Dwa lata temu zapisałem się na kurs i po tygodniu lekcji przyszedł czas na oddanie pierwszego skoku z ~1200m tzw. skok na linę (czyli otwarcie spadochronu przyczepione jest do samolotu, więc jak wyskakujesz to automatycznie Ci po 2 sekundach otwiera).
Pierwszy skok i to żadnego instruktora na plecach, było mega. Stres przed był, ale w momencie jak wyjrzałem przez otwarte drzwi i zobaczyłem całą panoramę na Trójmiasto to powiedziałem sobie, że co mi tam. Wyskoczyłem, otworzyło i teraz trzeba było wylądować.
Wylądowałem kilometr dalej niż powinienem xD, zgarnąłem srogi opieprz, że latałem nad miastem i gdyby był większy wiatr to na bym nie wrócił na lotnisko.
Później próbowałem skoczyć jeszcze dwa razy ale przez warunki pogodowe się nie udało, potem zwichnięta stopa i jakoś zapał do skoków mi zgasł (im dłużej czekałem tym bardziej się stresowałem samym skokiem). Kiedyś wrócę jak będzie hajs, bo to droga zabawa.
Zakładki