A zatem miłej lektury.
Wstęp
Od pięciu minut wozem rzucało niemiłosiernie. Był to jednak dobry znak, wybrukowana droga wskazywała bliskość miasta. Noc była ciepła, na bezchmurnym niebie widniały jasno świecące gwiazdy i księżyc. Mimo, że było już po północy dobrze oświetlona, wschodnia część Alzary rzucała się w oczy z dużej odległości. Zamek do którego zmierzali właśnie pojawił się w zasięgu wzroku. Nic jednak nie potwierdzało, że jest to pałac Shiddt’a jednego z najzdolniejszych magów Merangry, rycerza, który już pół wieku temu zapisał się na kartach historii, gdy dowodzona przez niego armia wygrała jakże ważną bitwę o Shishthang, krainę leżącą na granicy Merangry i Almastaru. W każdym razie zarówno woźnica jak i młody pisarz spodziewali się innego widoku. Ciemny, obskurny budynek z wieloma dziurami w murze nie zrobiłby wrażenia na kimkolwiek. Młodzi podróżnicy nie wiedzieli, że o świcie ujrzą prawdziwe piękno tego obiektu.
-Panie Yarlo dojechaliśmy na miejsce – szorstki głos woźnicy wyrwał go z zamyślenia.
Chuck, Chuck Yarlo młody i świetnie rozwijający się pisarz nie rozumiał do końca swojej misji. Został poproszony przez króla Greywalda o spisanie historii życia mistrza Shiddt’a lecz dobrze wiedział, iż nie może lepiej władać piórem niż mistrz Stowarzyszenia Magów Merangry, pułkownik Artur Shiddt. Z zamyślenia wyrwało go chrząknięcie.
Przed pisarzem stanęła młoda kobieta, szatynka o nieziemsko czarnych oczach, szczupła, ubrana jedynie w krótką koszulę nocną odkrywającą jej smukłe i blade nogi.
-Witam, jestem Marta i zadbam, aby czuł się tu Pan jak najlepiej.
-Miło poznać – oznajmił ze szczerym uśmiechem - Jestem Chuck, Chuck Yarlo.
-Przykro mi, ale pan Shiddt został wezwany do chorego. Musi pan wiedzieć, że pan Shiddt pomaga chorym z Alzary i okolicznych wsi. Jeśli pan pozwoli pokażę pańską sypialnię.
-Bardzo chętnie zobaczę miejsce mojego spoczynku, jednak wprzódy chciałbym prosić panienkę aby zwracała się do mnie po imieniu.
-Cieszę się, oczekuję od pana tego samego – pierwszy raz odkąd ją zobaczył uśmiechnęła się, musiał przyznać, że jej uśmiech był jeszcze bardziej czarujący niż zupełnie czarne oczy.
Weszli do zamku. Nie było to chyba główne wejście, po przejściu przez przedsionek znaleźli się w kuchni.
-Wchodzimy dziś drzwiami bocznymi, drzwi główne zamykają się zawsze o północy – wyjaśniła.
-No tak, magia – pomyślał Chuck.
Kuchnia była ogromna, na pożółkłych ścianach wisiały srebrne garnki, patelnie i talerze. Na środku pomieszczenia znajdował się wielki piec z miejscem na co najmniej tuzin garnków. Było tu jednak bardzo zimno, kucharze skończyli pracę prawdopodobnie wiele godzin temu. Po wyjściu z kuchni przeszli do długiego, szerokiego holu. Po obu stronach na tle kamiennych ścian ustawiony był szpaler ze zbroi które imitowały stojących żołnierzy. Stały tam zbroje żelazne pamiętające pewnie młodość samego gospodarza, jak i bardziej dostojne brązowe czy platynowe, prawdopodobnie ofiarowane przez króla. Na każdej jednak znajdował się ten sam herb - spleciony w walce smok z jaszczurem. Plotki mówiły, że ten herb Shiddt nadał sam sobie po jednej z wojen, gdy został bohaterem narodowym. Wywodził się on przecież z rodziny wiejskiej, nie mającej szlacheckiej przeszłości, nie mógł mieć herbu rodowego.
Doszli do końca holu, cały czas podążała za nimi dwójka strażników, która niosła ich bagaże. Hol kończył się okrągłym pomieszczeniem, była to podstawa wieży, w której drzwi rozchodziły się we wszelkie strony, na środku znajdowały się pięknie zdobione spiralne schody. Była to część mieszkalna. Znajdowały się tu komnaty gości, sypialnia i pracownia pana Shiddt’a. Cała wieża od piwnicy do poddasza była wyłożona białym jak śnieg marmurem, w porównaniu do ścian holu zbudowanych z szarego kamienia można tu było się poczuć jak w pałacu. Marta wprowadziła gości na drugie piętro po czym wskazała dwoje drzwi.
-Ta po lewej to twoja sypialnia, natomiast twój przyjaciel może spocząć w pokoju po prawej stronie.
-Dziękuję, chciałbym jedynie przespać się i o świcie wyruszyć w drogę powrotną – woźnica odezwał się pierwszy raz po przybyciu do zamku.
-W takim razie do zobaczenia o poranku. Jeśli pozwolisz zbudzę cię trochę wcześniej by wyjaśnić ci zasady panujące w tym domu – zwróciła się do Chucka – Miłych snów – tym razem obróciła głowę w stronę woźnicy i odeszła spokojnym krokiem w kierunku schodów.
Chuck wszedł do swojego pokoju. Pomieszczenie było niezbyt duże, wszystkie ściany tak jak w przedsionku wieży były białe, tak białe, że nawet nocą odbijały dużą ilość światła. Przy przeciwległej do drzwi ścianie stało łózko. Wyglądało na solidne i wygodne, chociaż o tej porze każde łóżko wygląda na wygodne. Nad łóżkiem znajdowało się niewielkie okienko, przez które było widać wyraźnie święcący księżyc. Chuck ocenił, że sypialnia była dużo ładniejsza i milsza niż ta na dworze króla, gdzie przebywał i kształcił się przez ostatnie dwa lata. Pośpiesznie założył luźniejsze ubranie i położył się do łóżka. Zmęczony długą i wyczerpującą podróżą zasnął szybko.
Nie wiem czy powinienem to publikować tak jak robię, czy może wklejać w oknie [ code], proszę o jakieś sugestie.
Jeżeli się spodoba to będę pisał dalej, jak nie to pisał będę i tak, najwyżej nie będę wrzucał na torga.
Zakładki