Pewnego zimowego dnia, po dość długiej nieobecności w tym wspaniałym świecie, powróciłem. W geście powrotu wszedłem do pałacu mojej jeszcze istniejącej gildii. Wszyscy przywitali mnie hucznie, opijaliśmy to miksturami życia i energii. Impreza nie trwała zbyt długo, ponieważ miałem chcice, chciałem znów spojrzeć prosto w oczy Smoczym Lordom. Był jeden problem, nie widziałem Tibii od paru dekad i wszystko wydawało się tam mniej kwadratowe. Gdy jednak wyszedłem z piaskowego miasta na pustynie zaatakował mnie obóz słabo uzbrojonych Nomadów. Nie miałem z nimi wielkich problemów, gdyż bylem Elitarnym Rycerzem (niestety na emeryturze, ale chciałem powrócic do dawnych przygód i moich wspaniałych rówieśników) , powoli zbliżyłem się do schodów myśląc, co się zmieniło przez te wieki nieobecności. Balem się, ze nie podołam wyzwaniu. Wszedłem, odziwo miejsce bylo puste. Zacząłem krzyczeć "HOP, HOP! Czy jest tu ktoś?!", odpowiedziało mi tylko echo (lub głos Mistrza Gry albo nawet samego Boga!) Pierw na rozgrzewkę zobaczyłem zielono skórą (bądź łuskową) maszkarę. Zionęła we mnie ogniem, aż gruczoły potowe na łuskach od mojego wspaniałego pancerza wykipiały potem. Przy drugim ataku zasłoniłem się moja demoniczną tarcza. Nie poczułem nawet gorącego podmuchu, od razu przystąpiłem do kontrataku. Uderzyłem go z mojego mistycznego mściciela. Wbiłem się w niego, że aż poleciało mu 240 jednostek życia. Maszkara ledwo co poruszała się na łapach, więc nie próżnowałem, drugi, trzeci i w końcu czwarty strzał. Smok nie żyje. Gdy przeszukiwałem jego wnęczności podpalił mu się piekielnym ogniem żołądek. Okazało się, ze prędzej Bestia połknęła od jakiegoś zbłąkanego maga kij piekielnego ognia. Zabrałem ową zdobycz z rozkładających się, śmierdzących przypaloną siarką zwłok smoka. Nagle w realnym świecie mama wrócila z zebrania i zaczęla mi brzydko mówić, bądź oznajmiając, że mam jednem słowiem przeje****, czy jak to ona mówila "nie zobaczysz swoich wirtualnych przyjaciól przez wieki". Ja z depresyjnego zdesperowania zacząłem wylewać na matkę świeżo co zaparzoną herbatę. (nie ma to jak zdobywanie doświadczenia przy średnio zaparzonej herbacie). Wiedziałem, ze matka zaraz się ocknie, wiec nie marnowałem czasu. Zszedłem na dół. Moim oczom ukazała się melina Smoczych Lordów. Nie wiedziałem co zrobić. Tyle negatywnych czynników odgrywało bardzo ważną rolę w moich psychicznych doznaniach. Zacząłem używać potężnego czaru ofensywnego. Wypowiedziałem kilka razy dwa proste słowa: "exori gran" . Smocze Lordy Oszołomiały. Latały jak surikatki po sawannie (drodzy mapperzy Cipsoftu, wprowadźcie mi surikatki!), a ja mając kurwiki w oczach zacząłem uderzać w nie ze swojego mistycznego mściciela. Po chwili wyszedłem z transu, ku moim oczom ukazała się sterta czerwono-bordowych zgniłych żydowsko-smoczych ciał. Nie zdąrzyłem przeszukać tego smrodu, a moja matulka wcisnęła reset w mojej jednostce centralnej. Odruchowo nie oglądając się za siebie pociągnąłem mocnego cepa z łokcia. Okazało się, że to moja matka. Leżała nieprzytomna na ziemi.
Nie tracąc czasu, szybko włączyłem Tibie. Na szczęście nic się nie stało. Jedynie ciała bardziej śmierdziały. Z sześciu ciał wyciągnąłem jedną jeszcze nie noszoną zbroje z łuski smoczej oraz dwa królewskie hełmy. Szybko wyszedłem z nory, ponieważ poczułem zagrożenie (Poczułem się jak opos na niemieckiej autostradzie). Przy wyjściu spotkałem kolegę, któremu śmierdziało spoconymi smokami. Powiedziałem mu, że to mój pot (bardzo się zmęczyłem przy wybijaniu Panczandragonów). On się do mnie ironicznie uśmiechnął, choć w głębi dusz (a miał tych dusza aż 200!) wiedział, że jestem szanowanym się elitarnym rycerzem. Zacząłem przemierzać pustynie. Szedłem w stronę miasta "stu piramid". Gdy przekroczyłem mury aglomeracji, zacząłem szukać forum gdzie mogłem porozmawiać z innymi dzielnymi herosami. Przy okazji sprzedałem swoje jeszcze śmierdzące nowością, bądź trupem zdobycze. Nad piramidami zaczęło zachodzić słońce. Poszedłem więc do swojego mieszkania. (Mieszkałem w piramidzie spółdzielni mieszkaniowej faraonów). Schowałem do kufra swoje krystaliczne pieniądze (nigdy nie ufałem bankom, a szczególnie tym z wysokimi lokatami). Z racji tego iż tam gdzie mieszkam jest bardzo ciepło, nie miałem się czym przykryć i zasnąłem z pełnym opancerzeniem na papirusowej macie. W nocy przeżyłem piękny erotyczny sen, zaczęło mnie coś przyjemnie kuć, gdy się obudziłem z rozczarowaniem spojrzałem na swój miecz. Od tamtej pory nigdy nie miałem takich snów...
To moje pierwsze opowiadanie.
Mamie nic się nie stało. Jest cała i zdrowa. xd
Zakładki