Imo juz przesadzone. Jak teraz powiesz co jest nie tak, to będzie "możesz przestać być zazdrosny?" "nie możesz zakazać mi rozmawiania z innymi", oraz wszechobecny krzyk i nienawiść... Wiem co mówię, że tak powiem.
Trochę zmieniając temat, muszę się z sumie trochę pochwalić.
Miałem dziewczynę półtora roku, prawie dwa. Generalnie to był toksyczny związek w chuj, ale nie wiem, jakoś tak trzymało mnie przy tym jakieś przyzwyczajenie, czy coś. Może dlatego że to była moja pierwsza dziewczyna taka na poważnie, pierwszy raz. Nie wiem. W każdym razie wszelki mój kontakt z dziewczynami był rozliczany pod łatką zdrady, no więc siłą rzeczy często były kłótnie. Zanim ją poznałem, miałem przyjaciółkę. Spotykaliśmy się, dobrze mi się gadało, jak z kumplem. Problem w tym, że ta moja dziewczyna niespecjalnie przepadała jakoś za tą moją kumpelą. Nie powiedziała mi na starcie że mam z nią zerwać kontakt, no ale czasem np jakaś jej popierdolona koleżanka widziała mnie na mieście jak nawet rozmawiam z jakąkolwiek przypadkowo spotkaną laską, to od razu donos i kolejna awantura. Nie wspominając co się działo jeśli rozmawiałem z tą moją kumpelką właśnie... Drugi raz, trzeci, awantura życia. Raz też po coś do niej musiałem zadzwonić, potem przecież ślad został w historii połączeń i przypadkowo się też wydało... Koniec końców doszło do tego, że postawiono mi ultimatum. Albo jedna, albo druga. Nie wiem co mną kierowało. Czy ruchanie, które właśnie w tamtym czasie zostało przeze mnie zasmakowane pierwszy raz? Czy już przyzwyczajenie? Chuj wie. No ale byliśmy dalej razem, no ale ja musiałem się wyjebac na przyjaciółkę. Wyrzuty sumienia mnie niszczyły, za każdym razem potem jak było jakieś nawiązanie do niej wśród kolegów (no bo oni też ją znali, no ale że mną szczególnie się przyjaźniła), to wszystko powracało, ale nie mogłem nic zrobić. Później ona wyprowadziła się do Niemiec, a mi może trochę ulżyło, bo trochę mi zagłuszyło sumienie, czy coś. W każdym razie słyszałem, że wróciła na jakiś czas chwilowo do polski. Trochę się zmieniło, co najważniejsze to, że skończyła mi się moja cierpliwość i po prostu zerwałem. A starej przyjaciółce byłem coś winien. Zapytałem czy możemy wyjść na chwilę, posiedzieć. Opowiedziałem wszystko, przeprosiłem... Okazała się lepszym przyjacielem niż ja, bo w sumie wybaczyła. Niemniej jednak była to najtrudniejsza rozmowa w moim życiu, a dumny z siebie jestem dlatego, że ją podjąłem!
Zakładki