Pewnego, nie zbyt słonecznego dnia, na targowisku próbowałem zakupić zbroję rycerską za 5 tysięcy miedziaków z 7 tysięcy, które miałem. Zauważył mnie wtedy mój przyjaciel, który od razu podszedł i zagadał.. "Ooo.. widzę, że zarobiło się ostatnimi czasy..." - powiedział. "Tak, krasnoludzcy strażnicy gubią sporo złota, a i czasem jakiś topór spadnie." - odpowiedziałem dumnie. "Dobra, słuchaj.. mam sprawę. Wybieram się na wywerny, mam przy sobie sporo mikstur odnawiających energię, więc jeśli chcesz zarobić parę groszy, to możesz się ze mną wybrać a i przyda się mi się pomoc." - zaproponował. "Hm, miedziaków mam sporo w banku, ale chętnie pomogę.. a przy okazji potrenuję nieco moją walkę na dystans". Szybko pobiegłem do depozytu po zbroję cienia, płytowe nogawice, hełm cienia, tarczę strażników(?) oraz królewskie włócznie. Druid, z którym się wybierałem na polowanie nie musiał długo na mnie czekać. Obraliśmy kierunek fortecy orków, gdzie po drodze znajduje się miejsce z wywernami. Z oddali słychać było dość głośne ryki potworów. Gdy już doszliśmy, towarzysz wszedł pierwszy po schodach prowadzących na siedlisko wywern bez mniejszego namysłu, ale zapłacił za swój pośpiech. Wrócił po niemal sekundzie cały zziajany oraz z poszarpanym ubraniem.. Musiał zapewne oberwać od kilku tych wstrętnych kreatur. Ledwo wyszeptał, iż na górze jest aż 5 wywern, więc zabicie wszystkich byłoby nie lada problemem, więc nie chcieliśmy ryzykować. Gdy tak myśleliśmy, jak rozprawić się z potworami, dosłownie przed oczami przebiegł nam bogato uzbrojony rycerz, więc mogliśmy stwierdzić, że miał spore doświadczenie w zabijaniu takich potworów. Zawołaliśmy go bez wiekszego namysłu a elitarny rycerz zatrzymując się, zdjął bardzo piękny hełm, i wtedy zauważyliśmy, że stoimy przed kobietą. Ta z radością w głosie zapytała nas "Tak? W czym mogę pomóc?". Jeszcze nieco zdziwiony odparłem "Eee.. Więc, na górze jest sporo wywern, mogłabyś nam pomóc je zabić?". Kobieta zgodziła się. Weszła pierwsza, a my zaraz za nią. Naszym oczom ukazała się spora grupa wywern, z którymi na pewno nie mielibyśmy najmniejszych szans. Rycerz krzyknął "Bijcie ja je zablokuję", i po tych słowach rzuciliśmy się na kreatury. Moją pierwszą rzuconą włócznią trafiłem potwora w skrzydło, ta ryknęła głośno ziejąc jakimś trującym gazem prosto we mnie. Poczułem jak ubywa mi życie, więc w pośpiechu wypiłem mikturę życia, których to miałem około 10. Kiedy poczułem się lepiej, chwyciłem za kolejną włócznię i cisnąłem nią ponownie. Wywerna oberwała w głowę, a włócznia przeszła ją na wylot. Po takim ciosie, wiedziałem, że już mi nie ucieknie, więc kolejny rzut uśmiercił potwora. Podchodząc do zmarłej wywerny widziałem, iż pod nią coś się pali.. Nie miałem pojęcia co to, odsunąłem wywerne i moim oczom ukazała się różczka piekieł oraz 21 złotych monet. Schowałem zdobycz szybkim ruchem do plecaka i ruszyłem pomóc kompanom. Poszło szybko, zabiłem jeszcze jedną kreaturę a moi kompani pozostałe 3. Podziękowaliśmy dziewczynie, dzięki której teraz swobodnie będziemy mogli polować. Rycerz opuścił nas zmierzając ku fortecy orków. Wraz z towarzyszem polowaliśmy jeszcze jakąś godzinkę po czym postanowiliśmy odejść, ponieważ druidowi skończył się zapas mikstur. Zarobiułem na tym polowaniu różczkę piekieł, 913 złota oraz kilka kawałków smoczego mięsa.
