarski nieprawdaż?

  6. #5
    Avatar Blus
    Data rejestracji
    2008
    Posty
    1,775
    Siła reputacji
    18

    Domyślny

    Wyjmij to z quote'a i porządnie sformatuj, bo nawet nie przeczytam.

  7. #6

    Data rejestracji
    2009
    Położenie
    Mielec
    Wiek
    27
    Posty
    262
    Siła reputacji
    15

    Domyślny

    Jak dla mnie bardzo fajne, ale to narazie tylko zarys, czekam na dalszy ciąg.

  8. #7
    Avatar Demigod
    Data rejestracji
    2012
    Położenie
    Kraków
    Wiek
    33
    Posty
    72
    Siła reputacji
    13

    Domyślny

    Bardzo ciekawy początek :) zippo mogłeś sobie darować xD i ten miliardowy raz mi nie leży


    Peace

  9. #8
    Avatar Elite Box
    Data rejestracji
    2006
    Położenie
    ________________ Piszę: Życie na Rookgaardzie!
    Wiek
    32
    Posty
    289
    Siła reputacji
    19

    Domyślny

    Pokuta. Nikt nie pytał dlaczego, po co, w jakim celu. W tym świecie każdy, pokornie lub nie, pokutował. Nikt nie wiedział skąd przychodzili. Nikt nie wiedział, co ich czekało po śmierci. Każdy z nich po prostu pokutował. Nie wiedząc za co – cierpiał.
    (wcięcia rób za pomocą tagu P)Jezusek siedział przy pociętym nożami blacie baru. Wokół niego wszystko wyglądało obskurnie, on jednak skupiał swoją uwagę tylko na złocistym piwie, które barman przed nim postawił. Upił łyk, uważając, by nie urazić ran szpecących jego dłonie. Ciekawe, jak wygląda piekło – pomyślał.
    Jezusek nie był w żadnym wypadku pośmiertnym wcieleniem Nazarejskiego Mistrza(jeśli przymiotnik "nazarejski" oznacza miejsce, skąd pochodził, to małą literą, jeśli zaś to część jego przydomku, wtedy pozostaw wielką). Nadano mu ten pseudonim na podstawie czegoś, co my nazwalibyśmy stygmatami. Rany po gwoździach na jego dłoniach i stopach bolały niemiłosiernie i to właśnie była Jezuskowa(przymiotniki małą literą) pokuta. Tutaj każdy jakoś cierpiał. Jedni chodzili z wisielczymi sznurami, których uścisk na szyi nigdy nie słabł(wisielcy giną momentalnie na skutek przerwania rdzenia kręgowego, a nie uduszenia, ale to tak w ramach ciekawostki na temat tych sznurów). Inni musieli się poruszać na nieopatrzonych kikutach nóg lub bez kończyn w ogóle. Barman, polerujący właśnie brudną szmatą wyszczerbiony kufel, miał gigantyczne gwoździe wbite w oczy. Pokuta w żadnym wypadku nie była współmierna z grzechami popełnionymi w życiach poprzednich. Ich przydział sprawiał wrażenie całkowicie losowego.
    Jezusek(int.) skończywszy pić(int.) omiótł wzrokiem wnętrze. Nie było tu nikogo, poza jedzącym w kącie jajecznicę oskalpowanym jegomościem. Jezusek wstał i ruszył do wyjścia. Glany głucho stukały(ciągle mnie to śmieszy w opowiadaniach, głuchy dźwięk, głuchy krzyk, głuche stuknięcie... głucha może być cisza :P) o deski podłogi. Wyszedł przed bar i zaczerpnął powietrza, którego nikt nie nazwałby Świerzym(ort. no i małą literą). Delikatny wiatr poruszył jego płaszczem i zaigrał w długich włosach. Mimo upału[color=red](int.) włożył skórzane rękawice, które nosił, by unikać zakażenia ran. Skrzywił się, gdy szorstki materiał dotknął znamion.
    Zabudowa dookoła nie była zbyt bogata. Wokół baru stało tylko kilka domów, skleconych byle jak z desek. Wyglądały tak biednie, że na sam widok robiło się przykro, ale spełniały swoje zadanie, czyli chroniły przed wiatrem i słońcem. Jezusek przeszedł kilka kroków, czując ból w prowizorycznie opatrzonych ranach na nogach. Do tego nigdy się nie przyzwyczai.
