Czarek napisał
no dobra, ale jakis jeden powazny argument i od razu mowie, ze zniszczona watroba to nie argument bo sa ludzie, ktorzy pija dzien w dzien po nascie lat, a sa tacy, jak chlop u nas na forum pil barmanskie 18%i mu watroba kucnela
dla mnie jedynym argumentem, ktory przychodzi do glowy to jednak stosunek do drugiej osoby, ktora musialbym naprawde kochac i zrobic dla niej wszystkio i zmienic sie pod nia, a tak to nie widze zadnego argumentu bo smierc w meczarniach czy nie to i tak kazdego z nas czeka
To mówiłem kiedyś ja i jesteś na podobnej drodze. Aktualnie nawet jakbym mógł, to nie sięgnąłbym po alkohol, bo to oznaka słabości. Ile to lat wstydu przed samym sobą(bo przeciez co mnie obchodzą inni) i wmawiania sobie kim to się nie jest. Tłumienia w sobie narkotycznego drugiego ja, z którym tak bardzo ciężko było mi się rozstać.
Zmienić się dla kogoś - to pewnie można podpiąć pod jakąś ez chorobę psychiczną. Nie tak dawno pisał to podobny gość na Tibiantisie(acid head). Są to również moje słowa stąd ta teza. Pewnie masz jeszcze kompleks boga(którego możesz się wypierać) - Ty możesz, Ty zrobisz, Ty wiesz, Ty zdecydujesz, a wszystko wokół Ciebie tańczy i śpiewa essa. Jebać, pierdolić, nic nie wiecie, ha ha ha, jutro...
Kwestia indywidualna ile czasu zajmie Ci przełknięcie swojej porażki. Ja zdążyłem na 30'ste urodziny, a mój pierwszy ja miał dopiero 23 lata.
Na końcu chciałbym tylko dodać apropo śmierci. Oczywiście każdy z nas zdechnie ale przestałem rozumieć, po co speedrunować. Brzydzę się słabości, a poddać się to to samo. Walczysz do końca i zdechniesz jak każdy albo jak tchórz zawinięty w kaftan na 40'ste urodziny.
Zakładki