Witam. Za rok matura, z Języka polskiego nie czuję się zbyt silnie na nogach więc postanowiłem, że poćwiczę pisownie itp itd. Nudząc się przed monitorem, postanowiłem, że coś napiszę. Jest to moja pierwsza praca. Liczę na wskazówki, co robię źle i co powinienem poprawić. Pozdrawiam. :)
„Dwa światy”.
- Obudź się… proszę!- Czuję jak ktoś łapie mnie za ramiona i mocno potrząsając krzyczy mi wprost do ucha. Tak… ten ‘ktoś’. Dobrze wiem do kogo należy ten głos oraz dłonie. Delikatny zapach róż, oddech ten sam, który czułem poprzedniej nocy na swojej szyi. Tak bardzo bym chciał.. tak bardzo mnie kusi… Mimo wszystko mam się obudzić? Teraz? Nie. Zrobiłem wszystko o co mnie prosił, zawiodłem. Teraz czeka mnie kara, słuszna i sprawiedliwa. Mój pan nigdy się myli. Co by zrobił gdyby się dowiedział? Gdybym wrócił ze spuszczoną głową? Nie zamierzam tego sprawdzać. Pozwolę sobie odpuścić… nie walczę już… żegnaj… żegnaj Cerlise. Piękna moja Cerlise… Ciemność.
Rozdział 1
Dwa lata temu, posiadłość w Green Hoods. Nowy księżyc.
- Hahaha wstawaj leniu! No już!- krzycząc i uderzając poduszką w moją twarz, przywitała mnie moja starsza siostra, Roxane.
Jejku, gdyby ona wiedziała co działo się wczorajszej nocy, sądzę, że pozwoliłaby mi choć na dziesięć minut zmrużyć zmęczone oczy. Niestety, o tym mógłbym pomarzyć. Kolejna porcja uderzeń właśnie dotarła w te samo miejsce.
- No już … jeszcze pięć minut i na pewno wstanę!- odparłem, czując bolące mnie policzki- Spałeś już wystarczająco długo! Wstawaj, już dziesiąta godzina. Śniadanie już od kilku minut czeka na Ciebie przy stole. Do tego ma przyjść Cerlise, a chyba nie chcesz aby zobaczyła Ciebie w takim stanie?- zaśmiała się moja ‘świetna’ siostra.
Natychmiast otworzyłem oczy i zesztywniałem. Tak, te imię było dla mnie jedynym możliwym sposobem na postawienie mnie na nogi. Cerlise była śliczną siedemnastoletnią córką dowódcy najemników- Ramuela. Nikt nie znał jej dokładnego pochodzenia. Według mieszkańców, została znaleziona przez 'ojca' na starym księżycu.
Była piękną brunetką o długich gęstych włosach. Słodka opalona twarz, oraz duże niebieskie oczy sprawiały, że była pożądana przez wielu chłopców mieszkających w Green Hoods. Oprócz tego charakteryzowała ją tajemniczość.
Wychowaliśmy się razem. Tak się składa, że nasz ojciec służył jako najemnik u boku Ramuela. Niestety, mój tata zginął w tajemniczych okolicznościach na Starym Księżycu. Od tamtej pory zajmowała się mną Roxane. Tylko dwie osoby wróciły stamtąd żywe- dowódca armii, oraz niebieskooka piękność- Cerlise.
Jeśli zaraz się nie podniosę to nie zdążę się ogarnąć przed przyjściem naszej koleżanki.
- Dobra, wstaję. Nie patrz tak na mnie, po prostu zdałem sobie sprawę, że już tyłek mi do materaca się klei. –Widząc jej szeroki uśmiech na twarzy, zrozumiałem, że blef mi nie wyszedł.
- Tak, tak. Czekam na dole.- odpowiedziała wychodząc przez drzwi.
Jeszcze raz zamknąłem oczy przypominając sobie wczorajszą noc z chłopakami, oraz ilością wypitego rumu. Już prawię zasypiałem gdy obudził mnie wrzask dochodzący z dworu, oraz silne uderzenie w coś co znajdowało się na zewnątrz. Ogromny hałas, krzyki przestraszonych ludzi i nienaturalny dźwięk czegoś co przypominało warkot silnika. Natychmiast zerwałem się z łóżka i pognałem w stronę okna. To co zobaczyłem sprawiło, że włosy stanęły mi dęba. Cała część przedniej bramy, a raczej tego co po niej zostało, przestała istnieć. Zamiast tego w szczelinie był wielki głaz. Nagle kolejne uderzenie. Potężniejsze od poprzedniego i kolejny kamień niszczący część przedniego muru. Nie chciałem wiedzieć co się dzieje, nie chciałem w to uwierzyć. Bałem się. Nagle usłyszałem czyjeś kroki, jak ktoś gwałtownie wbiega na górę schodów, prawdopodobnie zmierzając do mojej komnaty. Sięgnąłem po swój sztylet i pognałem do drzwi. Nie zdążyłem ich otworzyć, gdy nagle ktoś w nie uderzył wywarzając z niewiarygodną siłą. Zamarłem, przede mną stało ‘coś’ co przypominało wilkołaka połączonego z twarzą węża. To był Omruk, stwór zamieszkujący Stary Księżyc. Na lekcjach ‘Cywilizacje Księżycowe’, mieliśmy o tych istotach kilkakrotnie wzmianki, ale każdy bał się o nich mówić. Osobnik stojący przede mną był masywnej postury. Czarne oczy pełne gniewu i nienawiści. Jego kły jak i futro było brudne od czerwonego płynu. Nie chciałem nawet zastanawiać się do kogo ta substancja należy. Roxane? Cerlise? Nie, to nie możliwe. Z myśli wyrwał mnie mój ‘gość’ ruszając w moją stronę. Pytanie, co mam zrobić. Nie potrafię walczyć, a tym bardziej jestem skacowany po wczorajszej imprezie. -Przeklęty Jason!- krzyczałem w myślach.
Pierwsze uderzenie dało się odczuć na klatce piersiowej. Padłem na ziemie i przestałem oddychać. Poczułem jak z ust zaczyna wydobywać się coś ciekłego. Nie musiałem się długo zastanawiać- to była krew. Agresor stał nade mną, patrząc się i szczerząc kły. Powieki same nachodziły mi na oczy. Nie poddawałem się, próbowałem walczyć. Chciałem widzieć go i uchronić się przed atakiem. Nagle złapał mnie za szyję i podniósł. Przyglądał mi się z ciekawością po czym zaczął zaciskać coś co miało przypominać łapę. Nie zostało mi już dużo czasu, najwyższa pora się pożegnać, pogodzić się z zaistniałą sytuacją. Zamknąłem oczy, czułem jak się zbliża koniec.
Zakładki