    Po kilku krokach,(nie jest tu potrzebny przecinek) Jezusek poczuł na plecach wzrok. Odwrócił się powoli, łapiąc za wiszącą na ramieniu maczetę. W drzwiach baru stał ów oskalpowany człowiek. Krew ze zmasakrowanej głowy spływała mu po twarzy. Jezusek dostrzegł kątem oka jak zza drewnianych bud wychodzą inni pokutujący.
    - Czego?! – warknął, jednocześnie starając się nie stracić z oczu żadnego z napastników(int.; kropka)
    Jegomość uśmiechnął się pod nosem, wyciągnął z kieszeni niezwykle brudną chusteczkę i przetarł krew, która z całą pewnością musiała utrudniać widzenie.
    - Nie udawaj idioty, zdajesz sobie sprawę, ile jest warta twoja głowa.
    - Nie mam pojęcia(int.; kropka)
    - Trzysta lat! Trzysta zasranych lat mniej w tej cholernej dziurze!
    - Jak rozumiem zamierzasz mnie teraz zabrać i oddać w ich ręce, nieprawdaż?
    - Nie inaczej. Poddasz się sam, czy mamy cię nieco oszpecić? – oskalpowany(wielka lit.) wyjął zza pleców długi, zakrzywiony łom. W rękach jego dwóch towarzyszy stojących nadal za plecami Jezuska pojawiły się długie noże. – Wiesz, że tutaj rany łatwo się nie goją…
    - Jakże przykro więc będzie ci pokutować, z odciętymi kończynami – rzucił Jezusek wyciągając maczetę z pochwy na plecach. W przeciwieństwie do broni napastników maczeta była niezwykle zadbana. Nie było na niej ani plamki rdzy, ani jednego wyszczerbienia. Na sam widok ostrza można się było pokaleczyć. Oskalpowany obrzucił maczetę przelotnym, lecz uważnym spojrzeniem. Znowu jednak skupił wzrok na pokrytej bujną brodą twarzy Jezuska. Jakie to zabawne(int.) pomyślał długowłosy, jak bardzo chęć ucieczki z tego przeklętego miejsca odbiera ludziom rozum. Obserwując, jak napastnicy rzucają się na niego z krzykiem. Zgrabnie(wierzę, że przez przypadek rozdzieliłeś to zdanie na dwa) wywinął się z kotła i ciął maczetą niemal na oślep. Poczuł, jak broń przechodzi przez tkanki, rozrywając ciało. Ramię jednego z przeciwników, którzy dotąd ukrywali się za plecami zdobiła długa, krwawiąca rana. Jezusek zauważył, że jego nagie stopy są pokryte rozległymi oparzeniami. Postanowił to wykorzystać. Machnął maczetą w powietrzu, skupiając na niej uwagę napastników, po czym z całej siły nadepnął na poparzoną stopę. Krzyk przeszył pustynną wioskę i spłoszył siedzące na krawędzi dachu sępy. Wszystkie bez wyjątku miały wypalone oczy.
    Jezusek tymczasem nadal machał maczetą. Nigdy nie był wytrawnym szermierzem, wolał skuteczność. Nie uchroniło go to jednak przed obrażeniami. Dostał łomem w żebra, jednak zaraz dokonał krwawego odwetu na twarzy poszkodowanego, pozostawiając szeroką ranę, z której natychmiast obfitym strumieniem ściekać krew(kali pić, kali jeść). Całe zajście trwało kilka sekund. Jezusek stał nad trzema ciałami ciężko dysząc. Wszyscy trzej oczywiście żyli. Śmierć tutaj to przywilej i marzenie.
    Jezusek zrzucił wszystkie ciała na niewielki stos, podszedł do najbliższej budy i wyrwał ze ściany kilka suchych desek. Obłożył nimi trupy i podpalił(int.) używając wyciągniętej z kieszeni płaszcza zapalniczki zippo. Zajęli się ogniem momentalnie. Tutaj wszystko(int.) co prowadzi do cierpienia dzieje się wyjątkowo łatwo.
    Odwrócił się od nich i rozpoczął wędrówkę prosto przed siebie. Niech płoną.

