Reklama
Pokazuje wyniki od 1 do 5 z 5

Temat: [Opowiadanie] "Zabić Jezusa"

  1. #1
    Avatar Elite Box
    Data rejestracji
    2006
    Położenie
    ________________ Piszę: Życie na Rookgaardzie!
    Wiek
    32
    Posty
    289
    Siła reputacji
    19

    Domyślny [Opowiadanie] "Zabić Jezusa"

    Opowiadanie
    Gatunek: Science Fiction, Political Fiction

    Witam. Dziś przedstawiam Wam moje najnowsze opowiadanie polityczne, w lekkim klimacie SF. Prawdę mówiąc ciężko mi się to pisze, bo to mój osobisty eksperyment. Nigdy nie pisałem politycznej fikcji w dodatku w trudnym do ogarnięcia ziemskim SF... Dochodzi do tego aspekt religijny i koncepcja na ciekawy wątek główny. Ale sądzę, że chociaż troszkę Was to zainteresuje ;) Pierwszy rozdział daję Wam dzisiaj, jutro na moim blogu pojawi się drugi, a na torgu rozdziały będą pojawiać się z opóźnieniem (tak, na blogu zawsze będzie o 1-2 więcej :D).


    1. Miara się przebrała
          Był to dzień jak każdy inny. Słońce zalewało swoim blaskiem całą okolicę, pofałdowaną koleinami po wielkich koparkach i wywrotkach. Trwał bowiem generalny remont dróg krajowych i dystryktowych.
          Tomasz siedział wygodnie w fotelu, pracując tym samym na swoim laptopie. Jego dziennikarskim obowiązkiem było zdawanie szczegółowych relacji z każdej większej akcji na mieście, a zwłaszcza jeśli chodziło o ataki na szarych obywateli, dokonywane przez władzę. W dodatku jeszcze większej ilości roboty dokładał czynny udział w organizacji, którą zresztą sam założył. Jak tłumaczył – w wyniku nienawiści wobec trzymających łapy na jego pieniądzach. „Zabić Jezusa” to twór żyjący własnym życiem. Wymagał jednak dokarmiania w postaci nowych członków, którzy byli prawdziwą jego bronią – młodzi, silni, gotowi zawsze do pracy nie bojąc się krwi, potu i łez.
          Mieszkanie Tomasza ulokowane było w bardzo dogodnym miejscu. W bliskim sąsiedztwie Warszawy, gdzie pracował. Na swoich trzydziestu metrach mieszkał sam, od czasu do czasu zapraszając jednak swoją dziewczynę, która wciąż mieszkała z rodzicami z dość oczywistego w tym kraju powodu – problemów finansowych. Tomek miał o tyle dobrą sytuację, że po ukończeniu prawa wiedział doskonale, na którym paragrafie można przyoszczędzić, a nawet wyciągnąć nieco od państwa.
          Praca była prosta i przyjemna, w zamian jednak kiepsko opłacana. Za jeden artykuł do rządowego dziennika płacono mu zaledwie siedemset jednostek, co odpowiadało trzem starym polskim złotym. Łatwo można wykalkulować, że jego miesięczne zarobki wynosiły niecałe sto starych złotych. W nagrodę za ciężką pracę dostawał jednak premie w postaci bonów na żywność, energię i paliwo.
          Centralnie sterowana gospodarka państwowa dawała się wszystkim we znaki, a najbardziej tym, którzy zarabiali najmniej. Rząd wiedział o każdym małym zakupie, prowadząc przy tym spis najczęściej nabywanych towarów, których ceny później podwyższali. Bony jednak wydawano nie jako równowartość pieniężna, tylko na ilość towaru. Tomasz, posiadając samochód napędzany wodorem, trzymał w szufladzie pokaźny plik świstków pozwalający na zakup kilkudziesięciu litrów paliwa, którego cena wynosiła tysiąc dwieście jednostek za litr.
          Oczywiście mógł sprzedać to znajomym. Ryzykowałby jednak więzienie, bowiem rząd zakazał wymiany bonami, a także blokował wszelkie pożyczki.
          Rozmyślania o beznadziejnej sytuacji w kraju przerwał Tomaszowi niespodziewany mail z firmy telekomunikacyjnej, w której posiadał telefon. Rachunek na dziesięć tysięcy jednostek sparaliżował umysł i ciało mężczyzny. Dostał gęsiej skórki, dreszczy, a krótko przycięte blond włosy stanęły dęba. Czując wzbierający gdzieś w okolicach żołądka gniew, wybiegł na ulicę i zaklął kilkanaście razy.
          Znów musiał narazić się na więzienie. Musiał sprzedać bon lub pożyczyć pieniądze od babci.
          Jego babcia była wysoko postawioną członkinią partii rządzącej. Mimo to kochała swojego buntowniczego wnuka.

