Muszę przyznać, że ci alpiniści to jednak mają przejebane. No przepierdolone jak sam skurwysyński skurwysynek. Nawet w filmach są przedstawiani w najlepszym razie jako półdebile.
Z racji tego, że oglądam sporo filmów i pula tych dobrych już się powoli wyczerpuje, to czasem zarzucę coś zupełnie losowo. Wczoraj padło na film "Na krawędzi" z 1993. Z opisu wiadomo, że to typowy film z pogranicza taniego thrillera i jeszcze tańszej akcji, która będzie się kręcić wokół wspinaczki. Ale nic to. Mamy film o wspinaczach i nie zgadniecie co widzimy już w pierwszej scenie. Tak, zadowoloną parkę siedzącą na półce skalnej i czekającą na helikopterek... Parkę, czyli faceta i dziewczynę, nadmienię, bo w kontekście pozostałych bohaterów nie byłoby to oczywiste, ale o tym później. Facet, okazuje się, jest kompletnym impotentem nie tylko umysłowym, bo zabrał dziewczynę na włażenie po pionowej skale, przekonując ją, że to lepsze niż seks. W trakcie akcji ratunkowej dziewczyna ginie, o co kochaś obwinia jednego z ratowników, a prywatnie swojego przyjaciela, nie zważając w ogóle na to, że był jedynym, który ją próbował ratować z narażeniem życia, a zawiódł sprzęt ratowniczy. Kwestia sprzętu też jeszcze powróci i jest to dość komiczne, że mają helikopter, a nie stać ich kurwa na linę i inny podstawowy ekwipunek. W każdym razie wspinacz-ratownik, który przypadkiem wygląda jak Rambo, staje się uosobieniem łódzkiego pogotowia.
Następnie przeskakujemy o rok do przodu. Dowiadujemy się, że po tym incydencie Rambo zniknął na rok, bo musiał odreagować. Nie byłoby to nawet takie dziwne, gdyby nie fakt, że zostawił bez słowa swoją kobietę, która również jest ratownikiem i siedziała w tym helikopterze. A teraz po nią wraca. Cóż, to i tak jedno z najmniej irracjonalnych zachowań bohaterów tego filmu. W pogotowiu górskim pracuje teraz ten wspinacz-amant. Mamy jeszcze pilota helikoptera, który z całej zgrai wydaje się być najnormalniejszy, co jest dość wymowne, biorąc pod uwagę, że jego hobby jest tworzenie niezrozumiałych kompozycji z wyciągniętego ze śmietnika starego okna. Tytuł ostatniego dzieła: "Banan zjadający małpę". Mniej więcej na tym etapie filmu poznajemy też dwóch pedałów-hipisów, którzy się wspinają przy najgorszej pogodzie. Nie wiadomo, po co oni są, bo absolutnie niczego nie wnoszą do filmu. Widocznie trzeba gdzieś było upchnąć geja, by kogoś nie urazić.
Tymczasem poznajemy również grupę terrorystów, którzy rozbili samolot w tych górach i zgubili 3 walizki z forsą. Uzbrojeni są jak oddział G.I.Joe, ale każdy, bez wyjątku, jest kompletnym kretynem i zachowuje się w sposób niepoczytalny. Na przykład - tu pominę trochę nieistotnej dla akcji fabuły - kiedy idą ze wspinaczem-cierpiętnikiem oraz wspinaczem-amantem po walizki, okazuje się że jedna z nich jest na półce skalnej wysoko nad ich głowami. Każą więc jednemu tam po nią wejść. Wszystko spoko, ale jak typ już tam włazi, to zamiast kazać mu ją przynieść (wciąż mają drugiego jako zakładnika), nagle dostają jakiegoś niezrozumiałego napadu szału i walą z całego arsenału w górę. Dlaczego? Nikt tego nie wie. Przecież gdyby go zabili, to kto by im przyniósł tę walizkę z 30 milionami dolarów? W efekcie tej kanonady schodzi lawina, która porywa walizkę i jednego z opryszków. Nikt się tym jednak nie przejmuje, zadowoleni idą sobie po kolejne dwie walizki. Nie baczą też na to, że jeden z nich był przekupionym agentem FBI, a wspinacze-ratownicy nie wrócili do bazy, więc już wszyscy ich szukają, a nie mają dokąd uciec. Po prostu robią sobie spacerek po górach. Tu znów trochę przewinę, by wrócić do kwestii sprzętu. Mamy wspinacza-Rambo i tę jego byłą laskę. Na polecenie by wezwała pomoc przez radio odpowiada, że radio kurwa zamarzło. Jak to zamarzło? Przy -10 stopniach? Co kurwa? Ale Rambo też nie widzi w tym nic dziwnego, że radio ratownika górskiego zamarza przy 10 poniżej zera, więc gołymi rękami masakruje jakiegoś murzyna, którego wódz sprzedał za paczkę fajek. Robi to praktycznie na oczach całej bandy złoczyńców, ale wszyscy stwierdzają, że już ciemno i się rozchodzą do spania. Potem jest bardzo romantiko scena, kiedy Rambo i tamta dupa siedzą w jakiejś grocie i palą w ognisku pieniędzmi z drugiej walizki. Aha, w grocie były nietoperze, które dupa płoszy nad ranem i dostajemy pełną grozy scenę jak z "Ptaków" Hitchcocka. Do końca filmu praktycznie nic się już nie dzieje, Rambo nie musi się nawet wysilać, by skasować oprychów, gdyż ci sami się kasują jeden po drugim. Na samym końcu mamy tylko pojedynek z bossem, który siedzi w helikopterze i nasz bohater go rozwala. Koniec.
Jeśli film miał być satyrą ze środowiska wspinaczy, to całkiem udaną i tu wracamy do sedna. Naprawdę współczuję tym gurkowłazom tego, jak dosłownie każdy drze z nich łacha. Nawet jebany Sylvester Stallone xD
Zakładki