Keyer napisał
To co piszesz czy myślisz, aktualny Ty, to całe Twoje życie. Tutaj myślałem o okresie gdzie jesteś dzieckiem. Jako dziecko mają na Ciebie wpływ rzeczy, które będą miały wpływ na Twoje przyszłe życie, ale nawet nie masz wtedy o tym pojęcia.A co jeśli kiedyś faktycznie uświadomisz sobie, że Twoje aktualne zachowanie mogło być przez zwyczajnie ukształtowane przez pewne momenty w życiu?
Nie potrafię nikomu określić dlaczego odnoszę się w taki sposób, piszę czasami ogólnie, zbyt ogólnie, zatracając puente.
Ostatnie zdanie brzmi tak, jakbyś żył w jakimś stanie fantasmagorii, PS to prawda. Co do całej reszty, okresu dzieciństwa i szeregu informacji na temat swojego postępowania i zachowania. Skoro już o tym mówisz, to ja mógłbym pokusić się o stwierdzenie, że depresja może narastać z poziomem świadomości chorej osoby. Im więcej wiemy o życiu, jego aspektach i im bardziej widzimy jak wiele rzeczy jest beznadziejne, tym bardziej zadajemy sobie pytanie "Jaki jest cel próbowania?". Świadomość o beznadziei istnienia może mieć trzy skutki moim zdaniem i wszystkie trzy przerobiłem. Pierwszy to ogólna apatia i niechęć w stosunku do jakichkolwiek działań, no bo "A po co się starać? I tak umrę i to wszystko straci znaczenie razem z moim odejściem". Ogólnie nie polecam, bo można zapaść w ładny marazm, z którego naprawdę trudno się wybudzić. Drugi to "Raz kozie śmierć". Nie spróbujesz, nie wiesz. Życie to ulotna chwila, ale chodzi w nim o to, żeby robić swoje, zgodnie z własnym sumieniem a nie pod dyktando innych. Życie jest za krótkie, żeby żyć tak jak reszta. No i trzecia reakcja jest całkowicie neutralna, bardzo taoistyczna, godzisz się z tym, że kiedyś odejdziesz, ale mimo tego płyniesz z prądem i sobie żyjesz. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze zawsze żal za swoje czyny, który gdzieś tam podgryza Cię raz po raz, a im więcej tego żalu, tym bardziej intensyfikuje się smutek i poczucie winy. Uważam, że człowiek świadomy nie powinien żałować jakichkolwiek swoich czynów, no chyba, że naprawdę zrobił coś nieświadomie i wbrew swojej woli, ale nie wiem, musiałby być w stanie jakiejś hipnozy, amoku czy coś. Z tym, że amok da się jeszcze kontrolować a hipnozę nie bardzo. Do czego zmierzam? Ano zmierzam do tego, że okres dzieciństwa może mógłbym nazwać najpiękniejszym w swoim życiu, i niekoniecznie szczęśliwym, ale przynajmniej beztroskim i nieświadomym. I mimo tego, że uważam się za wieczne dziecko, które nie chce dorosnąć(świadomie), to widzę różnicę między sobą z czasów podstawówki, a między 24-latkiem, który świadomie musi podejmować decyzje czy obowiązki. Myślę, że natłok obowiązków też może przyprawić człowieka o depresje, szczególnie w momencie, kiedy wszystko go przerośnie, przestanie dawać sobie radę i zacznie wmawiać sobie, że jest do kitu, bo sobie nie może poradzić. Znam jeden taki przypadek, bo mój kumpel przez pracę w dużym korpo nabawił się depresji(stwierdzonej przez psychiatrę). Świadomość to miecz obusieczny. Można z nim iść przez życie, wojować i zwyciężać, ale można również dźgnąć się samemu jak się z niego nieumiejętnie korzysta.
Zakładki