          Tomasz wsiadł do nowoczesnego Christo AD2094 napędzanego wodorem pozyskiwanym z wody destylowanej. Samochód chodził jak marzenie – cichy, szybki i z dobrym odejściem. Jedyną chyba zaletą nowej władzy były drogi w idealnym stanie pozwalające rozwijać niewyobrażalne prędkości. Korzystając z takiej możliwości popędził na najbliższą stację paliw. Zakupił buteleczkę wody, która spokojnie wystarczała na kilka dni jazdy, a kosztowała zaledwie dwieście jednostek. Zamontował specjalny uchwyt z pompką i wymienił aluminiową wkładkę, która służyła do filtrowania gazu.
          W końcu mógł ruszyć.
          Pędził przez niezagospodarowany jeszcze jałowy teren bez drzew, nawet trawy. Wzbijał w powietrze tumany kurzu i piachu opadłego na jezdnię po licznych burzach i silnych wiatrach. W pewnym momencie z naprzeciwka mknął bezzałogowy dron patrolujący. Mrugnął ostrzegawczo czerwonymi światłami, a Tomasz, rozumiejąc sygnał, zwolnił do maksymalnej dopuszczalnej prędkości. Pierwsze ostrzeżenie, pomyślał i pomknął dalej.
          Gdy mijał wstrętną jaskrawożółtą tablicę z nazwą miasta – Święty Jan – wskazówka prędkościomierza opadła gwałtownie, a kontrolki sygnalizujące uruchomienie mechanizmu hamowania rozpromieniły się czerwonym blaskiem. Maszyna szarpnęła i przeszła w tryb swobodnego dryfu zaprogramowanego tak, by na dobre zatrzymać się przed miejscem zamieszkania babci Tomasza.
          Święty Jan to wybudowana w niespełna dwa lata miejscowość pełna blokowisk i obskurnych barów dla ubogich ludzi. Ciekawostką może być fakt, iż wszystkie podobne miejsca w kraju nazywano imionami świętych. Zsyłano tam bezrobotnych, a także starych ludzi, z których nie byłoby więcej pożytku.
          Jedynie usytuowanie Świętego Jana sprawiało, że była to atrakcyjna lokalizacja. Bliskie sąsiedztwo Jezusowa – nowej stolicy Katolickiej Republiki Polskiej – skutkowało tym, że miasto powoli stawało się sypialnią dla zapracowanych urzędników.
          Przy ulicy Kościelnej znajdowały się tylko obrzydliwe, prostopadłościenne, szare bloki z płyty, podobne do tych stawianych kilkadziesiąt lat wcześniej. W wielu oknach nie widać było firan i zasłon, co oznaczało, że stoją puste lub – co bardziej prawdopodobne – mieszkańcy są tak biedni, że ich po prostu nie stać.
          Dokładnie naprzeciw bloku babci Tomasza znajdował się cmentarz okręgowy, na którym pochowani byli jego rodzice. Zginęli oni w brutalnym, niezapowiedzianym ataku rakietowym na Warszawę. Ówczesna opozycja nie przebierała w środkach i agresywnie wpajała mieszkańcom swoje racje wszelakimi metodami. Ładunek nuklearny, który spadł na poprzednią stolicę Polski, był słaby i nie wyrządził długoterminowych szkód, ale zarazem był na tyle silny, by zabić kilkanaście milionów mieszkańców największej europejskiej metropolii.