* * *
Wracając do miasta spotkałem znajomego, powiedziałem druidowi, że dogonię go później. Znajomy, którego właśnie spotkałem był dość doświadczonym paladyem, który właśnie szedł na smoki. Zaproponował, abym wybrał się z nim, będzie większa zabawa. Miałem lekkie obawy, ponieważ już nie raz byłem porządnie ranny przez te wredne potwory, ale zdecydowałem się, że pójdę. Doszliśmy do miejsca zwanego legowiskiem smoka i jak się okazało, droga jest dość skomplikowana. Przyjaciel znał dobrze drogę, więc nie było problemu. Parę dziur, do przejścia, parę skorpionów do zabicia i jesteśmy. Już na samym początku przeraziłem się, widząc martwe ciała smoków. Towarzysz uspokajał mnie i wmawiał, że z nim nie zginę. Zmobilizowany udałem się za kompanem. Weszliśmy po schodach do jaskini na wschód, a tam zobaczyłem wiele martwych ciał oraz rozwścieczonego smoka, biegnącego do nas. Paladyn szybkim ruchem chwycił za królewskie włócznie, oraz cisnął jedną z nich w smoka. Nie czekając na nic, zrobiłem to samo. Już po kilkunastu sekundach smok był martwy, bardzo mnie to ucieszyło. Potwór upuścił jedynie miecz oraz 45 miedziaków. Postanowiliśmy ruszyć dalej. Zaatakował nas kolejny smok, więc tym razem ja, bez namysłu pchnąłem włócznią pierwszy, i trafiłem go w brzuch! Mocny ryk nieco przeraził mnie, ale już na pomoc ruszył mój przyjaciel. Smok padł bardzo szybko. Zadałem więcej obrażeń, więc pobiegłem sprawdzić, co owa kreatura upuściła. Otwierając worek, ujrzałem piękny smoczy młot oraz kilka złotych monet. Pochwaliłem się zdobyczą towarzyszowi i ruszyliśmy po schodach w górę. Paladyn zaproponował, abyśmy poszli na władcę smoków. Nie zgodziłem się, jednak przyjaciel kusił mnie bardzo dobrą zdobyczą, jaka może nam się trafić. Złamałem się i poszedłem wraz z nim. Weszliśmy na szczyt kamiennej wierzy, gdzie władca smoków przebywał, jednak jakiś rycerz już się nim zajmował. Kolega rzucił się na potwora, mimo, iż mu to odradzałem. Rycerz, który bił smoka, sprytnie zszedł na dół, aby potwór przerzucił się na nas. Tak też się stało. Gdy zobaczyłem, iż głowa potwora skierowana jest w moją stronę, ciało same aż rwało się do ucieczki.. Byłem już blisko schodów, gdy władca smoków zionął potężną falą ognia prosto we mnie i w mojego kompana. Szybko wypiłem miksturę życia i wręcz zeskoczyłem ze schodów w bardzo ciężkim stanie. Gdy byłem już niżej, paladyn nie w lepszej kondycji wpadł na mnie i przewrócił się. Rycerz, stojący obok śmiał się z naszej naiwności i głupoty, nazywając nas "noobami". Poczekaliśmy lecząc się wciąż miksturami, aż on dokończy swoją robotę. Poszliśmy zabić jeszcze kilka smoków. Gdy ponownie wróciliśmy, aby zabić władcę smoków, było pusto i potwór był tylko nasz! Paladyn stwierdził, że to on przyjmie go na tarczę, zgodziłem się. Ruszyliśmy! Smok atakował mojego towarzysza. Drapał go swoimi półmetrowymi pazurami oraz wypuszczał kule ognia, zadając poważne obrażenia. Biliśmy go na zmianę, jednak pokryty był mocnymi, czerwonymi łuskami, więc nie raniliśmy go jakoś specjalnie. Trafiłem go w oko, smok momentalnie przerzucił się na mnie. Pod wpływem adrealiny rzucałem coraz mocniej i szybciej, aż mój sam się dziwiłem. Oberwałem jednak z pazura, który rozerwał mi prawie całą zbroję cienia. Potężny rzut kolegi uratował mi życie! Kreatura padła po wyczerpującej walce. Bardzo byliśmy z siebie zadowoleni, był to mój pierwszy, naprawdę groźny potwór, z którym się zmierzyłem. Paladyn, podbiegając do martwego ciała smoka wydobył worek, hmm. Co by mogło być w środku... Gdy patrzyłem na niego, widocznie zauważyłem szeroki i szczery uśmiech, chwile później wyciągał już zbroję znaną również jako zbroją ze smoczych łusek. Była to wspaniała zdobycz, która bardzo drogo można było sprzedać na targowisku. Wracając zabiliśmy jeszcze kilka smoków, ja zużyłem do końca wszystkie mikstury życia.
* * *
Będąc w mieście, towarzysz wartko sprzedał zdobycz, za którą dostał 50 tysięcy miedziaków! Podzieliliśmy się po połowie. Ja wiedziałem, że mniej zrobiłem w walce ze smoczym władcą więc pozwoliłem, aby paladyn wziął 35 tysięcy, a mi zostawił 15. Tak oto sprzedając do końca zdobyte wcześniej przedmioty takie jak: smoczy młot oraz różczka piekieł wyszedłem na duży plus. Mianowicie zarobiłem dzisiejszego dnia ponad 20 tysięcy złota, co mogę uznać za dzień udany. Miałem już w banku odłożone 7 tysięcy, więc bez namysłu zacząłem krzyczeć na targowisku, czy nie ma ktoś do sprzedania złotej zbroi.
Dziękuję i proszę o komentarze..
btw. Posiadam 32 lv Paladyna, druid miał 38 lv a przyjaciel paladyn 43. ;)
Zakładki