Pomijając całkowicie jego całą poezję bo to jebana grafomania, uważam że w największej mierze można się skupić na jakże wspaniałym dziele 'miłość i odpowiedzialność', które to jest typowym jebanym katolickim bebłaniem wokół tego samego ("Bądźcie dobrymi ludźmi, gdyż bycie dobrym człowiekiem jest dobre, a pomaga nam w tym pan nasz jezus chrystus umęczon pod ponckim piłatem, ukrzyżowan i zbawion kurwa cały świat swoją miłością i dobrocią, gdyż on dał te dobroć żebyśmy my teraz byli dobrzy bo to jest dobre"). W ogóle bardzo ciężko wypunktować pośród tego steku bzdur wartościowe punkty bo nic tam nie jest wartościowe. Dajmy na to, wojtyła krytykuje utylitaryzm nie mając żadnych podwalin naukowych i intelektualnych ku temu. W tych pseudoencykliczkach nie raz dorabia ideologie różnym wygodnym w danym czasie tendencjom, niejednokrotnie krytykuje sens i sedno antykoncepcji, próbuje tłumaczyć zbrodnie wojenne, gloryfikuje cierpienie tworząc chory obraz istoty człowieczeństwa bo chyba nikt normalny się nie zgodzi, że człowiek żyje po to żeby cierpieć. Jeśli ktoś (słusznie zresztą) ma wyjebane w to bebłanie i taplanie w tym samym tendencyjnym języku "miłości" to właśnie niech przeczyta chociaż tę "miłość i odpowiedzialność". Jest to stosunkowo stare dzieło Wojtyły, ale w późniejszych sobie nie zaprzecza i jedynie rozszerza myśli zawarte w pierwowzorze. Oczywiście przy tym wszystkim autor zapomina, że istnieją inne etyki, CO NAJMNIEJ KURWA NIE GORSZE, od katolickiej. Wojtyła nie wnosi nic nowego, klasyfikuje jedynie oczywiste rzeczy, stara się tworzyć definicję sprawom abstrakcyjnym co z punktu widzenia nauki jest jedynie żałosne jak jego próby uchwycenia w słowach ludzkiej natury (jak chociażby podczas próby ustalenia czym jest popęd ludzki gdzie dochodzi do wniosku, że on kurwa nie istnieje). Cała ta bebłaninia jak chociażby w laborens exceresens o pracy czy innych ogranicza się do jakiegoś widzi-mi-się i moge-to-napisze i nie jest poparta żadnymi dokonaniami wcześniejszych autorów, myślicieli czy filozofów. Wojtyła stara się być ponad to, jak jebany wolny elektron i stara się przemawiać jak jebany wielki moralizator co ma monopol na prawdę. Zresztą szkoda pierdolić, dużo byłoby tu pisania, a i tak trafnie nie da się wypunktować jak skurwysyńko marne i głupie było to co pisał. Ja niestety to ścierwo musiałem zdawać na egzaminie z obowiązkowego przedmiotu "katolicka nauka społeczna" na kierunku, który kurwa nie miał nic wspólnego z poczynaniami papaja. Wszystko to jest dostępne w internecie. Ktoś kto chce w końcu powtarzać mantrę o wielkim człowieku może poświęcić i bez wątpienia stracić trochę czasu
Zakładki