          Tomasz minął na chodniku grupkę przechodniów, nie zwracając na nich uwagi. Uważał bowiem, że ludzie nie są ciekawi i należy omijać ich z daleka. Wszędzie mogli kryć się tajniacy i księża w cywilu.
          Wbiegając po obdrapanych i poszczerbionych schodach, Tomek zderzył się ze swoim dawnym znajomym lekarzem – Szczepanem Miręgą. Wymienili tylko uprzejmości, lecz zdążyli umówić się na spotkanie. Poszedł dalej, na czwarte piętro.
          Babcia klęczała w największym pokojem, przed największym krzyżem, jaki Tomasz widział w życiu. Nie przerywając babcinego rytuału, zaczął oglądać obrazy, które były mu doskonale znane.
          Tragicznie zmarły prezydent, którego malarz wyraźnie nie lubił. Portret był niedokładny, niewyraźny i odbiegał od rzeczywistości. Niedbałe pociągnięcia pędzlem sprawiały, że poszczególne kolory zlewały się ze sobą, w dodatku artysta nie przyznawał się do dzieła i nigdzie nie podał informacji o autorze. Tomasz nie lubił tego malowidła, jednak głowę państwa cenił ponad wszystko. Babcia trzymała ten obraz wyłącznie ze względu na niego.
          Tuż obok wisiała ogromna ikona przedstawiająca Maryję z Jezusem na weselu w Kanie. Interpretacja biblijnego cudu wyglądała oszałamiająco. Nawet Tomaszowi – ateiście – podobała się ta scena. Starszawa kobieta ubolewająca nad brakiem wina prosiła Maryję, by jej syn coś na to zaradził. Jezus stał w tle, wykonując energiczne ruchy rękami. W oddali hulał porywisty wiatr, zakrzywiający pomniejsze drzewka w łuki, niemal zmuszając ich czubki do dotknięcia trawy. Artysta oddał piękno tamtejszej natury najlepiej, jak to można było zrobić.
          Najbardziej nielubianym przez Tomasza obrazem był jednak mały, w porównaniu do poprzednich, portret obecnego przywódcy – papieża Klaudiusza Drugiego.