    Dlaczego w tym cholernym świecie nie ma żadnych pożarnych(pożarnych? dziś ten przymiotnik nie jest już używany) środków transportu – pomyślał Jezusek po raz miliardowy tego dnia(musiałby więc tę myśl przywoływać co 0,0000864 sekundy). Dziury w nogach paliły żywym ogniem, sprawiając, że żmudna wędrówka stawała się jeszcze trudniejsza. Glany, choć stanowiły niezawodna broń, nie były specjalnie wygodne w marszu. Ale zawsze lepsze to niż krwawiące kikuty. Niektórzy to mają pecha…
    Mimo widoków panujących wokół, Jezusek wiedział, że znajduje się już na skraju pustyni. Wkrótce zaczęły pojawiać się kępki traw, niskie rośliny też były częstsze. Dziwną cechą tego świata były niezwykle nagłe zmiany w krajobrazie. Pustynia przylegała bezpośrednio do oceanu. Mężczyzna wiedział, dokąd się kierować. Szlak(int.) którym podążał został przez niego pokonany zbyt wiele razy. Wkrótce jego oczom ukazały się dachy portowego miasta. Miejsce nie miało nazwy. Tu nic nie miało nazwy, wyjątkiem były ponure pseudonimy przyjmowane przez pokutników. Jezusek na widok osady przyspieszył kroku. Maczeta bujała mu się na ramieniu przy każdym kroku(powt.).
    Zapoznaj się z tagiem P i zasadami budowy dialogów.
    Dziwny pseudonim Jezusek, takie zdrobnienie nijak pasuje do takiego masakratora ;) Ale...

    Opowiadania SF i Fantasy
    Zapraszam na bloga, aktualnie wydaję opowiadanie SF pt. Cztery godziny NOWE!
    http://sciencefantasia.blogspot.com
    ***
    Facebookowa grupa dla twórców blogów literackich - https://www.facebook.com/groups/literaccy/ ;)

  10. #9
    Avatar Dacre
    Data rejestracji
    2008
    Położenie
    Rotterdam
    Posty
    205
    Siła reputacji
    17

    Domyślny

    Poprawione. Czekam chwili, gdy do głowy wpadnie mi pomysł na przygodę. Wtedy pojawi się opowiadanie z, mam nadzieję, nieco ambitniejszą akcją.

  11. #10
    Avatar ProEda
    Data rejestracji
    2008
    Położenie
    Z bidy z nendzo
    Wiek
    24
    Posty
    2,040
    Siła reputacji
    17

    Domyślny

    Wyszedł przed bar i zaczerpnął powietrza, którego nikt nie nazwałby świerzym.
    Odważny tekst, mi się podobało. Takiego wykorzystania motywu Jezusa jeszcze nie widziałam. W kilku miejscach nieco sztywno, ale ogólnie na plus. Elite Box kawał dobrej roboty odwalił, więc to w dużej mierze jego zasługa.
    WHO?!
    WHO WHO WHO?!

Reklama

Informacje o temacie

Użytkownicy przeglądający temat

Aktualnie 1 użytkowników przegląda ten temat. (0 użytkowników i 1 gości)

Podobne tematy

  1. Odpowiedzi: 91
    Ostatni post: 29-07-2013, 21:13
  2. Odpowiedzi: 3
    Ostatni post: 20-01-2012, 20:07
  3. Kolejne opowiadanie z serii "Moja Kariera"
    Przez Bartek111 w dziale Tibia
    Odpowiedzi: 18
    Ostatni post: 13-07-2009, 12:49
  4. Odpowiedzi: 15
    Ostatni post: 17-10-2008, 18:26
  5. Konkurs na najlepsze opowiadanie
    Przez Archarius w dziale Niusy
    Odpowiedzi: 19
    Ostatni post: 12-05-2007, 22:45

Zakładki

Zakładki

Zasady postowania

  • Nie możesz pisać nowych tematów
  • Nie możesz pisać postów
  • Nie możesz używać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •