Psss.
Ten dzień zapowiadał się ciekawie i nie mówię tutaj tylko o moich przeczuciach, po prostu wszystko na to wskazywało, od dobrej pogody po nadciągające nowiny o strażnikach światła i świętym ogniu, ale o tym później. Wraz z kompanem, doświadczonym królewskim paladynem o egzotycznym imieniu Fisshin wyruszyliśmy upolować niezwykłego i jakże legendarnego stwora, mowa tutaj o hydrze (wszystkie bajki o odrastających głowach są mocno przesadzone).
Hydry padały jedna po drugiej, celnie wystrzeliwane bełty i rażąca moc energii kładły trupem nawet najbardziej zawzięte osobniki. Warto zwrócić uwagę że głównym powodem dla którego wyruszyliśmy w głąb dżungli nie była czysta chęć zabicia niebezpiecznych monstrów, a żądza złota i łupów jakie hydry mogły mieć przy sobie. Jak się po chwili okazało nasze oczekiwania zostały spełnione...
Podniecenie opadało, a na zazwyczaj kamiennej twarzy Fisshina pokazał się leki uśmiech, który miał się przerodzić w dziki śmiech i radosny okrzyk. Gdy kolejna hydra padła pod gradem ciosów pozostawiając po sobie coś dla naszego Królewskiego Paladyna, nic innego jak Królewski Hełm. Jakiego bogatego szlachcica musiała pożreć hydra że w śród jej oślizłych wnętrzności można znaleźć taki okaz dumy kowalskiego rzemiosła? Chyba nigdy się nie dowiemy, teraz hełm należy jednak do nas.
Polowaliśmy dalej, pełni zapału i nadziei. Oczekiwaliśmy kolejnych skarbów kosztowności i złota, jednak to wszystko co mieliśmy dzisiaj zdobyć. Chociaż nie, dzień nie był udany tylko dla tego że szybko się wzbogaciliśmy, a dla tego że każda wyprawa niesie za sobą również przeżycia.
Wyczerpani postanowiliśmy powrócić do miasta i podzielić łupy, tutaj kończy się przygoda i walka u boku Fisshina, chociaż zapewne nie ostatnia. Jednego się dzisiaj nauczyłem, lepiej nie stawać na przeciw kuszy gotowej do strzału, tym bardziej gdy dzierży ją obrońca wiary.
Zakładki