          Gdy staruszka w końcu podniosła się z podłogi, Tomasz opowiedział o zaistniałych okolicznościach, o wysokim rachunku i małych dochodach, chociaż babcia doskonale znała jego sytuację. Był to jednak pierwszy raz, gdy prosił ją o zapomogę.
          – Nie mogę ci pożyczyć pieniędzy – gruchnęła załamującym się ze starości głosem. – Władujesz to w tą barbarzyńską organizację zwróconą przeciw Bogu…
          – Ależ babciu – przerwał jej Tomek. – Potrzebuję pieniędzy, bo nie mam z czego żyć!
          – Stanowcze nie! – krzyknęła. – Najwspanialszy Klaudiusz nie pozwala pożyczać nikomu pieniędzy. Zresztą… I tak wszystko rzucam na tacę. Wolę dać na kościół, niż takiemu bezbożnikowi, jak ty!
          Mężczyzna nie wytrzymał i wybiegł z mieszkania, kierując się prosto do swojego samochodu.
          Stojąc przed klatką, zauważył w oddali dwóch gwardzistów tłukących pałami jakiegoś przechodnia. Zwykle nie interesował go los szarych obywateli, lecz tym razem coś tknęło go, by podejść bliżej. W ofierze rządowych sługusów rozpoznał swojego przyjaciela z dzieciństwa – Metala. Pozyskał sobie ten dumny przydomek z powodu długich, czarnych, wiecznie przetłuszczonych włosów oraz muzyki, jakiej słuchał.
          Tomasz wyjął z kieszeni legitymację potwierdzającą jego przynależność do „Zabić Jezusa” i niemalże wykrzyczał wyuczoną formułkę:
          – Powołując się na artykuł drugi ustawy o nietykalności członków partii politycznych nakazuję wam zaprzestać znęcania się nad tym niewinnym obywatelem.
          Jeden z członków Gwardii Papieskiej spojrzał spode łba na Tomasza i roześmiał się.
          – Patrz Krzychu, to jeden z tych antyklerykałów zawszonych!
          – No – odparł drugi. – Dobra, zostaw tego brudasa, bo jeszcze nam zaszkodzi. Idziemy.
          Gdy Metal wytrzepał się z ulicznego pyłu, podziękował Tomaszowi za bezbłędną interwencję. Wsiedli obaj do Christo AD2094 i pojechali do siedziby organizacji.
          – Miara się przebrała – rzekł zdenerwowany Tomasz. – Czas rozpocząć działanie… Czas ogłosić rebelię i zrzucić ze stołków wszystkich klechów. Za naszą Polskę!
          – Za naszą Polskę! – odpowiedział Metal.
    Opowiadania SF i Fantasy
    Zapraszam na bloga, aktualnie wydaję opowiadanie SF pt. Cztery godziny NOWE!
    http://sciencefantasia.blogspot.com
    ***
    Facebookowa grupa dla twórców blogów literackich - https://www.facebook.com/groups/literaccy/ ;)

  2. #2
    Avatar Piece-of-Ham
    Data rejestracji
    2007
    Położenie
    Pola Pelennoru
    Wiek
    17
    Posty
    420
    Siła reputacji
    17

    Domyślny

    Interesujące opowiadanie z interesującym tematem, chociaż muszę przyznać że chyba sam Dawkins wystraszył by się tak jawnej krytyki religii. Mam też małe zastrzeżenie do nazwy Partii; skoro protagonista żyje w tak okrutnym świecie to czy władze na pewno pozwoliły by na taką nazwę? I co do wodoru - wiem że to Sci-Fi ale jako paliwo przyszłości dużo bardziej pasował by tam Etanol, bo butelka wodoru, nawet z najlepiej skonstruowanym silnikiem, na tak długo chyba nie wystarczy.


    W każdym razie powodzenia w kontynuowaniu, jeżeli kontynuować masz zamiar.

  3. Reklama
  4. #3
    Avatar Elite Box
    Data rejestracji
    2006
    Położenie
    ________________ Piszę: Życie na Rookgaardzie!
    Wiek
    32
    Posty
    289
    Siła reputacji
    19

    Domyślny

    Tak, mam zamiar kontynuować, ale w większych odstępach czasu, bo nie planuję dużo rozdziałów (są dłuższe niż zwykłem pisać).
    Opowiadania SF i Fantasy
    Zapraszam na bloga, aktualnie wydaję opowiadanie SF pt. Cztery godziny NOWE!
    http://sciencefantasia.blogspot.com
    ***
    Facebookowa grupa dla twórców blogów literackich - https://www.facebook.com/groups/literaccy/ ;)

  5. #4
    Avatar Elite Box
    Data rejestracji
    2006
    Położenie
    ________________ Piszę: Życie na Rookgaardzie!
    Wiek
    32
    Posty
    289
    Siła reputacji
    19

    Domyślny

    2. Spotkanie
          Siedziba organizacji mieściła się w sporym, starym budynku, usytuowanym w najdalszych zakątkach Świętego Jana. Na pobliskim skrzyżowaniu rozpoczynała swój bieg pierwsza droga dystryktowa, która łączyła ową małą miejscowość ze stolicą.
          Elewacja już na pierwszy rzut oka zdradzała swój wiek. Odpadający tynk, łuszcząca się farba i krzywe krawędzie okien, kątów i rogów to cechy charakterystyczne przedrewolucyjnego budownictwa. Biurowiec ten miał bowiem niemal sto lat. W teraźniejszych czasach wznoszono ogromne gmachy ze szkła, często będące osobistym popisem architekta, który miał chorą ambicję zaprojektowania najdziwniejszego budynku w okolicy.
          Mężczyźni weszli po poszczerbionych i sypiących się schodach, podpierając się o zimne, metalowe barierki. Drzwi były jednak zaskakująco porządne. Masywne, drewniane z ładnymi, aluminiowymi inkrustacjami w kształcie liści.
          Obok wrót wisiał czytnik kodów kreskowych. Tomasz przystawił swoją legitymację i otworzył drzwi Metalowi, usuwając się z drogi. Po lewej stronie była szatnia z setką pustych wieszaków. Stary szatniarz drzemał w zniszczonym fotelu w kącie pomieszczenia. Na dźwięk dzwonka zerwał się na równe nogi.
          – Witam pana prezesa! – oświadczył ze szczerą radością. Odebrał od mężczyzn płaszcze, odwiesił na najbliższe kołki i wydał numerki. – Miłego pobytu.
          Naprzeciw szatni znajdowało się pomieszczenie Dyżurnego. Wybierany co miesiąc Dyżurny miał za zadanie kierować gości do odpowiednich pomieszczeń, sprawdzać zaproszenia oraz zwoływać nieobecnych członków.
          Krępy mężczyzna za kontuarem Dyżurnego podniósł się, jeszcze bardziej uwydatniając swój wzrost. Uśmiechnął się pod wąsem, marszcząc przy tym skórę przy kącikach oczu. Był prawie po czterdziestce.
          – Witam serdecznie, zapraszam – powiedział, wskazując ręką korytarz.
          – Andrzeju, zwołaj mi tu natychmiast cały zarząd! – rozkazał Tomasz, nie kryjąc wcale swojego zdenerwowania. Niczego nie rozumiejący Dyżurny wykonał jednak polecenie bez zbędnych pytań.
          Tomasz wszedł do Wielkiej Sali, w której mieściły się stanowiska wszystkich ważniejszych pracowników. Naprzeciw drzwi wejściowych wisiał na ścianie wielki telebim, z którego rozbrzmiewały głosy polityków, dziennikarzy i prezenterów telewizyjnych.
          Telebim ustawiony był na kanał telewizji antykatolickiej, która była prowadzona przez jednego z członków organizacji. W pewnej chwili wszyscy pracownicy, którzy przemieszczali się od komputera do kosza na śmieci i z powrotem, zatrzymali się, wpatrzeni w wielki ekran.
          – Warszawa została zaatakowana! Alarm bombowy dla Warszawy! Ogłaszam alarm bombowy! – ryczał Jan Kirulski, prezes TVAK.
          Kamerzysta zręcznie kierował swój sprzęt tam, gdzie zniszczenia były największe, oraz gdzie właśnie spadł pocisk. Tragedia rejestrowana była na żywo. Świetnie, pomyślał Tomasz, w końcu mamy punkt zaczepienia.
          Kompletnie zapominając o swoim przyjacielu, ruszył w kierunku okrągłego stołu, przy którym zwykle odbywały się obrady zarządu organizacji. Usiadł na wielkim, zdobionym krześle ze skórzanymi obiciami, wyciągnął przed siebie nogi, spojrzał jeszcze raz na telebim i zagrzmiał:
          – Pierwsze nadzwyczajne zebranie zarządu Zabić Jezusa uważam za otwarte!
          Asystentki uwijały się jak w ukropie, przynosząc co chwilę nowe sterty papierów. Stół uginał się już pod ciężarem dokumentów, jednak w magazynie zalegało jeszcze ponad tysiąc kartek. W chwili, gdy do budynku zaczęli schodzić się najważniejsi członkowie, jedna z dziewczyn potknęła się, rozsypując tabele, wykresy i kolumny cyfr po niemal całym pomieszczeniu.
          Tomasz nie zauważył, kiedy do Wielkiej Sali wszedł Metal. Pomógł on młodej asystentce uporządkować burdel, jaki zrobiła. Przez moment Tomaszowi wydawało się, że ręce tamtych dwojga nieprzypadkowo spotkały się, próbując pochwycić ten sam dokument. Tak, pomyślał, tu się coś święci…

          Każdy zajął swoje miejsce przy okrągłym stole.
          Gruby i niski sekretarz, który nigdy nie potrafił dobrze wiązać krawata, zasiadł po lewej stronie przewodniczącego. Kropelki potu spływały po jego pucołowatej twarzy, za nic mając sobie puder, którym był wysmarowany. Staruszek chciał ukryć swoje zmarszczki.
          Po prawicy Tomasza zasiadł jego zastępca. Wierny i zawsze gotowy do pracy – tak o nim mówiono, lecz sam pan prezes nigdy go nie pochwalił. Wysoki, na oko niemal na dwa metry, blondyn był wiecznie uśmiechnięty. Rogal z jego twarzy zniknął tylko w momencie, gdy dowiedział się o tragicznej śmierci jego rodziców. Teraz, wciąż wesoły, miał brać udział w obradach, które mogły rozpętać kolejną wojnę.
          Złego słowa nie można było tego powiedzieć o rzeczniku prasowym, który reagował na każdy telefon i nigdy nie odmówił przyjazdu do siedziby. Był z nich wszystkich najmłodszy i najambitniejszy. Nienaganny wygląd, wrodzona elegancja i spodnie, które wiecznie prasował w kancik, powodowały obrzydzenie wśród wszelakich asystentek. Doradzały mu, niektóre nawet namawiały, by założył coś luźniejszego, ten jednak zawsze odmawiał.
          Gdy wzrok Tomasza spoczął na skarbniku, postanowił w końcu rozpocząć spotkanie. Człowiek ten doprowadzał go bowiem do szału swoją niechlujnością i niepunktualnością. W dodatku nic nie robił i przepijał składki.
          – Moi drodzy, spotkanie miało na celu zorganizowanie naszej pracy na najbliższe dwa miesiące, jednak sami wiecie, że zmuszony jestem do podjęcia radykalnych kroków.
          – O tak, pokażmy tym czarnym chujom! – krzyknął jeden z nich.
          – Krzysiu, spokojnie. – Uspokoił go Tomasz. – Musimy opracować plan. Rozdzielę teraz obowiązki i każdy, bez wyjątku, od jutra zabiera się do roboty!
          Wśród zgromadzonych nastąpiło poruszenie, zewsząd słychać było westchnienia i pomruki niezadowolenia. Mieli pracować. Ja pierdole, pomyślał, czy to tak wiele? Ich rodziny mogły zginąć lada moment w kolejnym ataku…
          Nagle jeden z członków niższego szczebla podniósł tyłek z krzesła, spojrzał Tomaszowi w oczy i wysapał:
          – A co my niby możemy, co?
          Gdy zdenerwowany sekretarz pochylił się nad stołem, by wygodniej było mu wstać, przewodniczący zatrzymał go podniesieniem ręki. Przemówił wtedy do rozmówcy:
          – Nic. – Szczerość wypływała z jego ust niczym rozgrzana do białości magma z gardzieli wulkanu. Wszyscy nagle spojrzeli na niego, czuł ich spojrzenia. Ciężkie, pełne żalu i niezrozumienia. Kilka osób wyszło z Sali.

          W końcu, po burzliwej dyskusji, udało się rozdzielić pracę. Skarbnik miał się zająć zbieraniem funduszy na kampanię reklamową, której przygotowanie zlecono rzecznikowi prasowemu. Z założenia mały to być setki ulotek, plakatów, bilbordy, gazetki, ogłoszenia telewizyjne i prasowe. W planach były także latające reklamy wyświetlane z projektora na rozpylonym w powietrzu srebrze.
          Sekretarz zaś miał kontaktować się z przychylnymi organizacji politykami i dziennikarzami. Nadszedł w końcu czas, by uruchomić swoje rządowe wtyki.
          Na barkach zastępcy spoczęła mobilizacja sił w całej Polsce.

          Gdy wszyscy się rozeszli, w kieszeni Tomasza rozległ się dzwonek jego wysłużonego telefonu.
          – Słucham? – powiedział do mikrofonu.
          – Tu Miręga, przybądź proszę natychmiast!
          – Co się dzieje?
          – Akacjowa siedem, kawiarenka „Pod Klonem”. Wszystko ci opowiem na miejscu.
          Doktor rozłączył się po wypowiedzeniu ostatniego słowa.
          Tomasz pojechał w umówione miejsce, gdzie musiał czekać na swojego przyjaciela jeszcze dziesięć minut. Zawsze się spóźniał, pomyślał, nigdy nie potrafił być punktualny. I wtem w bramie kawiarni pojawił się poduszkowiec doktora.
          Miręga wysiadł przez rozsuwane drzwi, zamykając później pojazd za pomocą myśli. Cud nowoczesnej techniki, pojazd sterowany myślami. Jak zwykle nosił ze sobą czarną, skórzaną tekę wypełnioną po brzegi różnego rodzaju papierami. Na jednej stronie widniały naklejki – flagi państw, w których doktor miał przyjemność leczyć pacjentów. Nigdy jednak nie przykleił flagi Katolickiej Republiki Polskiej, czego prawdopodobnie nigdy nie zrobi.
          Mężczyzna nie chciał owijać w bawełnę, zaczął więc od najgorszej wiadomości:
          – Tomku, w twoim blogu rozpylono niebezpieczną substancję biologiczną.
          – Co to znaczy? – zapytał zdziwiony, jakby nic nie zrozumiał.
          – To, że możesz być zarażony śmiertelnym wirusem. Musisz się natychmiast przebadać!
          Tysiące myśli wirowało w czaszce Tomasza. Zbadać, nie badać, a może jednak, a może nie? Nie chciał poznać najgorszej prawdy, ale nie lubił też żyć w niepewności.
          – Nie mam czasu – odparł w końcu, mając nadzieję, że odwlecze wyrok śmierci.
          – Jak chcesz… – skwitował go zrezygnowany doktor. – Przy okazji mógłbym cię o coś poprosić?
          – O co tylko zechcesz, przyjacielu.
          – Zbadaj sytuację w ministerstwie zdrowia, ty masz tam wtyki, jako przewodniczący organizacji opozycyjnej możesz więcej… Musimy…
          – Stary – przerwał Tomasz. – Dołącz do nas, a sam będziesz mógł to zrobić.
          Przez chwilę ich oczy spotkały się na dłużej. Doktor patrzył na Tomasza przepełnionym strachem wzrokiem, jakby chciał już na wstępie odmówić i to z wiadomych tylko jemu powodów. Zgodził się jednak po dłuższym namyśle.
          – Żeby walczyć z tą władzą – mówił – trzeba mieć coś, co sprawi, że lud zacznie ich przeklinać.
          – A przekręty w resorcie zdrowia mają temu posłużyć?
          – Dokładnie tak. Widzisz, kurwa, jak my się doskonale rozumiemy?
          – Ta, ta… – Tomasz wstał, gdy urocza kelnerka przyniosła rachunek. Dał jej do ręki należną zapłatę, zaglądając tym samym w jej pokaźny dekolt. – Dziś u mnie o dwudziestej – szepnął jej do ucha, wkładając za obcisłą bluzkę sto jednostek.
          – Zobaczę, co da się zrobić – mruknął do przyjaciela, wsiadł do swojego Christo i odjechał.

          Zatankował po drodze, przy okazji wstępując do tajnego sklepu monopolowego. Alkohol był bowiem zakazany, odkąd do władzy dorwali się pachołkowie Watykanu.
          – Cześć Grzesiu, co tam?
          – Ah, to ty, Tomaszku… – rzucił zdenerwowany sklepikarz. – Już myślałem, że przyszli po mnie. Wiesz jak jest, strach nie opuszcza mnie nawet na chwilę. Za każdym razem, gdy słyszę dzwonek, chowam się pod ladę i udaję, że mnie nie ma. Cholerni Gwardziści, psia ich mać…
          – Spokojnie. Podaj mi flaszkę i się zmywam, nie chcę narobić ci koło dupy.
          Sklepikarz podał mu flaszkę i schował się pod swoją ladę.

          Wychodząc ze sklepu, Tomasz zauważył, jak grupka gwardzistów bije chłopaka. Kurwa, znowu Metal, pomyślał i ruszył przyjacielowi na pomoc.
          Wsiedli obaj do samochodu i odjechali, przez całą drogę milcząc. Dopiero pod siedzibą „Zabić Jezusa” Tomasz zapytał, o co chodzi.
          – Stary, nie zapłaciłem składki w Dzień Święty i mnie teraz ścigają… – odparł Metal. – Rozumiesz to? Pięćset jednostek co tydzień musisz rzucać na tacę, bo się przypierdolą do ciebie, do twojej żony, matki, a jak trzeba to i córkę z kasy oskubią, jak do szkoły będzie szła.
          – Spokojnie, pogadamy w środku.
          Gdy przeszli przez zdobione drzwi obskurnego budynku, ich oczom ukazało się ciało Dyżurnego, leżące na podłodze.

    __________
    Uhhh wrzucam Wam kolejny rozdział. Zachęcam do czytania, planuję jakoś rozwinąć wątek science-fiction.
    Opowiadania SF i Fantasy
    Zapraszam na bloga, aktualnie wydaję opowiadanie SF pt. Cztery godziny NOWE!
    http://sciencefantasia.blogspot.com
    ***
    Facebookowa grupa dla twórców blogów literackich - https://www.facebook.com/groups/literaccy/ ;)

  6. #5
    Avatar Demigod
    Data rejestracji
    2012
    Położenie
    Kraków
    Wiek
    33
    Posty
    72
    Siła reputacji
    13

    Domyślny

    Wkręciłem się w to opowiadanie :) niezmiernie czekam na dalsze części. Podoba mi się jak starasz się pokazać świat gdyby zachłanni księża doszli do władzy absolutnej.

    Peace

Reklama

Informacje o temacie

Użytkownicy przeglądający temat

Aktualnie 1 użytkowników przegląda ten temat. (0 użytkowników i 1 gości)

Podobne tematy

  1. [opowiadanie] "Woda cmentarna"
    Przez konto usunięte w dziale Artyści
    Odpowiedzi: 14
    Ostatni post: 01-12-2012, 09:40
  2. [Opowiadanie] "Skrywane uczucia"
    Przez jestrewelacyjnie w dziale Artyści
    Odpowiedzi: 21
    Ostatni post: 21-11-2012, 22:14
  3. Odpowiedzi: 7
    Ostatni post: 25-03-2012, 14:57
  4. Odpowiedzi: 2
    Ostatni post: 21-01-2012, 15:12
  5. Kolejne opowiadanie z serii "Moja Kariera"
    Przez Bartek111 w dziale Tibia
    Odpowiedzi: 18
    Ostatni post: 13-07-2009, 12:49

Zakładki

Zakładki

Zasady postowania

  • Nie możesz pisać nowych tematów
  • Nie możesz pisać postów
  • Nie możesz używać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •